Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

"Film nie powinien być szkolnym brykiem. Nie jest to dobry pomysł"- rozmawiamy z Pawłem Maśloną, reżyserem filmu Kos [Wywiad]

Autor: Łukasz Kołakowski
29 stycznia 2024
 Film nie powinien być szkolnym brykiem. Nie jest to dobry pomysł - rozmawiamy z Pawłem Maśloną, reżyserem filmu Kos [Wywiad]

Wystartował z karierą kinową w 2017 roku, a jego debiutancki Atak Paniki do dziś ma rzeszę fanów, którzy uważają go za jeden z najlepszych polskich filmów, jaki powstał w ostatnich latach. Kolejny obraz, Kosa, możecie oglądać od piątku, a wszedł do kin opromieniony sukcesem na najbardziej prestiżowym dla polskiego kina Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, skąd wyjechał nie tylko z główną, ale i ośmioma innymi nagrodami. Z Pawłem Maśloną, na chwilę przed premierą rzeczonego dzieła rozmawiał Łukasz Kołakowski. 

Na początek pytanie czy Kos, który trafia do kin, to dokładnie ten sam film, który oglądaliśmy na festiwalu w Gdyni, czy uległ jakimś kosmetycznym zmianom?

Nie, to dokładnie ten sam film.

Gdyńską recenzję Kosa znajdziecie TUTAJ.

Chciałbym również zapytać o szczegóły powstania. Były plany dużej koprodukcji międzynarodowej a pierwsze zapowiedzi mają już kilka lat. Co tak długo trwało?

Nie powiedziałbym, że to tak długo trwało, mam wręcz wrażenie, że film powstał najszybciej, jak się dało.

Pod kątem czasu pomiędzy zdjęciami a premierą tak, pytanie jednak dotyczy całości procesu, tego co działo się od początku projektu, od 2019 roku.

Zaczęło się 4 lata temu, gdy zaczepił mnie Michał Zieliński, scenarzysta Kosa i opowiedział o swoim projekcie, jak to określił, westernie kościuszkowskim. Poszedłem z tym do producenta, Leszka Bodzaka i on szybko się do tego pomysłu przekonał. Potem przez dwa lata przygotowywaliśmy finalną wersję scenariusza. Nie jest to produkcja wyłącznie polska, bo mieliśmy koproducenta niemieckiego, a w projekcie brało udział również szwedzkie Viaplay. Podsumowując, mieliśmy dwa lata prac literackich, potem zdjęcia i rok postprodukcji. Z obecnego punktu widzenia może to ona trwała trochę długo, jednak finalnie mam wrażenie, że minęło to dość szybko.

Co motywuje reżysera, żeby nakręcić taki film o Kościuszce? Za filmem powinna stać bowiem ciekawa historia, a polskie kino historyczne kojarzy się bardziej z kronikarstwem i dydaktyką.

Moją motywacją jest zawsze zrobienie filmu takiego, jaki sam chciałbym zobaczyć. W Polsce rzeczywiście powstało coś w rodzaju gatunku kina historycznego, które zajmuje się kronikarstwem i opowiadaniem ważnego wydarzenia z historii naszego kraju albo przybliżeniem postaci. Dla mnie nie jest to ani dobra motywacja do robienia filmu, ani zadanie dla filmowca. Chciałem spełnić swoje ambicje twórcze, kręcąc western i bawiąc się gatunkiem, a także podzielić się tym, co jest dla mnie ważne. Miałem chęć zrobienia filmu o przemocy.

Jak wyglądało zapoznanie się z tekstem? Widząc finalny efekt, film wyróżnia się właściwie od pierwszej sceny. Wchodzi Kościuszko i od razu zaczyna rządzić. Czy kontakt z tekstem był podobny, czy jednak coś, kolokwialnie mówiąc zatrybiło później?

Poznałem ten tekst w momencie, gdy był on jeszcze w formie kilkustronicowego streszczenia i mocno różnił się od wersji finalnej, którą znamy. Długo rozmawialiśmy z Michałem i doskonaliliśmy tę historię. To, co najważniejsze było jednak od samego początku, był to bowiem pomysł na to, żeby opowiedzieć o pańszczyźnie poprzez dwie historie równoległe. Opowieści Kosa i Ignaca, chłopa pańszczyźnianego, na koniec spotykają się w jednym dworku. Na starcie podnieciło mnie od razu kilka rzeczy. Możemy przyłożyć matrycę westernu i kina zemsty do historii o pańszczyźnie z końca XVIII wieku, do tego zrealizować film, który w dużej mierze dzieje się w jednym wnętrzu. Na koniec dochodziła jeszcze duża sekwencja akcji, również dla mnie nowa, którą chciałem zrealizować w duchu home invasion bawiąc się poetyką horroru. Poznawałem ten tekst na raty, a z każdą kolejną przynoszoną przez Michała wersją podobał mi się bardziej. Jako, że to był jego debiut, nie wiedziałem do końca czego się spodziewać i czy czar tego filmu nie pryśnie, kiedy Michał zacznie już rozpisywać sceny, ale okazało się, że on ma nie tylko dobre pomysły,  jest też po prostu świetnym scenarzystą.

Co prawda tym wątkiem chciałem skończyć, a jeśli już padł to dopytam. Czy macie wciąż kontakt z Michałem Zielińskim i będziecie coś jeszcze razem robić, bo pierwszy film na pewno przysporzy tej kooperacji wielu fanów?

Tak, od dwóch lat rozwijam jeden film z tym samym producentem i wciągnąłem Michała do tego projektu. Mam nadzieję zacząć kręcić w przyszłym roku.
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.