Stopmotion, czyli animacja poklatkowa, to niełatwa sztuka. Wymaga skupienia, precyzji, cierpliwości. Obchodząc się z małymi, delikatnymi obiektami, trzeba osiągnąć niemal stan nirwany. Ruch poszczególnych elementów nie może być za duży, przecież widzowie muszą mieć wrażenie, że postaci same się poruszają. Po zrobieniu tysięcy zdjęć każdej, nawet najmniejszej zmianie położenia elementów, poszczególne klatki zaczynają przybierać nową formę i rodzi się film. Główna bohaterka Stopmotion jest artystką w sztuce animacji poklatkowej, choć dopiero zaczyna swoją przygodę jako samodzielna twórczyni.
Wszystko zaczęło się od pracy z mamą. Kobieta z wiekiem nie mogła już wykonywać tak precyzyjnych ruchów, więc pałeczkę przejęła córka. Matka nie chciała jednak dać dziewczynie wolności twórczej, instruowała ją odnośnie każdej decyzji, każdego ruchu. Pewnego dnia starsza kobieta umiera. W tym punkcie zaczyna się cała zabawa. Dziewczyna wynosi się z domu i zakłada własną pracownię. Szybko przekonuje się jednak, że nie czuje inspiracji do wielkich projektów. Wszystko do czasu, aż w jej drzwiach staje mała dziewczynka. Opowiada Elli intrygującą historię o dziecku i dziwnym, mrocznym mężczyźnie. Wena na nowo zaczyna płynąć w żyłach artystki, ale nie ma nic za darmo. Kobieta będzie musiała zapłacić za nią najwyższą cenę.
fot. materiały prasowe
Cały film podążamy za główną bohaterką i niejednokrotnie widzimy momenty psychozy. Pojawiają się wątpliwości, czy dziewczyna zaczyna walczyć z demonami, czy po prostu mierzy się z objawami schizofrenii. Tylko ona widzi i słyszy dziwaczne stworzenia i cienie. Jej przyjaciele i najbliżsi nie rozumieją, co dzieje się z dziewczyną. W całym tym zamieszaniu brakuje jednak głębszej analizy psychiki głównej bohaterki. Jest samotna, przestraszona, żyje pod ogromną presją. Dopiero straciła matkę, a mimo, że ta była okrutna, była jednak jej rodzicielką. Po seansie miałam wrażenie, że w ogóle nie poznałam Ellie. Żałuję, bo studium jej umysłu mogło być fascynujące.
Sam pomysł filmu wydał mi się intrygujący. Horror ze wstawkami animacji poklatkowej, mroczne, klimatyczne ujęcia, obrzydliwe materiały do budowy fotografowanego przez Ellie świata. Jak się niestety często okazuje, sam pomysł nie wystarcza. Podczas seansu kinowego walczyłam z ciężko opadającymi powiekami i marzyłam o możliwości przewinięcia filmu o kilka minut. Scenografia i przygotowanie od strony technicznej zasługują na wyróżnienie, ale scenariusz i reżyseria już niekoniecznie. Chciałam dziwaczności, niepokoju, momentów obrzydzenia. Dostałam świetny usypiacz.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.