Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

303. Bitwa o Anglię - recenzja filmu, którego nie da się pomylić

Autor: Łukasz Kołakowski
14 sierpnia 2018

Filmowi 303. Bitwa o Anglię rozgłos zapewniał głównie Marcin Dorociński i jego udział w tym międzynarodowym projekcie. Brytyjczycy robili film o naszych bohaterach, z jedną z naszych największych gwiazd oraz gościem, który gra w Grze o tron. Samo to już by pewnie wystarczyło, ale na szczęście dla dystrybutora, do głosu doszła konkurencja ze swym słynnym Nie pomyl filmu. Ja pomyliłem, ale na razie miałem do dyspozycji tylko ten jeden.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka - 1. sezon serialu Rojst!

Polacy idą do wojska. Nie pierwszy raz, ale pierwszy raz na obcej ziemi. Jako że w naszym kraju sytuacja jest bardzo trudna do opanowania, grupa dzielnych lotników z Polski zamierza wygrać wojnę pod inną banderą. Talent mają, ale to jeszcze nie wszystko, trzeba bowiem przekonać do siebie zarozumiałych Brytyjczyków. To też przecież Polak potrafi.
303. Bitwa o Anglię
fot. Prospect3
W tej frazie o Polakach idących do wojska kryje się sedno wprowadzenia tego filmu i wszystkiego, co z nim związane. Poznajemy grupkę fajnych chłopaków, wojskowych, którą wszyscy traktują średnio poważnie, jednak z czasem zaczynają zdobywać zaufanie wśród przełożonych. W międzyczasie każdy sukces zakrapiają i oglądają się za pięknymi Brytyjkami, ale w walce można na nich polegać. W tle toczą się jakieś osobiste historyjki kilku z nich, ale główny wątek opiera się właściwie tylko o to pierwsze. Na szczęście jednak grupka naszych lotników daje się polubić, ogląda się ich więc z całkiem sporą przyjemnością.

Zobacz również: Recenzja filmu Dzień świra (2002)

Interakcje naszych bohaterów co jakiś czas przerywa pole, a właściwie niebo, bitwy. Nasz dywizjon to istni królowie przestworzy, toteż trzeba było w filmie o nich pokazać mnóstwo batalistycznych powietrznych scen. I szczerze mówiąc, miałem o nie obawy, w zwiastunie bowiem nie wyglądały różowo, jednak po seansie filmu, o dziwo mogę powiedzieć, że w całej produkcji jest lepiej. Wiadomo, Dunkierka to nie jest, ale patrzy się na podniebne akrobacje i strzelaniny ze sporą przyjemnością. Co prawda, dopóki któryś z samolotów nie wybuchnie, bo eksplozje są słabe, ale poza tym nie ma co narzekać.
303. Bitwa o Anglię
fot. Prospect3
W Polsce najważniejszymi nazwiskami marketingu tej produkcji byli oczywiście Marcin Dorociński i Iwan Rheon, jako aktor z Gry o Tron grający Polaka. Naszego rodaka jest niestety mało. Niestety, bo Witold Urbanowicz to postać, w którą chcielibyśmy się zagłębić. Dalej musimy to robić bardziej z wykorzystaniem podręcznika historii. 303. Bitwa o Anglię bowiem, gdy akurat nie przedstawia nam scen batalistycznych, to głównie film o Janie Zumbachu, którego gra Brytyjczyk. I rzeczywiście, jest on w tej roli bardzo wyrazisty. Jego także dotyczy jedyny wątek romansowy filmu, z jego zalotami do Phyllis, granej przez bardzo urodziwą Stefanie Martini. Daję on radę do pewnego momentu. Momentu, w którym łamie się odbiór całego filmu. Pierwsza część tego dzieła to bowiem naprawdę niezła zabawa. Idzie przymknąć oko na dziwaczną strukturę, która pokazuje jakiś etap życia naszych żołnierzy (najczęściej imprezę), przekładany scenami bitew powietrznych. Polubiliśmy ekipę, pośmialiśmy się z kilku całkiem niezłych żartów (nie wiem, jak będzie z Wami, ale mnie Made in… śmieszyło), a zestrzeliwani Niemcy nam nie przeszkadzali. Rzecz w tym, że w drugiej połowie film próbuje uderzyć w nieco poważniejsze tony i na tym się nieco wykłada. Dialogi robią się coraz bardziej toporne, wkradają się dłużyzny i nuda, a sytuacji nie ratują nawet coraz bardziej efektowne podniebne strzelaniny. Zawsze fajnie zabić Niemca, szczególnie że ten film nasi Naziści obchodzą tak samo, jak Nolana w Dunkierce, ale jednak i to może znudzić.
303. Bitwa o Anglię
fot. Prospect3
Bardzo dobrze, że ten film powstał i bardzo dobrze, że nie zrobiliśmy go my, a Brytyjczycy. Wtedy jest nadzieja, że u nich się przebije i zobaczą co nieco historii, którą powinni, a wręcz muszą znać. W dodatku, co jest dużym plusem, w żadnym momencie nie mamy wrażenia obcowania z laurką. U nas nad Wisłą, gdzie w większości słyszeliśmy o Dywizjonie 303 będziemy oczekiwać czegoś więcej. A dostaniemy film dużo lepszy, niż większość produkcji nastawionych na zgromadzenie w kinach jak największej ilości szkolnych wycieczek, ale mimo wszystko produkcję, która nie wykorzystuje pełni swojego potencjału. A i wycieczek, w sierpniu, za dużo nie zgromadzi…

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.