Wyobraźcie sobie, że tracicie wszystko co kochacie. Dom, rodzinę, przyjaciół, ukochaną osobę. Co wtedy? To czuła Wanda Maximoff po wydarzeniach z Avengers: Koniec Gry. Za nami ostatni odcinek WandaVision, który sprawił, że serce zaczęło mi bić szybciej, a emocje sięgnęły zenitu.
Jest to pierwszy serial Marvela, który był emitowany co tydzień na Disney+. I właśnie tym serialem Marvel udowodnił, że bierze je na poważnie. Sitcomowa otoczka, która towarzyszyła przez kilka odcinków, rozbawiała nas do łez. Nie zapominajmy, że to tylko pozory. Wydarzenia, które zobaczyliśmy na ekranach naszych telewizorów potrafiły przyprawić o dreszcze, a także wzruszały nas do łez. Nie bez powodu reżyser
WandaVision mówił, że serial jest o bólu Wandy. Oglądając go, możemy poczuć więź z główną bohaterką i to jest momentami naprawdę bolesne. Bo jednak czujemy ten smutek. Czujemy stratę Wandy i tęsknotę za normalnym życiem.
https://www.youtube.com/watch?v=sj9J2ecsSpo
Tak naprawdę to w serialu nic nie jest oczywiste poza tym, że Wanda ma swój własny świat, a różne teorie sprawiały, że nie mogliśmy się doczekać piątku, gdyż każdy odcinek zostawiał jakieś niedopowiedzenia. Wiele osób twierdziło, że serial ten wprowadzi multiwersum, że zobaczymy jego rozpad. Nie potrafię zliczyć, ile widziałem teorii na temat Mephisto.
Ale przejdźmy do rzeczy. Wanda zabiera nas do swojej rzeczywistości, czyli do WestView. Chce tam ułożyć swój własny świat, gdzie w końcu może być szczęśliwa i nikt jej nie będzie przeszkadzać. I tak właśnie jest... do pewnego czasu. Serial zaskoczył mnie pod względem fabuły, gdyż tak jak mówiłem, związałem się bardzo z główną bohaterką. Co ciekawe, nie tylko z nią, bo bardzo fajnie przedstawiono nam postaci drugoplanowe. Mówię tutaj między innymi o Darcy Lewis czy Jimmym Woo, którzy byli mi tak naprawdę obojętni, bo ich postacie nie były rozwinięte, a miały wielki potencjał, który zobaczyliśmy w tym serialu.
fot. kadr z serialu WandaVision
Jak oglądałem całość za pierwszym razem, nie spodziewałem się tego, co się może wydarzyć, bo szczerze? Mogło wydarzyć się wszystko. Osobiście uważam, że tak powinno się robić seriale. Nie jest to może idealnie odwzorowany komiks
Ród M czy
West Coast Avengers (na których ta produkcja była wzorowana), ale co z tego? Mimo ogromnych oczekiwań, gdyż
Ród M jest moim ulubionym komiksem, to nie zawiodłem się. Całość bardzo fajnie łączy się ze sobą mimo momentalnych zapychaczy w stylu czwartego odcinka. Żaden epizod mnie jednak nie zawiódł, a jedynie podniósł lub obniżył ekscytację (choć w moim przypadku w większości było to pierwsze).
Jedyne, co mnie zawiodło, to to, że niektóre teorie się nie potwierdziły. Mały niesmak pozostawił mi ostatni odcinek, w którym dowiadujemy się czegoś o pewnej postaci. Nie odbiera to jednak całości i daje nam rozrywkę najwyższych lotów. Serial daje nam wszystko, do czego nas przyzwyczaiły produkcje
Marvela. Śmiech, wzruszenie oraz oczywiście walki na najwyższym poziomie (Są też scenki po napisach!).
fot. Kadr z serialu WandaVision
Cóż tu rzec, ̶i̶d̶e̶a̶ł̶ ̶k̶o̶b̶i̶e̶t̶y̶ Elizabeth Olsen oraz Paul Bettany jak zwykle pokazali nam to, co potrafią robić najlepiej. Genialne odwzorowanie postaci Scarlet Witch oraz Visiona, masę śmiechu, kilka godzin dobrej zabawy. Jeśli każda produkcja Marvela będzie na takim poziomie jak ta - Disney, bierz moje pieniądze. Nie mówię tego tylko z racji bycia wielkim fanem tego uniwersum. Pozycja ta broni się dobrze na tle hitów w stylu
Breaking Bad,
Stranger Things czy innego giganta w tym stylu. Trzyma w napięciu do ostatniej chwili, ma wpadające w ucho czołówki i zostawia genialne zakończenie, które zaskoczy każdego. Polecam z całego serca (choć warto znać MCU, by ogarnąć o co w tym chodzi).
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.