Zaczynamy z przytupem. Liga Sprawiedliwości zostaje zdjęta ze sceny. Najpotężniejsi herosi DC znikają, ale ludzkość wciąż może liczyć na ochronę. Herosi zdążyli odchować całe przedszkole zastępców, a i ci spoza świecznika uniknęli chwilowego wykasowania. Nightwing, Jon Kent czy Black Adam stają na czele nowej wersji JL. Ale czy zagrożenie na skalę, której nie podołali Batman, Superman i ich przyboczni nie sprawi, że wkrótce dołączą do swych mentorów?
Pamiętacie jeszcze Pariasa? Tego niepozornego człowieczka z wszechświata, który gdzieś tam w natłoku wielkich eventów rozpadł się i został zapomniany? Teraz to on jest głównym łotrem, choć za plecami ma byt zwany Wielką Ciemnością. Niby jest więc kimś nowym, bardziej zdecydowanym i twardym, ale to nadal ten sam nie-wiadomo-kto. To nie odgrzewany kotlet, a wykorzystanie czegoś, co leżało niesłusznie zapomniane na półce. I kolejny tom pokaże, jak zostanie użyty ten, bądź co bądź, tragiczny bohater.
Autor prowadzący przez kilkanaście tomów Flasha odznacza się kilkoma cechami niezłego scenarzysty. Pisząc „niezłego” nie mam na myśli oczywiście Gaimana, Moore'a czy nawet Bendisa lub Millara. Raczej takiego, który bawi jak skoczny kuglarz, ale nie skłania do niczego więcej. Joshua Williamson wie, jak grać plusami uniwersum DC, potrafi w superbohaterską dynamikę, a jak mu się chce, to i sceny pełne emocji wychodzą mu dobrze. Nie jest kontrowersyjny, bowiem nawet mroczniejsze momenty można pokazać kilkulatkowi. Dlatego jest Parias i bezosobowa Wielka Ciemność, a nie horrorowy Batman, Który się Śmieje czy psychotyczny Superboy Prime. Williamson to miły pan od superbohaterów, a nie jakiś wariat z Wysp Brytyjskich.
Nie oczekiwałem po tym albumie rysunkowych szaleństw, choć miałem nadzieję na ich promil. Ma być jednak show. Ma być walka na wielką skalę, a czasem chwila wytchnienia, jednak bez bezeceństw i jakiegoś tam artyzmu. Daniel Sampere jest więc najlepszym człowiekiem do zilustrowania głównej linii historii. Zgrabne, sceniczne, okładkowe wręcz superhero. Inni zresztą idą podobną drogą, co nie jest wadą, ale brakuje mi tu smaczków jak w Batman Metal, gdzie średnia superbohaterska rysunków występowała, ale przeplatana była od czasu czymś śmielszym. Tu jest spokojniej. Co nie oznacza, że nudno, bo jako fan Green Lanternów jestem zadowolony z ich wyczynów i obecności.
Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach tom 1 jest tym, czym miał być. Przyzwoicie napisanym, ogromnym wydarzeniem, które ponoć wstrząsa posadami świata DC. Choć widziałem podobny spektakl już kilka razy, to jeszcze nie czuję się znudzony i zdegustowany, choć mój duch coraz mocniej stoi po stronie Marvela. Egmont zdecydował się wydać całość krótko po sobie i już za chwilę otrzymamy kolejny tom, który, mam nadzieję, przyniesie światu Batmana i Supermana jedynie słuszne zmiany. Wszak takie dziedzictwo zasługuje na zasłużoną stabilizację i dobre historie w głównym uniwersum.
Tytuł oryginalny: Dark Crisis On Infinite Earths Tome 1
Scenariusz: Joshua Williamson, Tom King, Jeremy Adams
Rysunki: Rafa Sandoval, Daniel Sampere, Amancay Nahuelpan
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 328
Ocena: 70/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.