Po świetnym i chwalonym przez fanów South Park: Kijek Prawdy oraz już trochę gorszym South Park: The Fractured But Whole przyszedł czas na trzecią odsłonę gamingowej serii stworzonej na podstawie popularnego serialu animowanego dla dorosłych. Tym razem gra nie powstawała już pod skrzydłami Ubisoftu, bo pałeczkę przejął THQ Nordic, a za powstanie gry odpowiadało dość nieznane i raczej mało doświadczone studio Question LLC. Czy mimo to udźwignęli ciężar legendarnego tytułu? Jak pewnie domyślacie się z tytułu recenzji (jeśli go nie zmieniłem na ostatnią chwilę – jednak zmieniłem) - nie do końca.
South Park zna chyba każdy, a przynajmniej każdy o serialu słyszał. To prawdziwa legenda animacji dla dorosłych spod ręki duetu Matt Stone i Trey Parker, która – obok Simpsonów – mocno przyczyniła się do rozwoju takich produkcji. Dotychczas animacje kojarzyły się raczej z tworami kierowanymi do młodszych odbiorców. Miasteczko South Park zasłynęło przede wszystkim z kontrowersyjnego humoru, który nie brał jeńców, śmiejąc się ze wszystkiego i ze wszystkich. Tu nikt nie gryzł się w język, bo „nie wypada”, albo „jeszcze kogoś obrazimy”. Co ciekawe, serial powstaje nadal i doczekał się już 26 sezonów. Ja muszę się jednak przyznać, że serialu nigdy nie śledziłem i zdarzyło mi się obejrzeć tylko kilka losowych odcinków. Mimo wszystko bardzo cenię niewybredny i ostry jak brzytwa humor, którego tu pełno, wiec chętnie sięgnąłem po grę.
Jak wspominałem, South Park: Snow Day! to trzecia (jeśli nie sięgać wzrokiem w zbyt odległe czasy) gra traktująca o przygodach Cartmana i jego zgrai. Wszystko zaczęło się jeszcze w 2014 roku, gdy światło dzienne ujrzał przebojowy Kijek Prawdy. Produkcja wyśmienita pod względem poziomu oddania ducha serialu (było się z czego pośmiać) oraz ciekawego pomysły na gameplay (turowe RPG). Nawet mi zdarzyło się spędzić trochę czasu z grą. Kontynuacji już nie zmam, więc się nie wypowiem, ale słyszałem, że Kijka nie pobił. Tegoroczna odsłona miała odróżniać się przede wszystkim oprawą graficzną, bo postawiono na pełny trójwymiar, rezygnując z dość ikonicznej cechy franczyzy – oszczędnych i dwuwymiarowych rysunków. Mnie to osobiście nie przeszkadzało, a nawet propsowałem takie rozwiązanie. Trzeba przyznać, że twórcom udało się całkiem sprawie wyjść z tego pomysłu. Jest ładnie i zachowano charakter postaci, więc fani szoku raczej nie doznają. Szkoda tylko, że fajerwerków też zabrakło – to bardzo prosta i mało zróżnicowana oprawa, więc z czasem brakuje czegoś więcej.
Fabuła jest kontynuacją tego, czego mogliśmy doświadczyć w poprzednich odsłonach, czyli larpowe szaleństwo i ponownie ratowanie świata. Tym razem South Park nawiedziła niespotykana dotąd śnieżyca, która sparaliżowała całe miasto. Nie było więc wyjścia i trzeba było odwołać lekcje. Dla Cartmana to długo wyczekiwany dzień i prawdziwe święto – w końcu można przywdziać strój maga i zacząć kolejną rozgrywkę RPG w prawdziwym życiu. Do zabawy ponownie dołącza Nowy, w którego wcielamy się my, tworząc nową postać. Na starcie ustalamy jednak, że nikt nie chce powtórki z poprzednich gier, gdzie Nowy za bardzo przykoksił, dlatego tym razem rozgrywka przybierze inny charakter. Od teraz gameplay stał się połączeniem rogalika z hack and slashem, gdzie każdy rozdział rozpoczynamy prawie od zera – zdobyte ulepszenia w trakcie rozgrywki nie przechodzą do następnego rozdziału. Do tego śmierć w trakcie rozdziału cofa nas do początku, przez co musimy rozpoczynać rozdział od nowa. Na szczęście etapy są losowe, więc prawdopodobnie przy ponownym podejściu trafimy na trochę inny układ wyzwań.
Sama gra jest dość krótka – zajmie wam około 5-6 godzin, plus max 2 godzinki na dodatkowe wyzwania – są 4 wyzwania hordy oraz nowe aktywności po ukończeniu fabuły. Mimo wszystko nawet w tak krótkim czasie zdążyłem poczuć zmęczenie rozgrywką, co nie świadczy dobrze o grze. Zamysł na gameplay jest całkiem interesujący. Na starcie rozdziałów dobieramy karty z perkami, która dają nam ulepszenia oraz specjalny atak określony tu jako Przeginka. W trakcie postępu możemy dobrać nowe karty, pozwalające na przykład czy to lepiej leczyć, czy atakować z dystansu. Problemem pozostaje sama walka – to system prosty do bólu. Możemy bić, blokować, strzelać z dystansu, użyć dwóch przypisanych na starcie umiejętności oraz wspomnianego już ataku specjalnego, który musimy jeszcze naładować. I to tyle. Do tego animacje nie ułatwiają sprawy – to zwykłe machanie cepem na oślep. Cele misji potrafią być może zróżnicowane, ale ostateczne wszystko i tak sprowadza się do powtarzalnego „głaskania” licznych, nudnych i niezróżnicowanych przeciwników.
Na ratunek może przyjść tutaj rozgrywka ze znajomymi, bo South Park: Snow Day! daje możliwość gry w kooperacji nawet w cztery osoby. Wtedy zwyczajnie możemy skupić się na rozmowie z innymi graczami, a nudne siekanie będzie tylko tłem. Gra w cztery osoby jest ciekawa też pod tym względem, że wtedy każdy może zbudować inny deck, dzięki czemu nasze umiejętności będą się uzupełniać. Ktoś jest tankiem, ktoś magiem, ktoś wojownikiem, a ktoś suportem od leczenia. Wtedy nawet na trudnym poziomie da się coś ugrać – rozgrywka bowiem nie należy do najłatwiejszych i przy chwili nieuwagi, na poziomie normalnymi i trudnym, można dość szybko stracić życie. Niestety mi nie było dane zasmakować zabawy w kooperacji. Za to musiałem cierpieć katusze w pojedynkę, będąc otoczonym przez trójkę pozostawiających sporo do życzenia botów. Cóż, opcji sterowania nimi nie mamy, więc ci robią co im się podoba. A najczęściej zwyczajnie giną, pozostawiając hordę przeciwników nam. Przy walkach z bossami musiałem ograniczyć się głównie do wskrzeszania swoich „pomocników”. A jak już sam umarłem, to oczywiście reanimacji nie mogłem doczekać się przez długi czas. Nie było lekko.
Zaletą Snow Day jest niewątpliwe sprawne przeniesienie świata znanego z serialu do tego z gry. Fani na pewno docenią szczegóły, które dostarczyli twórcy. Wspomnieć trzeba chociażby o samych kartach, która są stylizowane na takie, które zrobiłyby dzieci – proste rysunki, a gdy upgradujemy kartę na wyższy poziom, statusy są przekreślane, a nowa wartość pojawia się obok. Naprawdę super pomysł. Z innych elementów gameplayowych, w TOI TOI-u Pan Hankey wymienia zebraną przez nas mroczną materię na stałe ulepszenia, a u Tolkiena możemy wybrać oręż, której użyjemy podczas starć. Najbardziej spodobało mi się jednak, że walutą w grze stał się papier toaletowy – pamiętam jeszcze jak w początkach pandemii ze sklepów najpierw zniknął właśnie ten biały luksus i tak samo na owy przybór pierwszej potrzeby rzucili się mieszkańcy South Park, gdy dopadła ich wielka śnieżyca. Ale czy mogę powiedzieć, że potencjał przełożono też na historię? Cóż, raczej nie i to też mocno przyczyniło się do mojego niezadowolenia – gdzie te wszystkie rozbrajające kwestie i scenki? Było tego zdecydowanie za mało.
Jak więc jest z tym South Park: Snow Day!? Niestety, ja mam dość sporo zarzutów i nie mogę powiedzieć, że po ukończeniu gry byłem usatysfakcjonowany. Gra jest krótka, to fakt. Jednak gorzej, że nawet w tak krótkim czasie zdążyłem się znudzić i zdenerwować jednocześnie. System walki wywoływał u mnie tylko ziewanie, ale też gdy chciałem zwiększyć wyzwanie, włączając wyższy poziom trudności, odbijałem się od ściany niewspółpracujących towarzyszy-botów. Trzeba docenić masę szczegółów ze świata franczyzy, a także pomysł, jednak cała reszta tu nie zagrała. Zabrakło nawet tego legendarnego humoru w samej historii. Kijek Prawdy to nadal niedościgniony wzór.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]