Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Advertisement

Script Fiesta'25: Młodych nie interesuje tworzenie podziału na intelektualistów i swołocz polską — wywiad z Jakubem Rużyłło

Autor: Tymoteusz Wójcik
26 marca 2025
Script Fiesta'25: Młodych nie interesuje tworzenie podziału na intelektualistów i swołocz polską — wywiad z Jakubem Rużyłło

Wśród polskich seriali mamy pewnego rodzaju panteon, do którego należą te najbardziej legendarne i lubiane produkcje. W nim znaleźć można chociażby Ranczo czy Ślepnąc od świateł. W ostatnim czasie mam wrażenie, że dołączył do nich również serial 1670. Jego scenarzysta Jakub Rużyłło jest członkiem tegorocznej kapituły festiwalu Script Fiesta. W związku z jego nową funkcją miałem okazję porozmawiać z nim na wiele tematów dotyczących chociażby statusu polskie komedii, roli scenarzysty w filmie i serialu, tegorocznej gali rozdania Oscarów, a także oczywiście uwielbianego 1670. Zapraszam do naszej rozmowy. 

 

Tymoteusz Wójcik: Na początku chciałbym zapytać, jaka jest Twoim zdaniem sytuacja komedii w Polsce? Dlaczego takie produkcje jak The Office czy 1670 porwały widzów, a z kolei Gąska, czy Kryptonim Polska już nie? 

Jakub Rużyłło: Na wstępie muszę zaznaczyć, że publiczne ocenianie własnego dorobku wydaje mi się niezręczne. Raz, że nie jest rzeczą twórcy oceniać własne dzieła, a widza i krytyka. A dwa, że ewentualna samokrytyka w tym wypadku mogłaby też dotknąć pozostałych współtwórców, no bo jeżeli ja przyznaje, że coś co zrobiłem było słabe, to też niejako oceniam publicznie ich pracę, a w żadnym wypadku nie chciałbym tego czynić.

Ale żeby nie pozostawić Twojego pytania bez odpowiedzi, to myślę, że Kryptonim Polska startuje tu z dużo trudniejszej dla komedii kategorii – filmu. Serial jest naturalnym środowiskiem dla tego gatunku, jego strukturę w dużej mierze możesz podporządkować komedii. Filmy komediowe z kolei często rozpruwają się na szwie komedii i struktury dramaturgicznej. Stają się zbyt infantylne, bo zbyt podporządkowane komedii, lub zbyt poważne i wtedy przestajemy je traktować jako komedie. Dużo łatwiej jest napisać dobry serial komediowy niż stricte komediową fabułę. Myślę, że każdy czytelnik naszej rozmowy szybciej przypomni sobie pięć dobrych seriali komediowych jakie widział w ostatnich latach, niż filmów.

Przechodząc natomiast do Gąski, to myślę, że w pewnym stopniu mogła jej zaszkodzić fama serialu twórców 1670. Widzowie oczekiwali czegoś w podobnym tonie, a dostali serial o jednak nieco innych założeniach. Gąska miała być feel good serialem, a wydaje mi się, że my, Polacy, wolimy humor gorzki i czarny.

A wracając do początku twojego pytania: wydaje mi się, że sytuacja komedii w Polsce jest obecnie naprawdę niezła, pierwszy raz po 1989 roku, jesteśmy w sytuacji, że w miarę regularnie ukazują się produkcje komediowe, które spotykają się z pozytywnym odbiorem. 

fot. kadr z filmu Kryptonim Polska

W niektórych wywiadach odpowiedziałeś już częściowo na to pytanie, natomiast chciałbym ciebie poprosić o małe porównanie. W jaką grupę odbiorców celowali twórcy, a w jaką platforma Neftlix, w kontekście serialu 1670?

My jako twórcy nie targetowaliśmy żadnych odbiorców, po prostu tworzyliśmy naokoło tego co nas śmieszy. W ten sposób grupa docelowa w naszych oczach niejako określiła się sama, bowiem byliśmy podobnymi osobami w podobnym wieku. Sądziliśmy, że to nasze pokolenie będzie głównym odbiorcą 1670. Było dla nas ogromnym pozytywnym zaskoczeniem, że nasz serial zarezonował tak szeroko i międzypokoleniowo. Nie było to jednak w żaden sposób wykalkulowane i myślę, że ten brak kalkulacji też jest źródłem naszego sukcesu. Netflix dał nam wolną rękę, od razu określając ten projekt jako ryzykowny, więc nie musieliśmy wpisywać się za bardzo w jakieś korporacyjno-algorytmiczne założenia.

Co do tego, jakie założenia miał Netflix co do grupy docelowej, to wiem tylko tyle, że nastawiali się na sukces przede wszystkim na polskim rynku, bo popychali nas w kierunku żartów dotyczących naszego polskiego podwórka. Zapewne przy naszym budżecie niemałego serialu kostiumowego, oznaczało to potrzebę pójścia szeroko do polskiego masowego odbiorcy, bez dalszego zawężania grup odbiorców. 

No właśnie, produkcja mimo ironizowania i żartowania w zdecydowanej większości trafia do różnorodnego widza. W czym tkwi ten sukces?

Myślę, że przede wszystkim zdecydowały dwie rzeczy: po pierwsze, tematyka sarmacka jest - czy to o sobie wiemy, czy nie - nam wszystkim bliska. Mądrzejsi ludzie ode mnie pisali w ostatnich latach o tym, jak duży ślad w nas zostawiła polska szlachecka i podział szlachta-chłopi. Druga kwestia, to moim zdaniem, różnorodność humoru. W 1670 obecne są cringe comedy, absurd rodem z Monty Pythona czy slapstick. Jest spora szansa, że niezależnie jaki humor lubisz, 1670 go obsługuje.

fot. kadr z serialu 1670

Poza tym wydaje mi się, że nasz serial nie wyklucza nikogo. Jest w nim dużo nawiązań do współczesność, czy nawet publicystycznych tez, ale jego fundament nie został zbudowany na bieżącym sporze politycznym. Chcieliśmy bawić, a nie uderzać w dydaktyczne tony. Wydaje mi się, że to jest różnica między nami, twórcami młodszego pokolenia, a wieloma starszymi twórcami. Nas nie interesuje tworzenie dookoła podziału na wspaniałych intelektualistów i swołocz polską, którą trzeba wychować, który funkcjonował w polskiej kulturze przez wiele dekad. Dlatego też staram się dystansować od tez o domniemanej inteligenckości naszego serialu i że wreszcie powstała w Polsce INTELIGENTA komedia. Nie interesuje mnie robienie inteligentnej komedii.

Dlaczego polskie produkcje serialowe nie odnajdują się na zagranicznych rynkach? Swoje miejsce między innymi w brytyjskiej telewizji próbował, chociażby znaleźć bardzo dobry serial Wataha (który łączy się z serialem 1670 aktorem Bartłomiejem Topą) jednakże ostatecznie nie osiągnął oczekiwanego wyniku poza Polską. Takich przykładów jest wiele. W czym tkwi problem? 

Odpowiedź na to pytanie rozpocznę od małej ciekawostki w kontekście Watahy. Niektóre sceny do 1670 kręciliśmy w pewnym przygranicznym miasteczku. Pewnego razu wraz z Bartkiem Topą byliśmy na obiedzie w takiej małej knajpce, jak się potem okazało bardzo popularnej wśród Straży Granicznej. W pewnym momencie, jak strażnicy zobaczyli Bartka, to strasznie się ucieszyli, przysiedli się do nas i traktowali go jak swojego, jednego z drużyny. Od razu przeszli w konwersacji z nim na ty, nawet go o to nie pytając i traktowali go jak strażnika. Było to bardzo urocze i obrazuje siłę kina. Natomiast, jeżeli chodzi o twoje pytanie, to odpowiem na nie w kontekście działki, którą się zajmuję. Przyjęło się uważać, że komedia ma charakter bardzo lokalny. Poza produkcjami anglosaskimi rzadko kiedy przebijają się produkcje z innych kultur.

fot. kadr z serialu Wataha

Mamy jednak chociażby Francuzów, których produkcje takie jak Żandarm z Saint-Tropez czy z nowszych, Za jakie grzechy dobry Boże? zdobywają szeroką popularność. Jakoś im się to mimo wszystko udaje. 

Może to kwestia potencjału danego rynku kinematograficznego. Im większy, tym większy know-how, możliwości produkcyjne i po prostu jakość. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o ten know-how, to polska branża serialowa, nie tylko komediowa, dopiero raczkuje. Dopiero od paru lat możemy mówić o solidnym rynku serialowym i być może dlatego potrzebujemy więcej czasu na podbój innych krajów. A ostatnie lata w kwestii rozwoju są stosunkowo dobre. Wcześniej od początku wieku można było zobaczyć może z pięć dobrych polskich seriali, a teraz — może nie jest ich pięć w rok, ale zbliżamy się do tego.  Dopiero pojawienie się platform streamingownych doprowadziło, do takiego przestawienia wajchy na produkcje serialowe i przez to coraz częściej w branży myśli się właśnie o serialach, a nie o filmach. Zdobywamy coraz większe know-how, jak powinno się te produkcje współcześnie robić. Wszystko w tej branży odziedziczone zostało po teatrze i filmie, które w Polsce są duże i prężne. Nasz teatr i film zdobywają też uznanie za granicą, nominacje do Oscarów itd. A tworzenie serialu różni się od filmu, zarówno na poziomie myślenia o tekście, jak i samej produkcji. Dopiero uczymy się tych różnic.  Myślę, że z roku na rok będzie lepiej.

Czy bycie scenarzystom to twoje ostateczne słowo, czy być może zobaczymy ciebie jeszcze kiedyś w jakiejś innej roli?

Ja nie za bardzo planuję, co będę robić w życiu. Bycie scenarzystą też mi wyszło trochę przypadkiem. Czasem rozważam, czy nie spróbować też stand-upu, bo to ciekawa, bardzo pierwotna forma twórcza. Dodatkowo mam też pewnego rodzaju tęsknotę za bezpośrednim kontaktem z odbiorcą i za natychmiastową gratyfikacją. Ostatnio miałem sytuację, że napisałem jakąś scenę i byłem z niej bardzo zadowolony. Bardzo dawno nie miałem takiej satysfakcji. Jednakże chwilę później pojawiła się, myśl, że zanim widz ją zobaczy, o ile w ogóle, to będzie to dopiero za dwa lata. W zawodzie scenarzysty niestety funkcjonuje się w swojej własnej strefie czasowej, która istnieje osobno do wszystkich innych twórców, którzy razem wchodzą na plan i razem przeżywają ten proces twórczy. I osobnej od widza, który ogląda dzieło często lata po tym jak je napisałeś i ma już do niego dystans. Bywa to frustrujące. Naturalnym krokiem też wydawałaby się próba poszerzania swojej sprawczości. Wiadomo, że dla każdego scenarzysty pociągająca jest wizja większej władzy kreatywnej, panowania nad całym procesem. Wobec czego kuszą funkcje producenta czy reżysera, człowieka, który podejmuje te decyzje, a nie musi się dopasować do innych, realizować cudze wizje i poprawki. Natomiast one też wymagają większych kompetencji, których chyba nie posiadam. Na razie, jeżeli miałbym określić jakiś swój plan, to pisanie komedii, ewentualnie przy mniejszych projektach poszerzanie zakresu swoich obowiązków, a bliżej czterdziestki lub po próba wyjścia poza samą komedię i spróbowania się w pisaniu czegoś bardziej poważnego.

fot. kadr z serialu 1670

Jednakże teraz rozwinąłeś się o kolejną funkcję, czyli bycie członkiem jury podczas festiwalu Script Fiesta. Czy mógłbyś opowiedzieć, co jest dla ciebie największą różnicą pomiędzy pisaniem scenariuszy a ocenianiem cudzych?

Są to dwa różne procesy, podczas których pracuje u mnie zupełnie inna część mózgu. Pisanie scenariuszy jest momentami bardzo ciężką i trudną walką, natomiast czytanie to jest raczej przyjemność i możliwość zderzenia się z inną perspektywą. Pozwala to również na zerknięcie na inny warsztat i jakie ktoś stosuje rozwiązanie. Jest to ciekawe również pod kątem edukacyjnym, bowiem można się trochę nauczyć z prac konkursowych. Podejrzewam, że wielu uczestników, którzy są członkami festiwalowej selekcji, ma większą wiedzę teoretyczną na temat pisania scenariuszy ode mnie. 

A jak się w tym odnajdujesz?

Zastanawiałem się, czy w ogóle mam do tego kompetencje, żeby rzeczowo oceniać scenariusze. Ja jestem bardziej intuicyjnym scenarzystą niż teoretykiem, nie skończyłem żadnej szkoły filmowej. Wiadomo, że wyrobiłem sobie jakiś warsztat na przestrzeni lat, jeśli chodzi o struktury scenariuszy komediowych. W tym temacie mam już ekspercką wiedzę, jak to powinno wyglądać i też taką praktyczną, co działa, co nie działa. Nie byłem pewien, jak to się przełoży na inne gatunki, ale już po zakończeniu prac, czuję, że potrafię odróżnić dobry scenariusz od słabego, niezależnie od gatunku. 

Niewiele osób wie, że Miodowe lata, działają na podobnej zasadzie co polskie The Office — również jest to serial na zagranicznej licencji, w oryginale bohaterami byli kierowca nowojorskiego autobusu, a także pracownik nowojorskich kanalizacji. Czy widzisz może jeszcze jakąś produkcję zagraniczną, która mogłaby się w podobny sposób odnaleźć w naszych realiach?

Mam wrażenie, że polski widz generalnie chce oglądać polskie filmy i polskie seriale, ponieważ widzi tam jakieś elementy swojej rzeczywistości. To jest siła, którą my możemy wygrywać jako twórcy z twórcami zagranicznymi, którzy mają dużo większe doświadczenie, budżety itd. To, czego oni nie mają, a co my mamy dla polskiego widza, to jest znajomość tego lokalnego kontekstu, my opisujemy tę rzeczywistość, która jest jego rzeczywistością. Sukces The Office PL był właśnie rezultatem przepisania go na Polskę. Zachowaliśmy DNA oryginału, mechanizmy komediowe i ton, ale te ramy wypełniliśmy lokalnym kontekstem. Moim zdaniem, tylko tak może się udać adaptacja zagranicznego formatu w Polsce w 2025 roku. Było w ostatnim czasie, kilka prób stworzenia polskich produkcji na licencji zagranicznej i one nie wyszły, nie okazały się zbyt dużym sukcesem. Wydaje mi się, że było tak dlatego, że podjęto decyzję, aby zrobić je jeden do jednego jak zagraniczne odpowiedniki. Przepisywano scenariusze, biorąc jakiś kontekst z rzeczywistości na przykład francuskiej i umieszczając go w Polsce, w polskich lokacjach i z polskimi aktorami. To mogło działać 25 lat temu, kiedy byliśmy jeszcze zachłyśnięci zachodem i imponowało nam, że polscy aktorzy grają po amerykańsku amerykańskie formaty. Teraz to nie ma sensu.

fot. kadr z serialu Miodowe lata

Czy uważasz, że scenariusz w serialu czy filmie jest najważniejszy? 

Myślę, że sukces filmu czy serialu jest zawsze kwestią synergii. Są teksty tak pancerne, że wytrzymają słabszego reżysera i reżyserzy tak wybitni, że uszlachetnią banalny scenariusz, ale co do zasady, wydaje mi się, że film jest tak złożoną materią, że żeby się udał, naprawdę dużo rzeczy musi zagrać jednocześnie. Dlatego budowanie jednoznacznej hierarchii jest tutaj ryzykowne.

Pewne jest natomiast to, że scenarzysta w polskich realiach jest raczej niedoceniany, polska kinematografia wyrasta z kultury kultu reżysera, wielkiego demiurga, który chwyta ten cały nieporządek w swoje dłonie i tworzy nowy świat. Myślę, że to się będzie zmieniać wraz z rozwojem branży serialowej, o którym wspominaliśmy wyżej. Seriale wydają się być przestrzenią, w której ten balans sił między reżyserem a scenarzystą zdaje się być bardziej wypośrodkowany. Często lepiej kojarzymy nazwiska scenarzystów czy showrunnerów zachodnich seriali niż ich reżyserów.

Dlatego też dobrze, że w Polsce powstaje coraz więcej wydarzeń poświęconych scenarzystom, takich jak Script Fiesta. One pozwalają scenarzystom, ludziom z cienia, nabierać podmiotowości i stawać się bardziej widocznym elementem całego procesu w oczach widzów.

I jeszcze tak w miarę na świeżo na koniec chciałbym ciebie zapytać o twoją opinię na temat tegorocznej gali rozdania Oscarów. Z racji tematyki naszego wywiadu, chciałbym dopytać głównie o Anorę i Konklawę, zwycięzców w kategoriach około scenariuszowych. 

Jestem wielkim fanem Anory i bardzo jej kibicowałem i cieszyłem się, że zdobyła tyle Oscarów. Sean Bakera od dawna jest moim ulubionym reżyserem. To jest dokładnie takie kino, jakie chcę oglądać, dotykające tematów i też takiego sposobu opowiadania, pisania postaci i dialogów, jakie jest mi bardzo bliski. Wobec czego jestem totalnie zajarany tym, że Anora wygrała. Konklawe natomiast jeszcze nie widziałem. 

fot. kadr z filmu Anora

Mnie osobiście trochę było szkoda Demi Moore, bo rzeczywiście zasłużyła na Oscara za rolę w Substancji i rzeczywiście dużo z siebie oddała dla tej roli. 

Dla mnie Mikey Madison najbardziej zasłużyła. Na mnie zawsze największe wrażenie robi kino i rolę najbliżej prawdziwego człowieka. Moim zdaniem, pod tym względem rola Mikey była dużo ciekawsza, reprezentowała dużo większy przekrój emocji. Dla mnie przez dwie i pół godziny Ani była prawdziwym człowiekiem – to jest dowód maestrii aktorskiej. Z kolei Substancja jest filmem-hiperbolą, filmem-konwencją. W moim odczuciu dużo łatwiej jest efektownie zagrać postać, którą do odegrania miała Moore, na ciągłym przerysowaniu, zgodnie z konwencją filmu. Wiadomo jednak, że to wszystko jest umowne i arbitralne – nie warto zbyt emocjonalnie podchodzić do nagród filmowych. Osobiście dziwię się ludziom, którzy mówią, że Anora jest filmem klasy B, ale oczywiście to również jest bardzo subiektywne. 

Czy chciałbyś jeszcze coś dodać w kontekście innych zwycięzców i nominowanych?

Właściwie to nie było większych zaskoczeń na tej gali. Wszystkie nagrody przebiegły tak, jak się wydawało. Zwycięstwo Kierana Culkina było przesądzone już wcześniej. Natomiast Prawdziwy ból mimo tego, że również bardzo mi się podobał, zdecydowanie postawiłbym niżej niż Anorę pod względem samego tekstu. Mam jeszcze sporo do nadrobienia z zeszłego roku. Np. widziałem tylko pół Brutalisty, bo źle się czułem i wyszedłem w trakcie przerwy z kina. A jeszcze kończąc wątek Moore i Madison, widziałem taki mem, z przerobionym fragmentem Substancji, z postacią Demi Moore, siedzącą w swoim apartamencie i patrzącą na billboard, w który wklejony została Mikey. Być może rzeczywiście coś jest w jego przesłaniu, Hollywood potrzebuje nowych gwiazd, je musi promować, kosztem starych. Chociaż ja uważam, że mimo wszystko w tym wypadku wygrała po prostu prawda, czyli lepsza rola.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dzięki. 

13. edycja Festiwalu Filmowego Script Fiesta odbędzie się w dniach 27–30 marca w warszawskim kinie Elektronik. To jedyne w Polsce i jedno z największych w Europie wydarzenie poświęcone sztuce scenariusza filmowego. Script Fiesta to także prestiżowe konkursy scenariuszowe. Tradycyjnie wyłoniony zostanie najlepszy zrealizowany scenariusz polskiego filmu fabularnego oraz najlepszy koncept na scenariusz serialu.

Pomysłodawcą Script Fiesty jest Maciej Ślesicki – reżyser, scenarzysta i producent dwukrotnie nominowany do Oscara. Festiwal organizuje Warszawska Szkoła Filmowa, która w tym roku świętuje 20-lecie swojego istnienia. Więcej informacji na temat programu wydarzenia można znaleźć na jego stronie


Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu 1670; Script Fiesta

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Absolwent szkoły muzycznej I stopnia. Miłośnik kina i szeroko rozumianej popkultury. Korespondent z Festiwalu Filmowego w Cannes. Były zawodnik footballu amerykańskiego, a także Mistrz Polski Juniorów w tej dyscyplinie.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.