Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Hellboy - recenzja filmu spóźnionego o dwie dekady

Autor: Łukasz Kołakowski
12 kwietnia 2019

Nie będę oryginalny i specjalnie odkrywczy stawiając tezę, że kino komiksowe przywozi dziś z kin wywrotki zielonych dolarów przez zbudowanie relacji z widzem. Najbardziej pamiętamy z niego nie sceny akcji, którymi już ciężko się wyróżnić, nie historie, które często są sztampowe i traktowane po macoszemu, a właśnie aktorów i ich odwzorowanie komiksowych herosów. Przykłady można mnożyć i mnożyć, ale nie do tego tu będę dążyć. Poruszyłem tę kwestię w celu podkreślenia, jak bardzo niedzisiejszym filmem, mimo premiery w 2019 roku jest Hellboy. Nowe dzieło Neila Marshalla stanowi książkowy wręcz przykład antytezy tego, co powiedziałem wcześniej. To film, dzięki któremu w myślach widzów powracają ciemne czasy potworków w typie Ghost ridera, Kobiety kot czy Daredevila.

Hellboy wychodzi nie tyle z błędnego, ile bezsensownego założenia, że jego widz będzie już w świecie wykreowanym przez Mike’a Mignolę zorientowany. O ile znający komiks lub choćby filmy Guillermo del Toro sobie w tym całym bałaganie poradzą, o tyle nowy widz będzie zdezorientowany już od pierwszych scen. Na ekran wpadają Ci bohaterowie, rzucają mnóstwo niezrozumiałych terminów, a Ty biedny radź sobie. Jeśli znasz, to fajnie, jak nie, to przecież my Ci tłumaczyć nie będziemy. Jeśli twórcy tego dziełka myślą, że na film zarobią im tylko fani komiksów, to Box office może im spłatać figla. Tak samo, jak nienajlepsze recenzje. Obrazu nędzy i rozpaczy obok poruszonej wcześniej kwestii dopełni chaos, jaki musimy śledzić przez te ekranowe dwie godziny. Nie ma tu żadnego ładu i składu, cięcia montażowe są nieznośne, a film wygląda jak totalna amatorka. Obok niewyróżniających się niczym (no może poza biednymi jak na dzisiejsze standardy efektami specjalnymi) scen akcji, prym wiedzie koślawo opowiadana historia, która skacze w czasie, w lokacjach, we wszystkim. Najlepsze jest jednak każde wejście nowego z bohaterów. Każdy z ważnych (przyjmując, że są tu jacyś ważni) bohaterów tutaj po prostu pojawia się na ekranie, inny w kilku słowach mówi, kim ten pierwszy jest, więc fajnie, może już dołączyć do akcji. To jak przedstawianie się na dużej imprezie, podczas której nie znasz większości współtowarzyszy. Ktoś tam Cię zapamięta, z kimś się wymienisz telefonem, jednak w większości skończy się na podaniu ręki. Nie może być mowy o żadnej więzi któregokolwiek.

Zobacz również: Venom - recenzja filmu

Mimo wszystko nie sposób nie pochwalić dobrych wyborów obsadowych. David Harbour, Milla Jovovich i Sasha Lane zasługują na to, żeby ten film był lepszy, bo wtedy pewnie można byłoby ich chwalić. Fakty są jednak takie, że ciężko powiedzieć coś pozytywnego on tak żadnych postaciach. Postaciach, których działania co chwila gubią się w tonie tego bałaganu, a relacje warunkują cięcia montażowe, przerywane co jakiś czas rozgłoszeniem muzyki i wyskakującą znikąd walką. Jest brutalna i krwawa, ale w każdym wypadku nieefektowna. Dlatego też bardzo szybko seans zaczyna nużyć. Biorąc to pod uwagę dochodzimy do smutnego wniosku, że film nie daje rady właściwie na żadnym polu. A ta krew i prostacko-luzacka deadpoolowa otoczka chcą to nieco zamaskować. Jednak choć Deadpoola 2 po czasie nie cenię zbyt wysoko, przy produkcji Neila Marshalla jest on arcydziełem. A Venom poukładanym i przemyślanym filmem. Mamy już rok 2019, a okazuje się, że nadal są twórcy z poprzedniej epoki, który próbują nam sprzedać filmy nieprzystające do czasów obecnych. Ma się jednak wrażenie, że akurat ten nawet te dwie dekady temu by się nie obronił. Bałagan, jaki tu panuje (a nazwałbym to nawet inaczej, ale słowo na p nie jest raczej odpowiednie), wykłada film na każdej możliwej płaszczyźnie. Twórcy końcówką wyraźnie dają do zrozumienia, że jeszcze nie skończyli, ale wynik finansowy może ich bardzo niemiło zaskoczyć. Jeśli chcecie bowiem iść na Hellboya, to chyba tylko po to, żeby przypomnieć sobie stare, nie najlepsze dla fanów ekranizacji komiksów czasy. Czasy, jak to często się mówi, słusznie minione.

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.