Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Dzień zero - recenzja serialu Netfliksa. Ballada o emerytowanym zbawcy narodu

Autor: Adam Kudyba
27 lutego 2025
Dzień zero - recenzja serialu Netfliksa. Ballada o emerytowanym zbawcy narodu

Zaawansowana polityczna gorączka towarzyszy Stanom Zjednoczonym od wielu, wielu lat. To w pewien sposób tłumaczy popularność seriali, które wchodzą za kulisy tego niedostępnego dla wielu świata. Designated Survivor czy zwłaszcza House of Cards stały się synonimami dobrej, odcinkowej produkcji gatunkowej, ale ostatnimi czasy na dużym ekranie też częściej możemy oglądać tytuły osadzające widza w centrum amerykańskiego kotła wypełnionego podziałami społecznymi. Czy nowy serial Netfliksa oferuje sobą coś nowego?

George Mullen (Robert de Niro) lata temu był prezydentem USA, a jeszcze wcześniej prokuratorem generalnym. W trakcie całej kariery politycznej udała mu się rzadka rzecz - pomimo nieustępliwości wyrobił sobie opinię polityka, któremu rzeczywiście udawało się wznosić ponad spory dwóch dominujących partii i zyskać miano szanowanego, amerykańskiego patrioty. Od jakiegoś czasu jest już na spokojnie przebiegającej emeryturze - pływa w basenie, biega z psem, żyć nie umierać. Gdy dochodzi do paraliżującego kraj cyberataku, prezydent Mitchell (Angela Bassett) prosi Mullena, by to właśnie on stanął na czele specjalnej i posiadającej szerokie uprawnienia śledcze komisji, której zadaniem będzie wyjaśnienie sprawy.  

Gwiazdorska obsada i serial o (w dużym uproszeczeniu) amerykańskiej polityce? Brzmi jak samograj, zwłaszcza biorąc pod uwagę nazwiska biorące udział w tym przedsięwzięciu. Dzień Zero to kolejna produkcja zaliczająca się do grona tych, które prezentują wizję bardzo niedalekiej przyszłości, w której kraj staje na krawędzi, a podziały w społeczeństwie są silne jak nigdy. Jestem zdania, że twórcy mogliby jeszcze mocniej przesunąć fabularną wajchę w stronę właśnie zwykłych ludzi i jeszcze mocniej ukazać, jak cyberataki zapoczątkowane przez Dzień Zero oddziałują na zwykłych ludzi, zwłaszcza, że w ich skutek śmierć poniosło kilka tysięcy osób. Biorąc pod uwagę powagę sytuacji i skutki, o których się mówi, nie zawsze widać to na ekranie.

Tematycznie serial zawiera w sobie bardzo dużo. Wyznaczającym kierunek historii wątkiem jest cyberatak i coraz bardziej radykalne działania komisji Mullena, żeby dopaść jego sprawców. Ta część historii zasadniczo wypada najciekawiej - zwłaszcza, gdy główny bohater, choć nieustępliwy, coraz częściej podejmuje nie tylko decyzje mogące być uznane za ślepy strzał, ale będące bardzo ryzykowne moralnie. Mullen, ikona amerykańskiego patriotyzmu dzierży w rękach tak dużą władzę, że coraz intensywniejsze stają się pytania: czy nad nią panuje? Tutaj dodatkowo jest wpleciony wątek problemów zdrowotnych bohatera, który zostaje rozwiązany w dość miałki sposób, choć przedstawiono go całkiem nieźle. 

Jak na serial o "śledczym" charakterze, w Dniu Zero, zaskakująco mało tu fabularnych niuansów, zaś zbyt dużo operowania sloganami. Oczywiście, ma jakiś sens to, że Mullen jest postacią starej daty, jeszcze wierzącą w to, co się w polityce już zatraciło - przede wszystkim prawdę. Choć na papierze wszystko wygląda dobrze i porywająco, w rzeczywistości mamy dużo kliszowych rozwiązań, którym twórcy niespecjalnie próbują nadać jakoś więcej moralnych dylematów. Bohaterowie posługują się pustymi dialogami, które bardziej niż rzeczywistym zapisem odczuć bohaterów stają się czasami wręcz teatralnymi rozważaniami na temat stanu amerykańskiej demokracji. Sama intryga odhacza najważniejsze punkty tego typu produkcji - obce wpływy, szpiegostwo, medialne teorie spiskowe, związki biznesu z polityką. O mało którym zdaje się jednak mówić w sposób choć trochę pogłębiony. 

Z biegiem czasu Dzień Zero nieco naprawia swój początkowy błąd i podgląda radykalizację nastrojów społecznych. Ta zdaje się dość uzasadniona, bowiem niebezpieczeństwo wcale szybko nie znika, a gdy jego skala rośnie, paraliżuje codzienne życie i powoduje wrażenie, że państwo skapitulowało, a w tym przypadku sam Mullen - polityczny autorytet, który dość prędko staje się publicznym wrogiem. Stawia to ciekawe pytanie o stabilność społeczeństw w dobie kryzysu - w tym przypadku Ameryki, która zwykle stawia siebie w nadrzędnej względem innych krajów roli. Czy możliwość wewnętrznego sparaliżowania całego kraju na kilka minut i tym samym zabicia tysięcy obywateli, albo powoływanie do życia organów o nieznanych zdrowej demokracji uprawnienia sprawia, że Stany Zjednoczone wciąż mają prawo do takiej roli? Jak wysoka jest cena publicznego spokoju?

Dla Roberta De Niro, jednego z najwybitniejszych aktorów w historii kina, niniejszy serial jest dopiero drugą odcinkową produkcją w długiej i usłanej sukcesami karierze. Nie ma co się oszukiwać - legendarny aktor miewał sporo lepszych kreacji niż ta. Nie zmienia to faktu, że jest najmocniejszym punktem Dnia Zero. On wciąż ma to coś - posępną aparycję, doświadczenie, bezwzględność i niezłomność wypisane na twarzy. Choć scenarzyści nie robią zbyt wiele, żeby zniuansować jego postać i nadać jej moralnych szarości, De Niro robi to za nich. 

Drugi plan nie próżnuje, zresztą aktorsko serial wypada po prostu najlepiej. Jesse Plemons notuje bardzo ciekawą i niejednoznaczną kreację Rogera, bliskiego asystenta Mullena, człowieka od wymagającej nagięcia kręgosłupa roboty. Niestety, roztoczona wokół niego intryga jest trochę zbyt zawiła, przez co rozmywająca poczucie pułapki, z jakim zmaga się ten bohater. Bardzo dobrze wypada Lizzy Caplan w roli Alex - córki Mullena i zarazem kongresmenki, stojącej w opozycji do działań ojca, bezbłędny jest Dan Stevens jako prawicowy komentator Evan Green. Liczyłem na nieco lepsze efekty w przypadku Matthew Modine'a (śliski spiker Izby Reprezentantów) i Angeli Bassett (pomnikowa pani prezydent), ale nie dostarczają oni złych występów. 

Dzień Zero to przykład produkcji, która ma potencjał, by na papierze stanowić sukces. Ważne, aktualne i przyciągające uwagę tematy, na obu planach ponadprzeciętne nazwiska. Właśnie dlatego spodziewałem się po tym serialu trochę więcej, niż otrzymałem. Potrafi wciągnąć samą intrygą, grą aktorską, ale gdy się przyjrzeć bliżej, zbyt często się ślizga po tym, co w tego typu tytułach najważniejsze. 

Inne recenzje seriali na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Więcej informacji o
Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

50/100
  • Robert de Niro w głównej roli
  • Plemons, Stevens i Caplan na drugim planie
  • Generalnie wciągająca intryga
  • Za dużo sloganów, za mało niejednoznaczności
  • Niewiele pogłębienia ciekawych tematów
  • Zbyt “sucho” emocjonalnie 

Movies Room poleca