Skakaliśmy w Showmaxie po ścianach z radości – tak opisał reakcję na wieść o możliwości zatrudnienia do swej produkcji Andrzeja Seweryna i Dawida Ogrodnika główny producent Rojsta. Dodajmy do tego najważniejszą rolę kobiecą powierzoną Zosi Wichłacz. Idzie wtedy wręcz zadać pytanie – Czy da się w tym kraju lepiej obsadzić serial? Może się da, ale byłaby to kwestia poważnego kombinowania. Tegoroczna ofensywa Showmax dochodzi do punktu kulminacyjnego. Rojst na platformie od niedzieli, a my sprawdzamy jego dwa pierwsze odcinki.
Witold Wanycz to bardzo doświadczony dziennikarz. W końcu jednak chciałby się wyrwać z przygnębiającego swoją nijakością miasteczka. Nijakością, ale także układami i całą otoczką peerelowskiego okresu. Gdy tak się wyrywa, miasteczko nawiedza tajemnicza seria zabójstw i samobójstw. Wiadomo, że na nią będzie musiał zostać.
W tym samym czasie do miasteczka sprowadza się Piotr. Jest młodym ambitnym dziennikarzem i ma piękną żonę w zaawansowanej ciąży. Szykowany jest na zastępcę 53-letniego Witka (tak, pan Andrzej Seweryn naprawdę jest nieco starszy i trochę to widać), jednak na razie będzie miał okazję jeszcze trochę się od niego nauczyć.
Duet Seweryn i Ogrodnik urósł w Polsce
Ostatnią Rodziną na tyle, że byliby w stanie sami pociągnąć ten projekt. Jeszcze kilka takich duetów i Dawid czasem, jak się zapomni będzie wołać do pana Andrzeja
Tato. Na szczęście mają bardzo mocne wsparcie. Aktorsko pierwsze dwa odcinki wyglądają bowiem lepiej niż znakomicie. Już w dwóch pierwszych odcinkach możemy podziwiać bardzo ciekawe role Gabrieli Muskały czy Magdaleny Walach, a to dopiero początek. Serial ma bowiem w obsadzie np. Piotra Fronczewskiego, którego w dwóch pierwszych epizodach mało, Jacka Belera w kolejnej roli
złego czy młode nowe twarze w postaci Jana Cięciary i Nel Kaczmarek. Ci, których widziałem do tej pory, są świetni, a reszta się znakomicie zapowiada.
Kolejny bardzo mocny punkt to dopieszczona, zrobiona z dbałością o najmniejsze nawet detale scenografia. Brudne opuszki palców dziennikarzy, zadymione puby z lat 80. czy
reeboki Andrzeja Seweryna, wszystko robi niesamowite wrażenie. We współczesnym polskim kinie i telewizji trudno jest mi sobie przypomnieć tak pieczołowite oddanie realiów. Autentyczności dodaje również znakomity soundtrack, pełen kultowych hitów epoki. Jest Rezerwat, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Maanam, a wszystko przyćmiewa znakomity cover
Wszystko czego dziś chcę Moniki Brodki. Utwór wykonywany w oryginale przez Izabelę Trojanowską w końcu stał się słuchalny. I to jak!
Rojst ma ciężki i duszny klimat, ale nie brakuje w nim humoru. Humoru płynącego z różnych źródeł. Mamy niezbyt natrętne absurdy PRL-u, wzbudzające uśmiech nieoczywiste wybory obsadowe, ale także dobry humor sytuacyjny, rozładowujący ogólne napięcie.
Chwalę i chwalę, bo jest za co. Pierwsze dwa odcinki to kawał znakomitego serialu, a w dodatku obiecują jeszcze więcej po kolejnych. Rzecz w tym, że na pierwszy sezon zapowiedziano ich tylko 5. Szum będzie duży, pochwały będą spływać, ale nie sposób nie odnotować, że wszystko to się zaraz skończy. A jeśli
Rojst będzie trzymać poziom albo, czego mu życzę, jeszcze go podwyższy, będziemy za nim bardzo mocno tęsknić. Jednak, jak to mądrze powiedziała nam Zosia Wichłacz w wywiadzie,
lepiej mieć czegoś niedosyt, niż przesyt…
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.
Kontakt pod [email protected]