Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się skali sukcesu, jaki dwa lata temu osiągnął Jan Paweł Adamczewski z Adamczychy. Tysiące memów, pielgrzymki do bogu ducha winnej wioski na północnym Mazowszu i status nowego, błyskawicznego klasyka na rodzinny binge watching. 1670 zaskoczyło tym bardziej, że zamykało sezon, który przejdzie do historii jako prawdopodobnie najbardziej udany dla polskich produkcji Netflix do tej pory. Tamtej jesieni platforma zaczęła kapitalną Infamią, potem byli Absolutni debiutanci i najlepsza do tej pory ekranizacja prozy Żulczyka, Informacja zwrotna. Te wszystkie tytuły serial, który wraca teraz z drugim sezonem, zostawił daleko za plecami.
Poprzeczka wisiała więc wysoko, a jednocześnie był zapas, aby ją przeskoczyć. Jak pierwszego sezonu 1670 na czynniki pierwsze by bowiem nie rozłożył, dodając kontekst niespodziewanego sukcesu, należy stwierdzić, że projekt ten wyglądał trochę jak benchmark. Jak zwodowanie czegoś nowego na nasze podwórko. Szybki awans na najbardziej oczekiwaną rodzimą produkcję roku sprawia, że podanie drugi raz czegoś, co głównie będzie zbiorem błyskotliwych gagów w nieznanej wcześniej otoczce wyczerpałoby tę formułę bardzo szybko. A i sama otoczka już przecież znana.
Przyznajmy więc, zanim zacznę chwalić, że nie ma się czego obawiać. Twórcy stanęli na wysokości zadania i uwielbiany przez masy serial przywrócili w blasku i chwale. Drugie osiem odcinków jest właściwie pod każdym względem lepsze od poprzednich. Trudno już mówić, że na pierwszym planie są gagi, choć dalej potrafią być prześmieszne. Najlepsze jest jednak całe mięso dookoła.
Zaczyna się od al-inkluziw (wiem, jak to napisać poprawnie, jednak cytuję po prostu tytuł odcinka) wczasów w Turcji, podczas których dążący do lokalnych stanowisk Jan Paweł postanawia poszerzyć swoje wpływy. W drogę wyrusza krótko po tym, jak obejrzymy znakomity, musicalowy wstęp. Stanowiący on wprowadzenie, spokojne lądowanie i osadzenie w nowym sezonie. Podróż od początku przebiega z trudami, wszak centrum Imperium Osmańskiego jest od małej ojczyzny Adamczewskich oddalone o 3 tygodnie drogi, podczas gdy pobyt trwa tylko tydzień. Zarówno tułaczka, jak i pojawiające się już na starcie różnice kulturowe na miejscu stanowią okazję do odpalenia karuzeli śmiechu, w której szybko widz dostrzega ukłucia. Żarty wydają się bardziej kąśliwe, trafnie komentują rzeczywistość i odbijają we współczesnym lustrze. Od samego początku zobaczymy, że proporcje humoru zostały zaburzone, jest mniej na memy, a więcej na zastanowienie. Według mnie to dobra droga.
Druga kwestia, która widać od razu, to wpływy zachodnie. To kolejna produkcja, która ma ojca, dwójkę synów, córkę i przywodzi skojarzenia. W tym sezonie to dzieci Jana Pawła będą grać pierwsze skrzypce a scheda po nim zacznie się wybijać na pierwszy plan. Rzecz w tym, że schedy tej jest niewiele, a z każdym odcinkiem nabieramy pewności, że trudno jest postawić pieniądze na jakąkolwiek jej ilość na sam koniec. Jakub Rużyłło, tkając scenariusz bardzo skrupulatnie wiedział, że w przypadku Anieli, Jakuba i Stanisława nie może być to ślepa pogoń za tym, co zostanie po ojcu, a raczej odnalezienie własnych wartości, będących tu i teraz. Ten wątek cały czas wybija się na pierwszy plan i znakomicie wybrzmiewa, także za sprawą świetnych Martyny Byczkowskiej, Michała Sikorskiego i podmienionego w roli Stanisława Filipa Zaręby. Zmiana jest tak naturalna, że mimo ogromnej sympatii do Michała Balickiego zbytnio jej nie odczułem. Młodzi to największy atut tego sezonu.
Nie można jednak zapominać o samym Janie Pawle. Tutaj dobrze wykonaną pracę widać w szczególności zestawiając go z główną postacią innego popularnego serialu ostatnich lat, polskiej wersji The office. Tam, choć Michał Holc we wcieleniu Piotra Polaka jest postacią centralną, a aktor bardzo się stara, już od pięciu sezonów scenarzyści (w tym także Muflon, który samodzielnie pisze 1670) nie mają pomysłu na drogę tej postaci. Życiowy parkiet samozwańczego króla Adamczychy jest odpowiednio śliski i prowadzi go w całym przerysowaniu do konkretnego miejsca w rozwoju. Na sam koniec zapewniam, że poczujecie emocje z nim związane. I mogą być one skrajnie różne.
Mam nadzieję, że u podstaw sukcesu będzie leżeć również dużo większe zróżnicowanie lokacji. Jan Paweł wyściubi nos z Adamczychy nie raz, a chyba nawet w większości epizodów. Wspomniana wcześniej Turcja, lasy dookoła czy Kraków, w którym jest w dodatku okazja poświętować. Scenograficzna różnorodność potęguje efekt świeżości. Podobnie jak wprowadzenie elementów surrealistycznych. Ja wiem, że pojawiały się już wcześniej, ale w mniejszej skali, a biorąc pod uwagę trochę casualowy profil widza, jaki wytworzył się przed ekranami 1670 to decyzja ryzykowna, która może odbić się na oglądalności. Nie każdemu mogą bowiem przypaść do gustu tego typu rozwiązania w serialu, którego znakiem rozpoznawczym jest jednak osadzenie historyczne. Taka decyzja broni się jednak zarówno fabularnie, jak i świadczy o dużej odwadze twórców i pewności co do jakości swego produktu.
Jestem maksymalnie usatysfakcjonowany. 1670 dźwiga oczekiwania streamingowej premiery roku. Drugi sezon to projekt, w którym widać nie tylko chęć dostarczenia widzom jakościowej treści, ale także, a może i przede wszystkim świetnie poprowadzony rozwój produktu. Wszelkie wprowadzone zmiany to decyzje nie tylko świeże, ale również ze wszechmiar trafione. W serialowej hierarchii dają one awans ze śmiesznej i dobrze wprowadzonej na rynek nowości w pełnoprawną historię.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]