Wiecie, dlaczego nie jestem fanką filmów familijnych? Bo zazwyczaj zestawienie ze sobą słów dobry i familijny tworzy oksymoron. Seria o przygodach misia kochającego kanapki z marmoladą, a zwłaszcza jej najnowsza część, Paddington w Peru, udowadnia, że się mylę. Ewentualnie jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.
Najbardziej brytyjski miś o imieniu Paddington, ubrany w niebieski płaszcz i czerwony kapelusz został wymyślony przez Michaela Bonda w 1958 roku. O tym uroczym niedźwiadku powstał cały cykl książek dla dzieci, seriale, a nawet pod koniec 2023 roku ogłoszono prace nad musicalową adaptacją historii. Aż ciężko w to uwierzyć – pierwszy film Paddington w reżyserii Paula Kinga powstał dopiero w 2014 roku. Po jego sukcesie twórcy poszli za ciosem i w 2017 roku do kin wszedł sequel, Paddington 2, który również zdobył uznanie wśród widzów – na portalu IMDB film na ten moment ma ocenę 7.8 na 10. Po 10 latach od pierwszej części otrzymujemy Paddingtona w Peru. Tym razem za reżyserię odpowiadał debiutant w fabularnym pełnym metrażu – Dougal Wilson, co wzbudzało wobec tego moje obawy. Jednak najnowsza produkcja o niedźwiadkowych przygodach doskonale dotrzymuje kroku swoim poprzednikom. Co więcej, jako fanka całej serii, mogę śmiało powiedzieć, że ta część podobała mi się najbardziej.
Po raz trzeci spotykamy się z rodziną Brownów i przygarniętym przez nich misiem Paddingtonem, który w końcu stał się prawdziwym Brytyjczykiem. Ich relacje przestały być tak bliskie, jak w poprzednich częściach – pan Brown ma coraz więcej pracy, a dzieciaki podrosły i stały się samodzielne. Do tego Paddington otrzymuje niepokojące wieści dotyczące ukochanej cioci Lucy mieszkającej w Domu dla Emerytowanych Niedźwiedzi w Peru. Nasi bohaterowie, aby pomóc starszej niedźwiedzicy oraz naprawić rodzinne więzi, decydują się na wypad do Ameryki Południowej. Na miejscu okazuje się, że ciocia Lucy zaginęła, a oni muszą ją odnaleźć. Z każdą chwilą odkrywają coraz więcej tajemnic, a my pomimo dość spokojnego rozpoczęcia, otrzymujemy sporą dawkę akcji i jeszcze więcej humoru, który naprawdę się udaje.
Zdjęcia kręcone były w Peru i Kolumbii, dzięki czemu poza patrzeniem na słodkiego misia stworzonego przy pomocy CGI, możemy podziwiać piękne i prawdziwe ujęcia Amazonii, co tylko dodaje zalet produkcji. Poza wizualną stroną, jednym z ważniejszych aspektów filmu jest fabuła. Tutaj dostajemy ją wypełnioną nie tylko rozrywką, ale i emocjami oraz przesłaniem. Najnowsze przygody niedźwiadka w czerwonym kapeluszu uczą tego, jak ważna jest rodzina i poczucie przynależności. Paddington w Peru to dobre kino, które rozbawi dorosłych i jednocześnie nie znudzi dzieciaków. A przynajmniej co do tej drugiej grupy – mam taką nadzieję.
Poza reżyserem w Paddington w Peru nastąpiła jeszcze jedna znacząca zmiana dotycząca aktorów. W najnowszej części w postać Mary Brown wciela się Emily Mortimer, co niestety mogę określić jako wadę. Teoretycznie Mortimer daje radę i nie mam zarzutów co do jej gry aktorskiej, jednak to Sally Hawkins według mnie pasowała perfekcyjnie do roli Pani Brown i tak już pozostanie. Trochę jej tu brakuje. Zostając przy grze aktorskiej – ogromne uznanie należy się dla Olivii Colman jako Matce Wielebnej w domu spokojnej, misiowej starości i Antonia Banderasa grającego kapitana statku i przewodnika po Amazonii. Aktorzy kradną większość scen, w których się pojawiają. Colman pokazuje swój wszechstronny talent, który dobrze wypada nawet w kinie familijnym. Matka przełożona to postać, która zdecydowania dawała mi najwięcej powodów do śmiechu, co jest również zasługą dobrego tłumaczenia dialogów i świetnego dubbingu Mai Ostaszewskiej. Liczę jednak na to, że Brytyjczycy mają tyle samo frajdy z oglądania oryginalnej wersji językowej, co ja podczas polskiej.
Do końca roku w kinach czeka nas jeszcze kilka ciekawych premier. Do tej pory otrzymaliśmy naprawdę sporo dobrych produkcji dla widowni zarówno starszej jak i tej młodszej. Aktualnie Paddington w Peru zajmuje u mnie bardzo wysokie miejsce w topce familijnego filmu roku i mam nadzieję, że tak pozostanie. To dla mnie definicja filmu, który można obejrzeć całą rodziną i każdy znajdzie w nim coś dla siebie.
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.