Gdy wydaje się, że gorszego startu już nie można mieć, Borderlands zeskakuje na kolejne, nieznane dotąd niziny.
Wygląda bowiem na to, że wytwórnia Lionsgate ma ciężki orzech do zgryzienia. Wygląda bowiem na to, że ich film przegrywa na każdym froncie.
Budżet Borderlands wynosił jakieś 120 milionów dolarów. Według wstępnych wyliczeń w box office film przyniesie na weekend otwarcia od 10 do 15 milionów dolarów, co oczywiście pachnie katastrofą. Jakby tego było mało, na Rotten Tomatoes liczba pozytywnych ocen jest znacząco poniżej 10% (przez pewien czas wynosiła… 0%). Produkcja jest tłamszona w zasadzie na każdym kroku - od humoru, poprzez chaotyczną konstrukcję na fatalnym castingu skończywszy. Wygląda na to, że Eli Roth i spółka przynajmniej na chwilę cofnęli adaptacje gier o co najmniej dekadę.
Lilith, łowczyni nagród o szemranej reputacji powraca na swoją ojczystą planetę Pandorę, najbardziej porąbane miejsce we wszechświecie. Ma tu odnaleźć zaginioną córkę Atlasa, najpotężniejszego drania w galaktyce, który skrzywdziłby nawet muchę. W tym celu kompletuje odjechaną ekipę w składzie: Roland, najemnik, który nie bierze jeńców; Tiny Tina, słodka nastolatka z zamiłowaniem do demolki; Krieg, mięśniak o bicepsie większym od mózgu; Tannis, archeolożka, której niestraszne żadne ruiny oraz Claptrap, cwany robot o niewyparzonej gębie. Razem będą musieli stawić czoła całej plejadzie krwiożerczych Obcych i zdegenerowanych pandorskich gangsterów, by wywinąć się z pułapki i odkryć tajemnicę mogącą zaważyć na losach wszechświata. Takich dwóch, jak ich sześcioro, to nie ma ani jednego.
Źródło: MovieWeb, World of Reeel
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.