François Simard, Anouk Whissell i Yoann-Karl Whissell, czyli kanadyjski kolektyw filmowy Roadkill Superstars, odstawił BMX-y i po filmowych wędrówkach w przyszłość oraz przeszłość zajął się teraźniejszością. Do tej pory o RKSS wiadomo było, że są dobrymi naśladowcami, którzy umiejętnie bawią się kinem oraz gatunkami. Udowadniali to pastiszowym sci-fi postapo Turbo Kid oraz stylizowanym na ejtisowy thriller sci-fi Lato 84. W swoim najnowszym filmie na warsztat wzięli konwencję slashera i chociaż daleki byłbym od stwierdzenia, że Wake Up jest konwencjonalny, to na pewno pozostawia pewien niedosyt.
Fabuła nie jest skomplikowana. Ot, grupa młodych ekoaktywistów w ramach protestu klimatycznego postanawia wkraść się i zdewastować nocą sklep meblarski w stylu Ikei. Są jednak na tyle nieostrożni, że ich plan odkrywa para z pozoru niegroźnych ochroniarzy. Na ich nieszczęście jeden z nich problemy psychiczne i szczególny zestaw umiejętności, które sprawią, że aktywiści w zwierzęcych maskach przeistoczą się w zwierzynę łowną i doświadczą nocy terroru.
Skomplikowana i nieoczywista jest za to charakterystyka bohaterów, która może fanom horroru przypominać zabieg zastosowany w Nie oddychaj Fede Álvareza. Podobnie jak w filmie z 2016 roku i w Wake Up nie ma klarownego podziału na dobrych i złych, a każda ze stron jest zarówno ofiarą i oprawcą. Działania, motywacje i stosowane metody postaci są niejednoznaczne, a szczątki sympatii zależeć będą od osobistych preferencji widzów i nagięcia własnych kodeksów moralnych. Z jednej strony mamy w filmie młode osoby, które w imię słusznych wartości łamią prawo i dokonują aktu wandalizmu. Z drugiej strony mamy poniżanego przez pracodawcę i brata mężczyznę oraz lekceważonego przez lewicowych nastolatków człowieka klasy robotniczej, w którym następuje erupcja nagromadzonej frustracji, lecz jej ujście przybiera wyłącznie formę bezlitosnej i morderczej ścieżki.
Inna sprawa, że ekranowe postaci są w filmie ledwie naszkicowane. Niby aktywiści dostają pojedyncze momenty, by za pomocą dialogów opowiedzieć coś o sobie, to ciężko nie odnieść wrażenia, że to zwykle scenariuszowe alibi. Młodzi bohaterowie funkcjonują tu raczej jako zbieranina ludzi i służą przede wszystkim za mięso armatnie. Brak głębi wynika i z wątłego metrażu filmu (ok. 80 minut) i z równoprawnego przedstawiania historii z perspektywy ochroniarzy, którzy otrzymali całkiem sporą ekspozycję. Nie dziwi to, bo Turlough Convery jako lekceważony ochroniarz plus size, ukryty myśliwy, to najmocniejszy punkt filmu. Aktor nie wygląda na bohatera kina akcji, ale w udany i nieprzerysowany sposób wciela się zarówno w pełnego frustracji człowieka, jak i ogarniętego szałem zabijania psychopaty. Wykreowana przez niego postać zdecydowanie zasłużyła na własną pastę pod tytułem „Mój brat to fanatyk łowiectwa prymitywnego”.
W Wake Up znajdują się wątki korporacyjnej ekościemy, greenwashingu, bezrefleksyjnego konsumpcjonizmu, ale twórcom daleko jest do nakładania w swoim filmie większego nacisku na nagłośnienie ekologicznych problemów. Zresztą horror Kanadyjczyków można odebrać również jako swoistą odpowiedź sztuki na ataki ekoaktywistów na sztukę, która ma miejsce np. w muzeach. Wybranie na bohaterów osoby, które reprezentują powierzchowny aktywizm czy wręcz patoaktywizm, bo pod płaszczykiem ochrony Amazonii urządzają sobie zabawę w paintball i rzucają się klopsikami, a największe emocje wzbudza w nich viralowość pomysłu, można odebrać również jako krytykę i satyrę na działania współczesnych ugrupowań i uzależnienie od internetowej sławy Generacji Z. A samego ochroniarza wyobrażającego sobie, że poluje na zwierzęta można też na siłę traktować jako personifikacje korporacji niszczącej ekosystemy dla własnej satysfakcji. Żeby nie było, to wszystko znajduje się filmie RKSS jako tło, bo kanadyjskiemu tercetowi zależy przede wszystkim, by widzowie czerpali przyjemność z przedstawienia zaskakującego zabijanka za pomocą kolejnych myśliwskich broni, pułapek i psychologicznych sztuczek oraz zwrotów akcji. I faktycznie, jest w Wake Up kilka interesujących pomysłów inscenizacyjnych jak pogrom w fluorescencji, montażowego grania w kotka i myszkę między sklepowymi półkami, ale sporo scen grzęźnie w przeciętności, schematycznym budowaniu napięcia, grozy i operowaniu przestrzenią.
Wake Up to tylko i aż solidny, intensywny, czysty slasher. Film grozy, który niczym wielkim nie imponuje, ale też niczym specjalnie nie zawodzi. Jedyne rozczarowanie, to te wynikające z faktu, że kolektyw RKSS przyzwyczaił fanów i widownię po prostu do lepszych produkcji. I to im przydałaby się tytułowa pobudka.
Kontakt: [email protected] Twitter: @KonStar18