Iga Lis - reżyserka filmowa, absolwentka historii na London School of Economics. Współtwórczyni projektów Olśnienie i Przebudzenie, mobilizujących młode pokolenie do udziału w wyborach. Autorka krótkometrażowego filmu Za moich czasów, prezentowanego m.in. na London Short Film Festival, Thessaloniki International Documentary Film Festival oraz Millenium Docs Against Gravity. Jej pełnometrażowy debiut dokumentalny Bałtyk otworzył Krakowski Festiwal Filmowy i wszedł do ogólnopolskiej dystrybucji kinowej. Porozmawialiśmy z nią o jej twórczości i inspiracjach filmowych. Zapraszamy do lektury!
Hanna Kroczek: Twój debiut pełnometrażowy Bałtyk otworzył tegoroczną edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jak się czułaś, gdy dowiedziałaś się, że to właśnie twój film będzie filmem otwarcia?
Iga Lis: Prawdę mówiąc, trudno było mi w to uwierzyć. Byliśmy wtedy jeszcze w czasie pracy. Nie wysłaliśmy final cuta filmu, tylko dosyć wczesną wersję montażową, z której jeszcze nie byliśmy w pełni zadowoleni. Oczywiście widzieliśmy w niej potencjał. Wiedzieliśmy, że to jest fundament, na którym potem możemy zbudować ten film.
Myślę, że Anita Piotrowska i Krzysztof Gierat, którzy obejrzeli ten film jako pierwsi, dostrzegli potencjał jeszcze przed nami. Nie ukrywam, że przez to też, że proces montażu jest taką sinusoidą emocjonalną i wcale to nie są cały czas wzniesienia i radość, tylko raczej niepewność, kwestionowanie swoich decyzji itd. to nie spodziewałam się takiej zewnętrznej wiary w to wszystko. Byłam mega szczęśliwa. Spacerowałam w parku z psami, krzyknęłam z radości.
Ludzie musieli być zaskoczeni.
Nikogo nie było, całe szczęście.

fot. sofilms.pl
Dzisiaj debiutujesz w kinie, a studiowałaś historię i stosunki międzynarodowe. Co było punktem zwrotnym, który ukierunkował cię na to, że jednak film jest tym, co chcesz robić?
Może w pewnym sensie presja czasu?. Wiedziałam, że moje studia dobiegają powoli końca. Moi przyjaciele z kierunku zaczynali pracować w swoich wyuczonych zawodach, a ja nie miałam poczucia satysfakcji. Czułam, że historia i to, czego uczę się w szkole jest czymś rozwijającym, stymulującym, ciekawym, ale niekoniecznie chcę stricte z tym wiązać przyszłość. Chyba poczułam, że jest to ostatnia szansa, mimo że wiem, że nie ma czegoś takiego jak deadline, żeby rzucić się na głęboką wodę i przetestować się w czymś, co zawsze chciałam spróbować. Mam bliskich przyjaciół, którzy pracują w filmie. Wiedzieli, że bardzo chcę spróbować swoich sił w czymś związanym z kinem. Napisałam do nich: ,,Słuchajcie, jak macie czas, jak macie przestrzeń (ja akurat miałam wtedy wakacje, przerwę na studiach), weźcie mnie na jakiś plan, pokażcie mi jak to się robi”. I tak właśnie wyglądała ta pierwsza filmowa przygoda.
Razem z moim kolegą Dominikiem Panasiukiem, bardzo zdolnym operatorem i z moją przyjaciółką Milą, wyruszyliśmy w dwutygodniową podróż po Polsce, żeby zrealizować moją koncepcję na film dokumentalny o młodych ludziach, którzy wchodzą w dorosłość i nie wiedzą za bardzo co chcą zrobić ze swoim życiem. Też pojawiałam się tam jako bohaterka. Ten film nigdy nie wyszedł, aczkolwiek mam go. Chciałabym go kiedyś dokończyć, może jak będę miała 31 lat.
Czy był to twój pierwszy film dokumentalny?
Zawsze sięgałam po formy wideo. Robiłam kampanie profrekwencyjne i społeczne np. dla Greenpeace'u. To był jednak pierwszy raz, kiedy spróbowałam zrealizować coś inaczej, coś trochę dłuższego, ale dalej jako krótki metraż. Niestety jak to bywa z pierwszymi filmami był nieudany, ale widziałam w zeszłym roku My First Film Zii Anger. Opowiada o jej pierwszym nieudanym projekcie. Bardzo mnie to zainspirowało. Chciałabym kiedyś wykorzystać ten materiał, może wrócić do tych bohaterów, do swoich własnych przemyśleń i podjąć kolejną próbę zrobienia czegoś z tym materiałem. Kolejny film, który mnie zainspirował do tego i który bardzo polecam wszystkim miłośnikom kina dokumentalnego, to Flipside. Jest to historia reżysera, który zrobił, będąc młodym chłopakiem, film dokumentalny, który osiągnął sukces. Stwierdził, że chce jednak więcej zarabiać, więc poszedł w komercję. Po wielu latach, stwierdził, że jednak chce powrócić do kina dokumentalnego i zaczął robić film o sklepie z winylami. A potem ten film się rozrósł w historię jego ścieżki życiowej. Składał się z wszystkich jego nieudanych nagrań, które leżały na dysku niezrealizowane i zbierały kurz. Wiadomo, ja też mam takie rzeczy u siebie. I to wszystko, choć dosyć chaotyczne, stworzyło spójną opowieść.
Tak jak mówiłaś, realizowałaś i dłuższe, i krótsze formy filmowe. Czy czujesz, że masz już swój język filmu?
Chyba nie chciałabym jeszcze mieć swojego języka, bo jestem na początku swojej ścieżki. Sama jeszcze szukam tego głosu. Każdy mój projekt jest trochę inny. Sięgam po różne środki wyrazu, które moim zdaniem są najlepsze do przekazania historii, którą chcę opowiedzieć. Bardzo chciałabym realizować zupełnie różne rzeczy, uczyć się na tym wszystkim.
Wydaje mi się, że taki autorski styl jest czymś, co może przyjść później. Mam nadzieję, że uda mi się dojść do tego.
Teraz skręcę w stronę Bałtyku, który uwielbiam. Obejrzałam go cztery razy. Jestem fanką Mieci i uważam, że jest fenomenalną osobą. Stąd moje pytanie, jak właściwie doszło do tego, że poznałaś Miecię?

fot. sofilms.pl
To był zbieg okoliczności. Nie wiedziałam wcześniej, kim jest Miecia. Nie wiedziałam też o tym miejscu. Potem to stało się dla mnie jasne, że jest ona osobą bardzo popularną. Nie tylko wśród swoich klientów, ale że generalnie ma swoją rzeszę fanów w całym kraju, ale też z całego świata. Byłam świadkiem tego, jak przyjeżdżali turyści z Brazylii i Australii specjalnie do niej. Przynajmniej tak mówili. Także jej sława nie ogranicza się tylko do Polski.
Ale wracając do tematu - będąc w Łebie, szukając opowieści, która mogłaby zasilić mój Bałtyk tytułowy, znalazłam totalnym przypadkiem Panią Miecię. Spacerując po Łebie, wpadłam na, na wielką kolejkę. Zobaczyłam Miecię, zobaczyłam to, co widzimy też w filmie, w pierwszych scenach, czyli chaos, tłum ludzi, magiczną otoczkę wokół jej osoby. Od razu mnie to zafascynowało. Byłam pewna, że już powstał o niej film. Wydawało mi się to też niemożliwe, że będąc tam przez czterdzieści parę lat, to się nie wydarzyło wcześniej. Weszłam, spytałam się, najpierw się zgodzili, potem Dawid zaczął się przekomarzać, że następny wolny termin mają za piętnaście lat. Ale wzięli mnie na litość, bo myśleli, że muszę zaliczyć pracę na studia - tak mi Miecia potem powiedziała. Następnego dnia przyjechał mój kolega operator i zaczęliśmy kręcić.
W tej opowieści jest dużo humoru, nostalgii, ciepła. Widzimy problemy bohaterów i trzymamy za nich kciuki. Chcemy, żeby im wszystko wyszło. Czy od początku miałaś plan, żeby stworzyć taki feel good movie?
Nie miałam takiego planu. Chciałam wydobyć z bohaterów filmu to, co widziałam na żywo. Mimo problemów, przeciwności losu, trudnych sytuacji życiowych, wydobyć powalający humanizm w tym wszystkim - czułość, empatię bohaterów, emocjonalność. Od początku wiedziałam, że chcę się skupiać na tym. Po prostu ciekawiło mnie ich wnętrze. Po drodze poznałam ich, naprawdę zrozumiałam, co za nimi stoi, dlaczego są takimi ludźmi. Na pewno ten szacunek, chęć pokazania ludzkiej strony tego wszystkiego był czymś, co nas w tym procesie prowadziło. Pewnie wynikiem tego jest coś, co wiele widzów opisuje jako feel good movie. Nie sądziłam, że taki będzie, ale cieszy mnie to.
Bardzo imponuje mi w pani Mieci jej siła i charakter. Musi mierzyć się z ograniczeniami ciała i zdrowia, bo tak jak mówi - jej płuca są uwędzone. Jest niezależna, uparta i wytrwała. Bije od niej też niesamowita kobieca siła. Czy nauczyłaś się od niej czegoś?
Myślę, że pani Miecia jest osobą wyjątkową. Charakter, o którym mówisz, i jej historia życiowa jest czymś, co zbudowało w niej tę kobiecą siłę.Dzięki czterdziestu latom ciężkiej pracy, zbudowała miejsce, które nie jest tylko sukcesem finansowym, ale też enklawą, miejscem bezpiecznym dla turystów, lokalnej społeczności, pracowników. To wielkie osiągnięcie. Do tego samodzielnie wychowała córkę. Była głową rodziny. To wszystko stanowi dowód na niebywałą siłę charakteru.
Myślę, że tutaj pani Miecia by potwierdziła, że trochę nauczyłyśmy się od siebie. Jesteśmy z innego pokolenia i obie się zgodziłyśmy, że sposób w jaki nasza siła jest pokazywana światu jest czymś zupełnie innym. Pokolenie pani Mieci, tak jak widzimy w filmie, ma tendencję do przeżywania w ciszy, nieobarczania innych swoimi problemami i generalnie zaciskania zębów bardzo mocno. Mieć fasadę tej królowej, a w środku nosić cierpienie.Myślę, że ten film w jakimś stopniu próbował to pokazać. Nasze pokolenie jest już inne. Oczywiście to są jakieś generalizacje, wiadomo, ale wydaje mi się, że tutaj już się różnimy. Też jesteśmy silne, wiemy jaka jest nasza wartość, wiemy ile możemy same osiągnąć, tak jak Pani Miecia to wie. Mamy jednak większą umiejętność werbalizowania naszych trudności albo emocji. To też było bardzo ciekawe w tym całym procesie, że w jakimś stopniu to było zderzenie różnych perspektyw pokoleniowych. Nie chcę tutaj absolutnie mówić, że pani Miecia się czegoś ode mnie nauczyła, bo nie wiem czy tak było i też nie miałam takich ambicji, ale ja wielu rzeczy się nauczyłam od pani Mieci. Myślę, że kolejną ważną rzeczą jest wartość codziennych interakcji ze społecznością wokół mnie, nie tylko najbliższą rodziną i znajomymi, ale światem wokół. To jest szalenie ważne, żeby nie żyć w próżni.
A czy ważne dla ciebie i dla twojej twórczości jest to, żeby opowiadać historię z kobiecej perspektywy?
To nie był mój świadomy wybór, żeby ostatnie dwa projekty były stricte z kobiecej perspektywy. Myślę, że ciągnie mnie do takich historii. Nie wiem, czy byłabym w stanie nawiązać tak samo bliską relację z jakimś męskim odpowiednikiem pani Mieci. Być może tak, absolutnie nie chcę tutaj mówić, że byłoby inaczej, ale czuję, że element kobiecego zrozumienia, kobiecej intuicji i solidarności jest czymś, co wzmocniło naszą relację.
Bałtyk otworzył ci drzwi do świata kina. Dzięki niemu wiele osób po raz pierwszy o tobie usłyszało. Film zbiera także bardzo dobre recenzje. Co planujesz dalej? Czy masz już jakiś projekt?
Jest teraz dużo możliwości. Nie spodziewałam się tego i mówię to naprawdę z pełną szczerością. Cieszę się, że widzowie chodzą do kin. Niektórzy, jak Ty, cztery razy. To wielka satysfakcja, że ludzie oglądają, polecają. Nie mówię tu tylko o osobach z branży, ale też widzach. Wspaniała, absolutnie wspaniała rzecz.

fot. sofilms.pl
Marzysz o fabule czy zostaniesz przy dokumencie?
Na ten moment chciałabym pozostać przy dokumencie.Moim zdaniem, jest to olbrzymi przywilej, żeby móc poznawać wyjątkowych ludzi i miejsca. Daje on też możliwość zrozumienia świata w sposób niepowierzchowny, tylko empatyczny, dogłębny. To jest wizja, która mi bardzo odpowiada, to chciałabym w sobie pielęgnować.
Bardzo pokochałam dokument i chciałabym się rozwijać w tym kierunku. Oczywiście nie wykluczam, że w przyszłości może pojawi się fabuła. Wydaje mi się, że nie jestem na to teraz gotowa. Nie mam jeszcze umiejętności, żeby zrobić dobry film fabularny. Chciałabym ten następny rok też poświęcić na naukę. Niekoniecznie nawet na planie. Nie produkować cały czas, tylko pracować w ciszy. Na pewno to nie jest koniec mojej podróży z dokumentem. To jest sam początek.
Bardzo miło to słyszeć. Dziękuję ci za rozmowę.
A ja tobie dziękuję, że jesteś największą fanką tego filmu.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Członkini Zespołu Edukatorów Filmowych. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty.