,,Weźcie przyjaciółki, załóżcie sukienki w kwiaty, do tego wianek na głowę i idźcie do kina” – tymi słowami Blake Lively zachęca widzów do seansu It ends with us. Na wywiadach unika pytań o fabułę produkcji i nieugięcie reklamuje swoją nową linię kosmetyków do włosów dostępną w supermarketach w twojej okolicy! Justin Baldoni nie pojawia się na ściankach, a usłyszenie jego opinii o efekcie końcowym produkcji graniczy z cudem. Autorka ekranizowanej książki, Colleen Hoover, wypina pierś i opowiada o swojej sympatii do Lively i potędze swoich powieści. Nie pozostaje również w tyle, jeśli chodzi o absurdalne promowanie kosmetyków. Wypuszcza linię lakierów do paznokci inspirowaną It ends with us, a nawet nazywa jeden z kolorów Brave Blush. To tylko kilka przykładów kontrowersyjnych informacji krążących od dłuższego czasu w mediach. Nie należę do fanek tego gatunku czy tej autorki, ale postanowiłam z ciekawości wybrać się do kina i obejrzeć nową produkcję Baldoniego. No cóż, podczas seansu nie brakowało emocji.
Lily Bloom, nasza główna bohaterka, to młoda kobieta, której marzeniem jest otworzenie własnej kwiaciarni. Imię w końcu zobowiązuje. Jej spokojne życie zakłóca straszna informacja – jej tata nie żyje. Po przytłaczającej ceremonii pogrzebowej, Lily wchodzi na dach jednego z budynków mieszkalnych i ogląda nocną panoramę miasta. Tam spotyka ją przystojny neurochirurg, który dosiada się do niej i para zaczyna rozmawiać. Ich rozmowę przerywa telefon, drogi tego duetu rozchodzą się. Jakiś czas później Lily zakłada wymarzoną kwiaciarnię. Przez zbieg okoliczności znowu spotyka przystojnego nieznajomego i od tego momentu stają się nierozłączni. Szkoda tylko, że im dłużej się znają, tym bardziej kobieta zdaje sobie sprawę, że Ryle to niebezpieczny człowiek. W pewnym momencie Lily staje przed trudnym wyborem. Czy podejmie dobrą decyzję?
fot. materiały prasowe
Od czego by tu zacząć? Historia znana czytelnikom z It ends with us, to opowieść o walce o siebie. Lily to ofiara przemocy domowej, tak samo jak jej mama. Wspomnienia o ojcu, to wspomnienia cierpienia, krzyków i płaczu. Dziewczyna niesie na swoich ramionach ciężar traumy, nad którą niestety nie pracuje. Tym bardziej denerwował mnie sposób promowania tego filmu. Weź przyjaciółki i chodź do kina na romantyczną opowieść? Przecież nie o tym jest ta opowieść! Nikt nie mówi o pomocy ofiarom przemocy domowej, nikt nie wspomina o konsultacjach z osobami, które mają pojęcie o tym problemie. Romantyzowanie zachowań skrajnie toksycznych i obrzydliwych to niezwykle dziwne zjawisko. Czemu więc dajemy mu przestrzeń?
Gra Lively i Baldoniego pozostawała ciągle w tle oglądanego dzieła. Zwracałam raczej uwagę na ilość niedociągnięć, których tu nie brakuje. Aktorzy nie stworzyli wiarygodnej pary, brakowało mi chemii na ekranie i prawdziwych emocji w trudnych momentach. Dostałam za to poziom gry jak w ekranizacjach powieści z Wattpada. Historia Lily skacze między teraźniejszością a przeszłością. Reżyser robi to w tak chaotyczny sposób, że na początku nie mogłam połapać się w fabule. Raz widzimy dorosłą bohaterkę, innym razem znowu nastolatkę. Po pierwszych kilku skokach zrozumiałam, co się dzieje. Czemu nikt nie daje nam znać, że będzie krążyć między różnymi wspomnieniami? Wiele scen stanowi też zbitki romantycznych czy pseudomotywacyjnych momentów, które wyglądają jak teledyski kiepskich ballad miłosnych.
fot. materiały prasowe
Kostiumy to coś, na co bardzo zwracam uwagę. Kocham dziwaczne, maksymalistyczne stroje pokroju tych z Hearthbreak High. Widać, że są przemyślane i odzwierciedlają osobowość bohaterów. W It ends with us postaci są ubrane w przypadkowy sposób. Lily wygląda, jakby ktoś zamknął ją w szafie, przewrócił mebel i potem wyciągnął ją z tym, co akurat się do niej przyczepiło. Eleganckie sukienki w źle dobranym rozmiarze z wielkimi męskimi kurtkami, spodnie z dwoma, trzema rozporkami na różnych wysokościach. Pomieszanie z poplątaniem, jeśli chodzi o kolory, wzory i faktury. Do tego przyjaciółka Lily w okropnych, drogich ubraniach z torebką Birkin od Hermes w dłoni. Najdziwniejsze kostiumy jakie widziałam do tej pory w filmie.
Scenografia też pozostawała wiele do życzenia. Zwróciłam szczególnie uwagę na kompilację momentów remontu kwiaciarni. Lily maluje ścianę wałkiem zamoczonym w bordowej farbie. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że maluje po odklejającej się tapecie, nie ścianie. Po chwili widzimy cięcie i patrzymy już na idealną, bordową powierzchnię Kto tego nie zauważył? Wychodzi na to, że nikt, ani produkcja, ani reżyser, ani aktorzy w tej scenie.
Colleen Hoover sama w sobie jest niesamowicie krytykowaną i kontrowersyjną autorką. Jej życie prywatne i twórczość powodują głośne dyskusje. Trudno się dziwić, jej książki romantyzują przemoc domową, związki młodych dziewczyn ze swoimi nauczycielami, gwałty. W morzu genialnej literatury, ktoś wybrał właśnie It ends with us do zekranizowania. Brak mi słów, żeby wyrazić swoje oburzenie. Nie idźcie na ten film. Nie traćcie czasu i pieniędzy, jest tyle dobrych produkcji o miłości.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.