Jak mieliście okazję zauważyć już wcześniej w rozmowach z Agnieszką Smoczyńską (TU) i Łukaszem Simlatem (TU), dzięki uprzejmości dystrybutora filmu, firmy Kino Świat, mieliśmy okazję uczestniczyć w oficjalnej premierze filmu Fuga, która odbyła w się w warszawskim kinie Cinema City Sadyba. Podczas premiery udało nam się porozmawiać najdłużej ze scenarzystką oraz aktorką wcielającą się w główną rolę w filmie, Gabrielą Muskałą. Rozmowę przeprowadzili Łukasz Kołakowski, studentka Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego Paulina Zdebik oraz pomagający nam już w wywiadach Kamil z portalu W Tonacji Kultury:
ŁK: Oprócz tego, że gra Pani w Fudze główną rolę, jest też scenarzystką filmu. Czy już na etapie tworzenia scenariusza pisała Pani postać Alicji dla siebie?
Nie szukałam roli dla siebie, szukałam tematu na film. Do tej pory pisałam sztuki teatralne razem z siostrą Moniką Muskałą. I kiedyś naszła mnie potrzeba napisania scenariusza filmowego. Inspiracji szukałam przez wiele miesięcy, czytałam różne reportaże, notki w prasie, książki, rozmawiałam z ludźmi. Cały czas nie mogłam jednak trafić na historię, która szczególnie by mnie poruszyła. I jak to zwykle bywa, znalazłam ją przez przypadek. Zobaczyłam w programie Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie kobietę, która nie wiedziała, kim jest. Zapomniała swoją przeszłość. Nie znała nawet swojego imienia. W szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywała, współpacjentki nadały jej imię Maria. Do studia zadzwonił jej sąsiad, który ją rozpoznał, a ona dowiedziała się na wizji, że rzeczywiście ma na imię Maria, a poza tym ma męża i dwójkę dzieci. To był dla mnie przełom, zobaczyłam historię w której mam wszystko, co mnie do tej pory interesowało i o czym pisałam w swoich sztukach. Temat pamięci, wypierania, tożsamości, macierzyństwa. Jednocześnie, w tym samym momencie, obserwując co działo się na twarzy tej kobiety... pustkę w jej oczach, a potem szok i zagubienie, kiedy dowiedziała się, że ma męża i dzieci... pomyślałam, że to genialny materiał dla mnie także do pracy aktorskiej.
WTK: Co było najtrudniejsze w wykreowaniu tej postaci?
Praca nad nią to był długi, trudny ale też fascynujący proces. Finalnie stopiłam się z Alicją na tyle, że na planie ona była mną a ja nią. I dlatego chyba najtrudniejsza dla mnie była scena, w której musiałam, prowadząc jednocześnie swój temat, podpowiadać kwestie Iwo Rajskiemu, który grał mojego syna. Iwo jest cudownym, bardzo naturalnym, zdolnym i zawsze dobrze przygotowanym do pracy chłopcem. Jednak tego dnia, tuż przed sceną, którą umiał już dobrze na pamięć, z jakiegoś powodu musieliśmy pozmieniać kolejność jego pytań w naszym dialogu, przez co nie udało mu się w tak krótkim czasie do końca przyswoić tekstu. To ostatnia scena w filmie, kiedy bawimy się w pływanie jachtem. W momencie, w którym byliśmy tyłem, albo kiedy - niby mimochodem -pocierałam sobie nos, zasłaniając usta, podpowiadałam Iwo jego pytania. Iwo je powtarzał a ja, już jako Alicja, odpowiadałam na nie. Byłam jednocześnie Alicją i suflerką dla partnera.
WTK: Pani rola zapada w pamięci
Mam taką nadzieję!
WTK: Jak skrzyżowały się Pani drogi z Agnieszką Smoczyńską?
Agnieszka dołączyła do projektu po dwóch latach od momentu, kiedy zobaczyłam w telewizji Marię. W 2007 roku zaprosiła mnie do zagrania głównej roli w jej 30-minutowym filmie Aria Diva. Po premierze tego filmu w kinie Muranów spotkałyśmy się w kawiarni. Opowiedziałam jej o pomyśle na scenariusz, który chcę rozwijać. Agnieszka powiedziała, że bardzo chciałaby go wyreżyserować. Miałam wtedy pierwszą, bardzo wstępną drabinkę scenariusza. Zaczęłyśmy wspólną pracę. Razem robiłyśmy research, jeździłyśmy po Polsce, spotykałyśmy się z psychiatrami, którzy zajmowali się ludźmi dotkniętymi fugą dysocjacyjną. Byłyśmy też u pani Marii, która była tym pierwszym impulsem, inspiracją. Przede wszystkim zastanawiałyśmy się jednak o czym ma być ta historia, z czyjej perspektywy ma zostać opowiedziana, kto ma być głównym bohaterem. Był pomysł, aby np. uczynić nim męża Alicji. Zdałyśmy sobie jednak sprawę, że ta perspektywa zawsze wyobcuje Alicję dla widza. Opowiadanie przez nią, pozwoli mu bardziej zbliżyć się do niej, wejść w jej głowę i emocje.
ŁK: Pan Łukasz Simlat, pani ekranowy mąż powiedział nam, że zapoznawał się ze scenariuszem Fugi już 9 lat temu. Jak tekst zmienił się od tamtego czasu?
W 2009 roku bohaterka wyrastała z inspiracji Marią, którą zobaczyłam w telewizji. Fuga jest od początku do końca historią fikcyjną, jednak jest oparta na głębokim researchu, więc historia jest wiarygodna, mogłaby się wydarzyć. Pisałam ten scenariusz 6 lat i przez te 6 lat Alicja ewoluowała. Gdy projekt był rozwijany na warsztacie Ekran w Szkole Wajdy, Łukasz zagrał w jednej scenie lekarza, a w drugiej właśnie męża. Wtedy jednak ta bohaterka była jeszcze niepewna siebie, zagubiona, odklejona od rzeczywistości. Właściwie była takim medium, lustrem w którym odbijali się inni bohaterowie. Uwierało mnie, że sama nie ma jaj, że nie jest pełnokrwistą postacią. Wtedy dowiedziałam się, że ludziom z fugą dysocjacyjną zmienia się osobowość, nieraz o 180 stopni. To był punkt zwrotny, w tym momencie urodziła się Alicja. Zbudowałam ją na kontraście do Kingi, z której przecież wyrasta. Kinga była ciepłą, empatyczną kobietą, jakich wiele wokół nas. Matek, które zajmują się wszystkimi naokoło, a najmniej sobą. Postać Alicji stanowi jej przeciwieństwo. Nie pamięta nie tylko siebie, ale też swoich bliskich, i nie ma zamiaru wzruszać się ich cierpieniem. Nie zna zasad i norm społecznych - tego co „wolno” a czego nie, co „wypada” a co się „powinno”. I wszystkiego innego, co tłamsi nasze pierwotne JA. Dzięki temu bohaterka wystrzeliła mi nagle w scenariuszu jako silna, niezależna i trochę dzika kobieta, którą finalnie widzimy w filmie.
PZ: Jest to Pani debiut scenariopisarski. Czy spodobało się to Pani? Czym się różni pisanie scenariusza do filmu od pisania sztuki teatralnej?
Scenariusz a sztuka teatralna to dwa różne światy konstrukcyjne. Nie chcę opowiadać o całej tej matematyce, którą de facto jest pisanie scenariusza filmowego. Fuga była dla mnie szkołą. Podczas rozwijania relacji bohaterów i całej historii, uczyłam się też pisania scenariusza. Projekt rozwijałam na różnych warsztatach scenariopisarskich. Pamiętam, jak męczyłam się z nim, nie wiedziałam jak go ugryźć. Były momenty, w których coś mnie hamowało i traciłam wiarę, że to może się udać. Mój były partner, Greg Zglinski, reżyser, z którym zawsze nawzajem się wspieramy, mówił: Gabrysiu, wybrałaś sobie najtrudniejszy pod słońcem temat na debiut scenariuszowy. Masz podwójną tożsamość i morze tajemnic. Ale jeśli ten projekt doprowadzisz do końca, żaden następny nie będzie już dla ciebie tak trudny.
PZ: I jest jakiś nowy projekt?
Mam temat, który powoli we mnie kiełkuje i dojrzewa... jak kiedyś
Fuga. Sukces
Fugi, która miała premierę w Cannes, podoba się i zdobywa tyle nagród, motywuje mnie do dalszej pracy. Następny projekt chciałabym wyreżyserować sama. Za wcześnie by za wiele zdradzać, powiem tylko, że będzie to film dokumentalno-fabularny, a dwie bardzo bliskie mi osoby, które zagrają w części fabularnej, będą jednocześnie bohaterami dokumentalnego wątku filmu.
PZ: Myślę, że wszyscy czekamy na niego z niecierpliwością.
To nie będzie raczej kino komercyjne, ale tym bardziej dziękuję.
ŁK: Ostatnie pytanie dotyczyć będzie festiwalu w Gdyni i tej wersji filmu, którą widzowie mogli oglądać tam. Czy Fuga, którą zobaczą widzowie w całej Polsce różni się od wersji pokazanej na festiwalu?
Nie, to dokładnie ten sam film. W sferze dźwiękowej zostały naniesione drobne poprawki w stosunku do tego, co widzowie mogli oglądać w Cannes, jednak do Gdyni trafiła już ostateczna wersja filmu.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.
Również dziękuje
ilustracja wprowadzenia: Kino Świat/materiały prasowe