Szczerze to mój hype na Moon Knight nie był jakiś wysoce wielki. Cieszyłem się, że zobaczę Oscara Isaaca, dodatkowo super zobaczyć jakąś nową postać w MCU. Jednak ani to nie czytałem z nim wielu komiksów, ani też nie byłem z nim wielce związany. Dziś, po seansie pierwszego odcinka mogę powiedzieć, że Marvel Studios zrobili świetny krok wychodząc poza swoje ramy, które kierują pod młodszego odbiorcę.
Moon Knight opowiada historię Stevena Granta, który jest szarym, niczym niewyróżniającym się Brytyjczykiem, chodzącym codziennie do monotonnej pracy w muzeum. Jednak pewnego dnia dzieje się coś, co zmienia jego życie na dobre. I szczerze? Trochę trudno mi opisać co tak naprawdę się wydarza. Dlaczego? Bo nie jestem w ogóle zaznajomiony z tą postacią. Dodatkowo pierwszy odcinek jest bardzo chaotyczny i nie mówi nam wprost jak Steven Grant stał się Markiem Spectorem. Możliwe, że zostanie to wytłumaczone dopiero w późniejszej fazie produkcji, lecz tutaj jeszcze tego nie wiemy.
kadr z serialu Moon Knight
Całe tempo prowadzenia historii jest dobrze zrównoważone, bo powolutku poznajemy codzienne życie Stevena, po to, by przejść do akcji. Serial ma niezwykle tajemniczą otoczę i (patrząc na produkcje Marvel Studios) jest bardzo mroczny. Nie mamy tutaj gloryfikowanej przyjaźni czy ciepła rodzinnego, a wyalienowanie oraz mrok. Dodatkowo egipski klimat i symbolika nadaje ponurego tonu. Wyjadacze mogą poczuć się trochę jakby oglądali
Daredevila, bo w sumie najłatwiej porównać oba marvelowskie twory. Rzekłbym, że jest to nawet horror dla młodszych widzów. Mimo iż brzmi to niezwykle głupio, to tak w pewnym stopniu jest.
Obsada również stoi na wysokim poziomie. Oscar Isaac to chyba najlepsze, co przytrafiło się Marvelowi od czasów Roberta Downey Jr. czy Hugh Jackamana. Aktor wpasowuje się idealnie do tej roli, a jego gra aktorska to istny majstersztyk. Również Ethan Hawke w roli Arthura Harrowa wypadł niesamowicie dobrze. Czuję, że za parę tygodni, fani Marvela wręcz pokochają tę postać, bo wiem, że to nie jest jeszcze wszystko, co dla widzów przygotowano.
fot. Kadr z serialu Moon Knight
Niestety ja, jak to ja, zawsze muszę na coś ponarzekać. Jak już mówiłem - serial jest niesamowicie chaotyczny. Dużo cięć w kulminacyjnych momentach niezwykle mnie rozproszyło, lecz pewnie to moja wina, bo jak mówiłem - nie znam genezy postaci, ani nie przeczytałem żadnego komikus z Moon Knightem. Również zawiodło CGI. Przyznam, że bardzo mocno kłuje w oczy. Efekty wyglądają trochę jakby wyjęte z początku XXI wieku, aniżeli na wysokobudżetowy produkt filmowego giganta. Szczerze? To Colossus z
Deadpoola nie bolał tak bardzo, jak efekty specjalnie w
Moon Knight.
Muszę przyznać, że jest to bardzo bezpieczny start. Nie dostaliśmy wszystkiego na tacy, ani też nie dostaliśmy za mało. Serial zapowiada się naprawdę bardzo dobrze, mimo swoim małych potknięć. Widać, że twórcy, podobnie jak Chloe Zhao czy Taika Waititi uzyskali od Kevina Feige więcej swobody, przez co czeka nas bardziej dojrzała produkcja, aniżeli poprzednie.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.