Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Godzilla i Kong: Nowe Imperium - recenzja filmu! Stahp

Autor: Łukasz Kołakowski
6 kwietnia 2024
Godzilla i Kong: Nowe Imperium - recenzja filmu! Stahp

Długo się zbieram po seansie, żeby zacząć przelewać na ekran wszystkie swoje wnioski. Myślę sobie, że Monsterverse DC ma już piąty film, a dalej nie jest choćby w lekkim stopniu spełnione. Najlepiej działało wtedy, kiedy było w nim więcej potwornych zapasów, słabiej, gdy wymieniano w nich kolejne nazwiska, doprawdy wielkich gwiazd, od Bryana Cranstona, przez Brie Larson i Millie Bobby Brown, każdą z tych osób gubiąc w kiepskich, wyposażonych w tony ekspozycji scenariuszach. Tutaj jest podobnie, dalej ludzie są od tego, żeby powiedzieć, co się dzieje, a potwory, żeby się efektownie tłuc. Problem jednak w tym, że to drugie również zupełnie nie dostarcza. 

Może to wina wydarzenia grudniowego, kiedy to premierowała Godzilla: Minus One. Japońska superprodukcja od razu wskoczył do ścisłej topki nie tylko ubiegłego roku, ale także do tej, zrzeszającej najlepsze w ogóle filmy o dużych potworach. Nagle okazało się, że Godzilla może znowu budzić grozę, historię ludzką da się opowiedzieć w fantastyczny i emocjonalny sposób, a zapasy monstrów wcale nie są potrzebne do piorunującego efektu. Przy produkcji Tamashi Yamazakiego Nowe imperium wygląda jak podróbki Balenciagi z tureckiego bazaru. Choć chciałoby się napisać, że tamten seans da włodarzom Warnera do myślenia, to mamy już pierwsze wnioski z Box Office. Nic na to nie wskazuje. 

fot.materiały prasowe

Godzilla, jak przystało na gladiatora, ma swoją arenę. Kilka razy pokazywane jest nam, że hotel i noclegownię zrobiła sobie z rzymskiego Koloseum. Kong też zdaje się odnalazł spokój i swoje miejsce na ziemi, a jedynym jego problemem wydaje się obolały ząb. Szybko jednak w te historię wejdą ludzie i powiedzą nam, co się dzieje i co tym razem może sprawić, że w przyszłość świata stanie pod znakiem zapytania. 

Zaczynamy całkiem przyjemnie, bo z lepszych rzeczy w tym seansie film wystrzeliwuje się nad wyraz szybko. Na samym jego początku zapoznajemy się z tyleż absurdalnym, co efektownym zabiegiem dentystycznym Konga, przeprowadzanym prosto z helikoptera. Gdybym miał wskazać jeden moment, z którego dobrze ten film zapamiętam, byłby to właśnie ten. Jest odpowiednio zabawny, a ze swojego absurdu robi atut w dobry sposób. Równolegle do tego Godzilla pląta się nam gdzieś po ekranie. Jest w Egipcie, we wspomnianym Koloseum i jeszcze w kilku innych lokacjach, jednak sceny z jej udziałem bywają totalnie uśpione. Król potworów nie ma zbyt wiele do roboty. 

fot. materiały prasowe

Najbardziej we znaki daje się natomiast fakt, jak bardzo cały ten seans jest sterylny. W Godzilla vs Kong: Nowe imprerium żaden z użytych środków, który miał wykrzesać jakiekolwiek emocje nie daje rady. Nie znajdziemy ich wśród dylematów ludzkich, mimo poważnej intrygi nie istnieje poczucie zagrożenia, a i ogromne zapasy nie są zainscenizowane z pomysłowością. Ma się wrażenie, jakby 130 milionów budżetu poszło tutaj totalnie w błoto, bo poza głośną obsadą nie zainwestowano w żaden element, który mógłby sprawić, że choć na chwilę najdzie nas ochota, żeby o wspomnianym Minus one czy jakimkolwiek innym dobrym filmie o potworach, który może się znaleźć w naszej wyobraźni podczas tego seansu zapomnieć. 

Największa w tym wina scenariusza, który wygląda na robotę pozbawionego krzty błyskotliwości rzemieślnika bądź produkt znaleziony na szybko na hollywoodzkiej wyprzedaży garażowej. Charakteryzuje go brak dobrych onelinerów, nie nadaje żadnemu z bohaterów interesującego tła, a wszystko topi w tonach ekspozycji, która jest wykładana bez żadnego zająknięcia. Niby próbuje się, zarówno w życiu Konga, jak i granej przez Rebekę Hall Ilene stworzyć jakąś relację rodzinną, jednak opiera się ona wyłącznie na papierowych emocjach. Najbardziej boli jednak, jaką wpadką jest postać Briana Tyree Henry’ego, który od wspaniałej Atlanty zdążył nam już ubarwić swoją charyzmą jednego blockbustera. W Bullet train nie trzeba było wiele, dano mu okazję powtórzyć kilka manier Paper Boia w dużo bardziej zwariowanym i rozrywkowym środowisku. Tutaj wpadając w samo oko cyklonu wije się bez celu ani razu nie udowadniając, że był rzeczywiście potrzebny. 

fot. materiały prasowe

Był kiedyś taki film, Batman vs Superman: Świt sprawiedliwościktóry w wielkim starciu ikon popkultury szukał ognia wszędzie, tylko nie tam gdzie rzeczywiście mógł go znaleźć. Był Black Adam, który w uniwersum DC zaplątał się właściwie bez żadnego celu, znikając ze świadomości widzów jeszcze szybciej niż się pojawił. Był Spider-man: No way home w którym chęć stworzenia dobrego filmu przykryto wciskaniem na siłę pustej nostalgii. Był w końcu X-men: Mroczna Phoenixczyli pudrowany dla obietnicy choćby niewielkiego zysku trup, który już wiele lat wcześniej leżał na blockbusterowym cmentarzysku. Godzilla vs Kong: Nowe imperium to nieślubne dziecko wspomnianej czwórki. Blockbuster co prawda tańszy (przez co pewnie także brzydszy, bo brak dobrego CGI to kolejny kamyk do jego ogródka) od wspomnianych, jednak łączący wszystkie te wady. Jak w soczewce ilustruje wszystkie elementy dewaluacji współczesnych, coraz bardziej korporacyjnych widowisk. 

O innych hitach ostatnich miesięcy przeczytasz na Movies Room:

Diuna: Część druga - recenzja filmu! Diuna, na którą czekaliśmy

Omen: Początek – recenzja filmu! Czy jest się czego bać?

Civil War - recenzja filmu Alexa Garlanda! Szkiełko i oko

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

30/100
  • Kong u dentysty
  • Śladowe ilości błyskotlwości w występach Dana Stevensa i Briana Tyree Henry'ego
  • Żadnych emocji
  • Niezbyt interesująca, pretekstowa fabuła
  • Scenariusz z wyprzedaży garażowej
  • Kiepskie CGI
  • Uosabia właściwie wszystkie problemy współczesnych blockbusterów

Movies Room poleca