Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wikingowie – recenzja I połowy 6. sezonu!

Autor: Mateusz Chrzczonowski
15 lutego 2020

Serial Wikingowie jest już na ostatniej prostej, jednak na wielki finał przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Po pierwszych dziesięciu odcinkach czeka nas bowiem kilkumiesięczna przerwa przed drugą częścią sezonu. Przyjrzyjmy się więc, jak wypadła I połowa ostatniego, 6. sezonu serialu

Główna seria Wikingów ma skończyć po 6. sezonie. Dla wielu fanów może być to bolesna decyzja, niestety trzeba przyznać, że serial potrzebował już zakończenia. Pewnie można by rozwinąć jeszcze kilka wątków, ale dla sporej rzeszy widzów serial skończył się razem z Ragnarem. Sam tak nie uważam, bo nadal lubię śledzić poczynania synów Ragnara, a ich liczne niesnaski też miały swoje momenty. Nie da się jednak nie przyznać, że spadek formy był. Twórcom często brakowało odważnych decyzji i akcja zaczynała zataczać przynudzające kręgi. I dlatego też decyzja o zakończeniu serii nadeszła w idealnym momencie - w końcu można było zdjąć ograniczenia twórcze i dać widzom kilka szokujących fabularnych rozwiązań. https://www.youtube.com/watch?v=BA3v1RSssXE

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 3. sezon The Sinner

W 6. sezonie w Kattegat wszystko zaczyna wracać do normy po pokonaniu Ivara. Bjorn zasiada na tronie i rozpoczyna swoje rządy. Niedługo jednak otrzymuje prośbę od Haralda, aby ruszyć mu z pomocą w odparciu najeźdźcy na jego ziemie. Oczekuje tego w zamian za wsparcie w bitwie o Kattegat. Gdy Bjorn decyduje się mu pomóc, wpada w zasadzkę króla Olafa. Ten jednak zamiast o poddanie prosi Bjorna, by wsparł jego inicjatywę zjednoczenia Norwegii pod przewodnictwem jednego króla. Oczywistym kandydatem miał być Bjorn, syn Ragnara. Tutaj jednak wkracza Harald, podstępem niwecząc cały plan. Wątek Bjorna i elekcji króla całej Norwegii, choć początkowo dość ciekawy, to jego ostateczne rozstrzygnięcie nie przyniosło satysfakcji, a też chyba nie będzie miało dużego znaczenia w kontekście całego sezonu.
Fot. Kadr z serialu Wikingowie sezon 6A

Zobacz również: Sex Education – recenzja 2. sezonu genialnego serialu Netflixa

Ciekawiej było za to po drugiej stronie Morza Bałtyckiego, czyli na Rusi Kijowskiej. To właśnie tam po przegranej bitwie udał się Ivar i zaskarbił sobie przychylność miejscowego władcy, Olega Proroka. Dzięki jego pomocy Ivar mógł ponownie wykaraskać się z beznadziejnej sytuacji i zaplanować zemstę na braciach. W szóstym sezonie postać kalekiego syna Ragnara została mocno złagodzona i nie uświadczymy już dziwnych odchyłów psychicznych. Ivar stał się bardziej wyrachowany i powoli realizował swoje knowania, mające doprowadzić go z powrotem na szczyt. Rolę zbzikowanego władcy obejmuje Oleg, który nie szczędzi zachować mających pokazać, kto tu rządzi. On również nie ma skrupułów co do swoje rodziny i gdy poczuje zagrożenie pozycji, podejmuje drastyczne decyzje. Z tej dwójki w 10 pierwszych odcinkach lepiej wypada jednak Ivar, który dzięki większej powściągliwości zyskuje na autentyczności. Z czego najbardziej zapamiętam pierwszą część 6. sezonu? Zdecydowanie z niesamowitego 7. odcinka będącego jednym, wielkim pogrzebem i hołdem dla bardzo ważnej postaci serii. Jej śmierć z poprzedniego odcinka mogła wywołać zawód, gdyż pewnie wiele osób chciałoby, żeby odbyło się to w bardziej spektakularny sposób. Mimo wszystko było to domknięcie klamry przepowiedni sprzed kilku sezonów. Na pewno jednak nikt nie narzekał, w jaki sposób twórcy pokazali pożegnanie postaci. Może będzie to zdanie na wyrost, ale dla mnie była to jedna z najlepszych scen pogrzebowych w popkulturze. Cały odcinek posiadał wszystko to, co dobre w Wikingach. Począwszy od przygotować do ceremonii, poprzez obrządek składania ludzkiej ofiary, aż do samej ceremonii, która ociekała klimatem oraz silnymi emocjami. Choć obserwowaliśmy tylko pożegnanie fikcyjnej postaci, to trudno było opanować wzruszenie. I jeszcze te wizualizacje nawiązujące do wierzeń wikingów – wszystko było tu idealne.
Fot. Kadr z serialu Wikingowie sezon 6A

Zobacz również: The Expanse – recenzja 4. sezonu jednego z najlepszych seriali SF w historii

Konstrukcja historii pierwsze części 6. sezonu Wikingów przypominała poprzednie odcinki. Już po dwóch epizodach wiadomo było, do czego zmierza fabuła i kto ostatecznie zmierzy się z kim. Ivar wraz z Olegem szybko doszli do porozumienia, że trzeba zaatakować Norwegię, a na tronie zasiądzie jej prawowity władca, czyli Ivar, syn Ragnara. Z drugiej strony Bjorn, mimo przegranych wyborów, musiał wziąć obronę kraju w swoje ręce, bo nowy król idealnym władcą się nie okazał. Wszystko więc zmierzało do nieuniknionego starcia, którego ostatecznie doczekaliśmy się w ostatnim odcinku. Bitwy w Wikingach nadal robią wrażenie i nie inaczej było tutaj. Zaskoczyć mogła przewaga Rusinów, którzy okazali się niesamowicie silni, a wikingowie zostali postawieni w niezwykle trudnej pozycji. Na rozstrzygnięcie walki musimy jednak poczekać do drugiej połowy sezonu, bo twórcy urwali w dość newralgicznym momencie, gdzie śmierć prawdopodobnie poniosła bardzo ważna postać. Z innych wartych wspomnienia elementów 6. sezonu Wikingów jest między innymi polski akcent. W szóstym odcinku w ważnej scenie śmierci podkład muzyczny zapewnił polski Teatr Pieśń Kozła oraz Anna Maria Jopek. Choć byłem pewien, że będzie to marginalnym występ, to jednak pieśń w tak ważnym momencie zrobiła ogromną robotę i zdecydowanie zapadła w pamięć. Do tego drugi utwór idealnie sprawdził się w już omawianej przeze mnie scenie pogrzebu. Poza tym muzyka w Wikingach to nadal bardzo wysoki poziom, gdzie z ogromną przyjemnością słucha się soundtracku w wykonaniu Wardruny i Trevora Morrisa. Ze scen walki wspomnę jeszcze o cudownym starciu Lagerthy z szóstego odcinka, który mroził krew w żyłach swoją intensywnością.
Fot. Kadr z serialu Wikingowie sezon 6A

Zobacz również: Najlepsze filmy studia Ghibli!

Rozumiem osoby, które przygodę z Wikingami odpuściły sobie jakiś czas temu. Głowna oś fabularna już dawno temu przestała dawać nam ciekawe wątki i głównie skupiała się na rywalizacji synów Ragnara. Zdaje się jednak, że ostatni sezon próbuje trochę to zmienić, dając nam odważne decyzje co do przyszłości kluczowych postaci. Zdecydowanie zadziałał tu syndrom ostatniego sezonu, gdzie twórcy już nie musieli przejmować się planowaniem dalszych przygód bohaterów, tylko mogli spokojnie pójść w mniej oczywiste rozwiązania. Nadal jednak główna historia nie zaskakuje, ale przynajmniej parę razy po drodze dostarczyła nam emocjonalnych momentów. Szczególnie podczas tego niesamowitego siódmego epizodu, który na zawsze zostanie w moim serduszku. Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję na mocne zakończenie, bo ta historia zdecydowanie na to zasługuje. Ilustracja wprowadzenia: History

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.