Czwarta faza Marvel Cinematic Universe powoli zbliża się ku końcowi. Przy wszystkich tych 12 produkcji, jakie dotychczas nam zaprezentowano, to szczerze nieliczne odsłony mi się podobały. Większość z tych filmów cierpi na niezwykłą powtarzalność czy brak jakiejkolwiek oryginalności. Fakt, faktem że przy serialach twórcy mają więcej swobody, ale zastanówmy się nad tym czy ilość idzie za rękę za jakością? Ms. Marvel jest idealnym przykładem, że nie.
Gdy recenzowałem pierwszy odcinek
Ms. Marvel byłem zachwycony. Było świeżo, było wesoło, było młodzieżowo. Niestety z odcinka, na odcinek serial tracił na jakości. Stawał się coraz brzydszy, przewidywalny oraz nietrzymający się kupy. Przygoda Kamali Khan w MCU jest może romansem tego blockbusterowego giganta z kulturą orientalną, lecz romans ten nie wypada wcale dobrze. Rzekłbym, że seriale Marvela to istna sinusoida, więc nadzieja w
I Am Groot czy też
She Hulk.
Gdy Marvel zaprezentował nam swoje seriale, wielce się ucieszyłem. Początkowo każdy z nich sprawdzałem równo z dniem premiery. Każdy piątek (czy z czasem środa) były dla mnie małym świętem. Z czasem jednak regularność ta ustąpiła, gdyż robiło się po prostu coraz gorzej. Tak jest właśnie z
Ms. Marvel. Młodzieżowy serial Disney+ nie ma w sobie ani ładu, ani składu. Cała historia jest niesamowicie nudna, większość postaci zachowuje się, jakby straciła własne ja, a skróty myślowe dodatkowo odbierają na całej logice. Jak to kiedyś mówił Tomasz Raczek, jest to istny pasztet, do którego wrzucamy różne składniki. Tutaj możemy wrzucić ciekawy zamysł, sporo orientalizmu, ogrom słabego CGI, a wszystko to stworzone przez osobę, która nie ma na to żadnego pomysłu mimo ogromnej swobody twórczej.
Muszę przyznać, że trzymałem mocno kciuki za ten serial. Niemniej z odcinka na odcinek robiło się tylko coraz gorzej. Zarówno prowadzenie historii, luki fabularne oraz nieciekawi antagoniści (ten dżiny czy jak oni tam mieli, są gorsi niż Flag Smashers) psuli mi odbiór. Możliwe, że jest to spowodowane tym, że serial jest po prostu krótki i nie zdążył mi opowiedzieć wszystkiego.
Stranger Things swoją długością pokazuje to, iż na streamingach nie trzeba się ograniczać do 40 minut, a można zaszaleć do ponad godziny. Przedstawmy to wolniej, a dokładniej.
Lecz czy
Ms. Marvel ma jednak same minusy? Otóż nie. Tak jak mówiłem, zarówno odcinek pierwszy, drugi i ostatni są naprawdę dobre. Gdyby twórcy chcieli, mogliby zrobić z tych trzech, wydłużonych epizodów świetny miniserial, który zdecydowanie byłby lepszy, aniżeli efekt końcowy. Większość postaci owszem, ma zagubione własne ja, lecz są też warte uwagi. Przykładem jest Bruno, geniusz i jeden z kandydatów na następcę Tony'ego Starka. Serial pozwala nam również lepiej poznać kulturę pakistańską, a także podziwiać niezwykłe widoki z orientalnych krajów.
Niestety Marvel Studios ostatnio strasznie podupadli w moich oczach. 4. faza wypada niezwykle średnio. Szczerze to poza
Multiwersum obłędu,
Eternals,
WandaVision,
Shang-Chi,
Hawkeye oraz
Moon Knight nie podobało mi się nic aż tak bardzo, co zasługuje na więcej uwagi.
Loki był (tylko) fajny,
Czarna Wdowa była co najwyżej ok, do
Thor: Miłość i grom miałem ogromne oczekiwania, lecz Feige związał Taice ręce. O
Falconie i Zimowym Żołnierzu,
What If...?, Spider-Man: Bez drogi do domu oraz
Ms. Marvel po prostu chciałbym zapomnieć jak najszybciej. Kevinie Feige otwórz oczy!
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.