Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

hotel royal

Egzorcyzm – recenzja filmu! Crowe znów w sutannie

Autor: Adam Kudyba
27 czerwca 2024
Egzorcyzm – recenzja filmu! Crowe znów w sutannie

Gdy 50 lat temu kręcono legendarnego Egzorcystę Friedkina, niektóre osoby zaangażowane w film, jak i ich bliscy byli świadkami zdarzeń opisywanych jako fatum nad produkcją. Podobnie chyba wyrażano się też o Omenie. Wydeptaną przez tę mitologię ścieżką stara się iść Egzorcyzm, który, choć potyka się więcej niż dwa razy, całościowo jest lepszy, niż się na to zapowiadało.

Anthony Miller (Russell Crowe) był dawniej jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów, gwiazdą kina akcji. Choroba nowotworowa żony, jej śmierć, a następnie zatopienie się w uzależnieniach sprawiły, że Anthony na długo zniknął z ekranu, a także z życia własnej córki (Ryan Simpkins), z którą właśnie odnawia kontakt. Los jednak zdaje się mu dać jeszcze jedną szansę, bowiem ma zastąpić jednego z aktorów, który ginie w trakcie zdjęć do najnowszego horroru „Georgetown”. Mężczyzna będzie musiał – dosłownie i w przenośni – zmierzyć się z demonami.

Paradoksalnie jest to, w jakiś B-klasowy sposób, biograficzny film o Russellu Crowe, który niewątpliwie był ikoną w swoich czasach świetności: Gladiator, Piękny umysł, Człowiek na ringu, Tajemnice Los Angeles – to zaledwie kilka tytułów, w których aktor zachwycał na przestrzeni lat swoimi kreacjami. Co się jednak stało, że ostatnimi laty jego kariera skierowała się ku niszowym produkcjom? To wie zapewne wyłącznie sam zainteresowany, tak jak inne ikony kina, których filmografia jednak potoczyła się dużo gorzej (tak, panie Travolta, zwłaszcza do pana mówię).

Tak naprawdę, gdyby Egzorcyzm porzucił swój opętańczy wątek i skupił się wyłącznie na motywie aktora targanego przez demony przeszłości, wracającego do dawnego fachu i nadrabiającego relację z bliskimi, byłby naprawdę dobrym dziełem. Joshua John Miller (reżyser i współscenarzysta) kieruje swój film na dobre tory szczególnie wtedy, gdy ukazuje Anthony’ego przygotowującego się do pracy na planie, niekoniecznie mogącego się odnaleźć, w otoczeniu m.in. bezdusznego reżysera (Adam Goldberg) podejrzewającego go o powrót do nałogu. Ciekawie podjętym wątkiem jest także ten dotyczący dzieciństwa Anthony’ego, z którego wspomnienia uruchamiają się, gdy przychodzi mu zagrać księdza. Nie jest to może najlepszy komentarz filmowy dotyczący pracy aktora i metod angażowania się w odgrywane role, ale i tak wypada on zaskakująco dobrze.

Egzorcyzmowi generalnie nieźle idzie na polu psychologicznym, problem jednak w tym, że widz wie więcej niż bohaterowie filmu. Mam wrażenie, że lepiej zadziałałoby, gdyby poprowadzić wątek opętania wprawiając oglądającego w wątpliwości, czy dzieje się to naprawdę, czy w pokiereszowanej i wyniszczonej przez alkohol psychice głównego bohatera. Byłoby to fajne igranie z widzem, pomysłowe zacieranie się tego co jest realne, a co nie. Tymczasem, zupełnie niepotrzebnie, z Egzorcyzmu za często robi się średni straszak, dla którego plan filmowy i dobre pomysły twórców są jedynie małymi punktami, niewiele znaczącą dekoracją. Wiemy praktycznie od początku, że Anthony będzie/jest opętany, przez co umyka suspens.

Będąc w temacie, film Millera nie jest specjalnie straszny. Jumpscare’y są przewidywalne, generalnie cała horrorowa otoczka stoi na dużo niższym poziomie niż cała reszta. Cały wątek demona opętującego Anthony’ego jest zupełnie zbyteczny i niszczy potencjał całości. A szkoda, bo Russell Crowe robi co może, żeby widz uwierzył w jego postać. Uważam, że pomimo skrętu w średnio udane produkcje, aktor wcale nie zatracił swoich umiejętności. Wiarygodnie wciela się w byłego gwiazdora, który doświadczył, jak i wyrządził wiele zła. Generalnie obsada jest zaskakująco bogata w ciekawe nazwiska (Chloe Bailey, Sam Worthington, Ryan Simpkins), ale nie korzysta z nich w interesującym stopniu – jedyną godną uwagi gwiazdą jest tu wyłącznie Crowe.

Finalnie, Egzorcyzm pozostaje czymś, co miało w sobie zaskakująco dużo potencjału i ciekawych pomysłów, jednak nie znalazły one odpowiedniego ujścia. Mówiąc bez ogródek, niepotrzebnie zrobiono z tego filmu horror o opętaniu, jednak przynajmniej dano pograć Russellowi, który znów pokazuje, że choć film może rozczarowywać, to on zawsze wyciągnie go w górę choćby o milimetr.

Więcej recenzji filmowych na łamach Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.