Bartosz Chajdecki jest jednym z najbardziej cenionych kompozytorów muzyki filmowej. Ma na swoim koncie ścieżki dźwiękowe m.in. do "Bogów", "Najlepszego", "Kruka", "Czasu honoru". Rozmawiamy teraz o nowych projektach i kulisach pracy.
Film "Simona Kossak" w reżyserii Adriana Panka, który trafił właśnie do kin, opowiada o legendarnej badaczce przyrody. Jak wyglądała praca nad muzyką? Co było punktem odniesienia? Jaki efekt chcieliście osiągnąć?
Bartosz Chajdecki: Odniesieniem przede wszystkim był pomysł, jaki na muzykę miał reżyser Adrian Panek. Była to dosyć organiczna koncepcja, która miała źródło w przyrodzie. Zaczęliśmy od tego, żeby odnaleźć delikatność, minimalizm, ale i ciszę, która jest w puszczy. Próbowaliśmy nie tyle naśladować, bo to wydawało nam się za proste, ale faktycznie wpleść delikatne pojedyncze dźwięki natury wykonywane na skrzypcach, harfie lub instrumentach dętych drewnianych, które można skojarzyć na przykład z ptakami lub innymi odgłosami lasu.
Serial "Gra z Cieniem" w reżyserii Kingi Dębskiej, można już oglądać w TVP 1. Czy to, że pracowaliście wcześniej przy filmach "Moje córki krowy" i "Święto ognia" pomogło Wam teraz przy kolejnym projekcie?
Myślę, że generalnie jest tak, że z każdą kolejną produkcją, jeżeli reżyser lub reżyser wspólnie z producentem, jak w przypadku tego serialu, decydują się na ponowną współpracę, można poczuć się tak, jakby się było "w domu". Zarówno z Kingą Dębską jak i Opus Film mam okazję współpracować po raz kolejny. Już sam fakt, że jest się zaproszonym ponownie, żeby razem coś zrobić, jest wyrazem zaufania. Dzięki temu mogę także pozwolić sobie na nieco więcej, jeśli chodzi o muzyczne pomysły. Mieliśmy tego przykład w "Święcie ognia". Wychodziliśmy tam od minimalistycznego myślenia o muzyce do baletu, a finalnie biorąc pod uwagę ogromną scenę, na której zostały sfilmowane sekwencje baletowe, odważyłem się zaproponować coś zupełnie innego, o wiele większego. Kinga była otwarta na tego typu propozycje. To reżyserka, która daje dużo swobody, obdarza kompozytora sporym zaufaniem, daje możliwość przedstawienia własnych propozycji. Jest to bardzo komfortowe i wydaje mi się, że czasem do filmów Kingi mogę skomponować muzykę, której być może nie mógłbym zaprezentować w ramach innych produkcji.
"Idź przodem, bracie", za który odpowiada Maciej Pieprzyca, jest aktualnie jednym z najpopularniejszych seriali w Netflix. To także Twoja kolejna współpraca z tym reżyserem oraz producentem. Czym inspirowałeś się w tym przypadku?
Dokładnie, można powiedzieć, że już prawie mam etat w Opus Film [producent serialu] w ostatnim czasie (śmiech). Natomiast Maciej Pieprzyca zawsze zaskakuje i prosi o coś nowego, innego w zakresie muzyki. W tym przypadku zmagaliśmy się z tym, żeby z jednej strony, robiąc serial akcji, a z drugiej kryminalny i gatunkowy, trochę jak wcześniejszy "Kruk", nie zbliżyć się do niego zanadto muzycznie. Chcieliśmy wymyślić oryginalny sposób na muzykę, którego jeszcze nie eksplorowaliśmy. Maciej zaproponował, abyśmy teraz poszli m.in. w kierunku elektroniki. "Idź przodem, bracie" to także serial nieco bardziej akcyjny niż "Kruk", więc dzięki temu mogliśmy sobie pozwolić na nieco więcej energii i mocy.
W mediach pojawiła się także informacja, że skomponujesz muzykę do międzynarodowej produkcji "Pojedynek", którą reżyseruje Łukasz Palkowski. Główny bohater filmu to pianista, grany przez Jakuba Gierszała. Czy będzie mieć to wpływ na pracę nad muzyką?
Na pewno będzie to miało znaczenie. Zresztą już od dłuższego czasu muzyka fortepianowa chodziła Łukaszowi Palkowskiemu po głowie. Cały czas odnoszę się do reżyserów, ale nigdy nie ukrywałem, że dla muzyki i tego jak działa w filmie, reżyser jest kluczowy. Łukasz powtarzał mi przy różnych projektach, które razem robiliśmy, że chciałby mieć muzykę właśnie na fortepian. Wreszcie z satysfakcją zadzwonił z informacją, że główny bohater w nowym filmie będzie pianistą. Zakładam, że to będzie miało ogromny wpływ na to, jaka będzie muzyka. Pierwszym wyzwaniem było skomponowanie motywu na fortepian dla postaci związanej z głównym bohaterem. Ważną kwestią było również to, że Jakub Gierszał uczył się gry na fortepianie specjalnie na potrzeby tego filmu. Nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie można zrobić tak duże postępy. Było to także wyzwaniem, ponieważ motyw, jaki musiałem skomponować, powinien być możliwy do wykonania przez aktora na planie, a co za tym idzie musiał mieć pewne fakturalne ograniczenia. Jakub świetnie temu sprostał. Potem oczywiście ta kompozycja zostanie jeszcze rozwinięta do pełnej wersji koncertowo-fortepianowej. Dodatkowo nie miałem do tej pory okazji, aby dać upust swojej fantazji fortepianowej na tak dużą skalę w innych filmach. Na tyle, na ile pozwolą mi na to producent i reżyser, będę mógł to zrobić w tym przypadku.
W tym roku mija 10 lat od premiery filmu "Bogowie", przy którym po raz pierwszy spotkaliście się z Łukaszem Palkowskim. Jak wspominasz z perspektywy czasu tamtą współpracę i odbiór Twojej muzyki przez widzów?
Współpracę przy "Bogach" wspominam świetnie, bo właściwie od tego czasu zapraszał mnie do większości produkcji, które mogliśmy robić i które mogły się tak złożyć, żebyśmy razem przy nich pracowali. Dzięki niemu zwalczyłem też swoją wrodzoną niechęć do gitar, które są obowiązkowym instrumentem do opanowania, jeżeli się z nim pracuje (śmiech). Odkryłem piękno tego instrumentu i to, że faktycznie można wiele osiągnąć przy jego pomocy. W jakimiś stopniu czasem może nawet zastąpić orkiestrę, jest bardzo uniwersalny. Pomógł mi też w tym znakomity gitarzysta Andrzej Olewiński, z którym pracuję na stałe. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie, bo faktycznie wcześniej prawie w ogóle nie miałem żadnego utworu na gitarę i zaczęły się one pojawiać od "Bogów", głównie w kontekście współpracy z Łukaszem. To jest też coś, czego wciąż poszukuję. Mam na myśli wyzwania i tego, żeby reżyserzy zmuszali mnie poniekąd do wychodzenia ze swojej strefy komfortu. Jestem wdzięczny Łukaszowi, że to w tym wypadku zrobił. Faktycznie poszerzył moje horyzonty, bo siłą rzeczy wcześniej byłem bardziej klasyczny, a on skierował mnie w trochę inną stronę. Czasami nawet w utworach na orkiestrę można też usłyszeć elementy, które zaczerpnąłem z gitar po naszej współpracy. Natomiast co do samego odbioru muzyki, to krąży anegdota o tym, że ścieżka dźwiękowa z filmu generalnie bardzo się spodobała. Natomiast nie zdobyła żadnej nominacji ani w ramach Polskich Nagród Filmowych Orły ani na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To jest fantastyczna historia o tym, jak można szybko spaść z "wysokiego C". Mimo wielu komplementów pod adresem tej muzyki, nagle to wszystko prysło. "Bogowie" otrzymali nominacje do Orłów w większości kategorii, poza muzyką...
Jesteś kompozytorem o dużym dorobku filmowym, serialowym i teatralnym. Co poradziłbyś młodym twórcom chcącym rozpocząć pracę w tym zawodzie?
Przede wszystkim, żeby się dobrze zastanowili, czy są gotowi na to, z czym to się wiąże. Wiem, co sobie wyobrażają młodzi ludzie na ten temat. Są ambitni, każdy z nich chce być oczywiście Hansem Zimmerem ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tylko po pierwsze, bardzo niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z negatywnej części wykonywania tego zawodu, a także z odpowiedzialności, obciążenia, szeregu oczekiwań, tego, że całe życie staje się tak naprawdę konkursem, w którym zmagamy się z innymi. Nic nie jest dane raz na zawsze, walczy się właściwie o każdy film i o każde zlecenie, tak jakby było pierwsze. Jest to zawód i praca tylko i wyłącznie dla ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia bez tego i dla których jest to absolutna pasja. Sama kwestia tego, że nie udało mi się założyć rodziny dlatego, że za szybko, nazwijmy to, osiągnąłem pewien pułap w tej branży i okazało się, że intensywna praca, a przez to ograniczony czas, absolutnie nie pozwalają mi na nic innego. Gdybym miał rodzinę, zanim bym wszedł w tryb pracy od ósmej rano do drugiej w nocy i to naprawdę nie jest żart, to być może udałoby mi się tę rodzinę zachować. Jest to naprawdę niezwykle wymagający i absorbujący zawód. Nie wszyscy są na to gotowi. Jeżeli ktoś się spodziewa, że będzie lekko, miło, przyjemnie, i tak dalej, to powiedziałbym, że jest wręcz przeciwnie. Zwłaszcza jeżeli wejdzie się na pewien pułap, to właściwie 90% komunikatów jakie się słyszy są negatywne. Dlaczego tak jest? Jak jest dobrze, to nikt nic nie mówi, bo to jest po prostu naturalne, że dostarcza się wysokiej jakości materiały. Oczywiście, nie o to chodzi, że szukamy pochwał. Jeśli praca zostaje dobrze wykonana, to po prostu jest cisza i nie ma komentarzy. Z kolei, jak coś nie wychodzi, to wtedy słyszymy dużo uwag. Trzeba być na to gotowym. To jest naprawdę bardzo trudne i wymagające absolutnego poświęcenia zajęcie, które czasami też, nie ukrywajmy, nie jest odzwierciedlone do końca w kwestii finansów. Dopóki tantiemy działały tak, jak jeszcze kilka lat temu, ta gratyfikacja nieco inaczej wyglądała. Teraz trzeba o to w trochę inny sposób walczyć, co jest trudniejsze. Młodzi ludzie muszą sobie uświadomić, że aktualnie, jak patrzę na to już z perspektywy 20 lat na rynku, jest znacznie trudniej. Kiedyś wydawało mi się, że jak wchodziłem w tę branżę, to było ciężko, a teraz mogę powiedzieć, że było w miarę prosto. Dodatkowo wbrew pozorom to, co młodzi ludzie uważają za atut, jest największą pułapką, czyli internet. Dzięki niemu z jednej strony można teoretycznie kogoś wypromować, ale też nie muszą za tym iść potem konkretne zlecenia. Czasami jest to wirtualna sytuacja, która nie przekłada się na rzeczywistość.
ilustracja wprowadzenia: fot. Jarosław Sosiński
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.