Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kapitan Marvel - recenzja originu, którego nie potrzebowaliśmy

Autor: Tomasz Rewers
7 marca 2019

Trudno przypomnieć sobie film Marvela, wokół którego narosło tyle kontrowersji. Wystarczy wspomnieć aferę związaną z ocenami na Rotten Tomatoes czy wypowiedzi samej odtwórczyni głównej bohaterki. Czas jednak odłożyć na bok te sprawy, tak samo jak wszelkie materiały promujące te ostatni film przed hucznym finałem 3. fazy MCU.

https://www.youtube.com/watch?v=wYxIL0EotUY Kapitan Marvel to pierwsze od naprawdę dłuższego czasu klasyczne origin story (dobrze, w ubiegłym roku pojawiła się Czarna Pantera, tyle że tam tytułowy superheros został już wcześniej przedstawiony w Wojnie bohaterów). Poznajemy Carol Danvers (Brie Larson) jako członkinię elitarnego oddziału Kree, która wskutek pewnego wypadku utraciła pamięć o swoim wcześniejszym życiu. Zostaje wysłana wraz ze swoim liderem (Jude Law) i resztą drużyny na pewną misję, której konsekwencje totalnie przewartościują jej kompas moralny.
Kapitan Marvel
kadr z filmu Kapitan Marvel
Z początku możemy odnieść wrażenie, że twórcy filmu próbują nas otumanić. Teraźniejsza akcja z pierwszych kilkudziesięciu minut zostaje sumiennie poprzebijana szybkimi flashbackami, które na wyścigi ukazują nam wycinki przeszłości Carol. Nie pomaga również rwana dynamika narracji, polegająca na tym, że albo skaczemy po różnych odległych od siebie kompozycji (z futurystycznej planety Kree do powierzchownie nakreślonej Ziemi lat 90.). Jednak w końcu – a to głównie dzięki pojawieniu się na horyzoncie Nicka Fury’ego (Samuel L. Jackson) – udaje nam się wejść w serwowaną nam przez duet reżyserski Anna Boden-Ryan Fleck opowieść. Wszechobecny, typowo marvelowy humor pozwala jako tako zniwelować doskwierające znużenie formą (o ile wytrzymamy czasem nazbyt inwazyjne salwy powtarzających się żartów z kotem). Brie Larson również zdaje egzamin, grając wygadaną, czasem szarżującą przyszłą superheroskę, która stara się odnaleźć swoją tożsamość w gąszczu zagadek przeszłości.
Kapitan Marvel
kadr z filmu Kapitan Marvel
Mamy zatem pewną myśl przewodnią i z pozoru ważne dla późniejszych wydarzeń starcia nieco na marginesie różnych światów. Co w tym wszystkim gryzie najmocniej? W głównej mierze poczucie, że ten film został stworzony na siłę, bez żadnej ważkiej potrzeby fabularnej. Co zasadniczo jest dość ciekawym wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że Boden i Fleck starają się wcisnąć gdzie się da różne wyjaśnienia pewnych kluczowych zdarzeń w MCU. Jednak mimo wszystko wydaje mi się, że gdybym nie znał mało porywających faktów z życia dużo młodszego Fury’ego (kuriozalne przyczyny noszenia pirackiej opaski na oko przemilczę nie tylko ze względu na unikanie spoilerów), nie straciłbym zbyt wiele. Nieporozumieniem jest również plastikowe odmłodzenie agenta Coulsona (Clark Gregg), który w dodatku ma tak marginalną rolę, że równie dobrze mogłoby go nie być.
Kapitan Marvel
kadr z filmu Kapitan Marvel
Panosząca się na każdym kroku pretekstowość Kapitan Marvel odznacza się niemal na każdym kroku. Wydumany, całkowicie czarno-biały konflikt w głównym wątku w zasadzie nie zmienia w żaden sposób spojrzenia na czasy późniejsze. Nawet dość mocny plot twist z postawieniem na głowie komiksowych realiów jest w gruncie rzeczy wstępem do konwencjonalnych, przewidywalnych rozwiązań. Nasza bohaterka nie dostaje praktycznie żadnego większego wyzwania, przez co im dalej w las, tym trudniej emocjonować się sytuacjami, w których zyskująca swoją niesamowitą potęgę Danvers roznosi w pył praktycznie każdy wrogi element stojący jej na drodze. Nie pomagają również zaledwie poprawnie nakreśleni bohaterowie drugoplanowi, posiadający zazwyczaj jedną-dwie cechy na krzyż (szczególnie boli zmarnowany potencjał u Jude Lawa i Annette Bening). I choć możemy się nieraz pośmiać z czasem nawet dość kreatywnych humorystycznych scen, czy wciągnąć w pojedyncze sceny walk, za dużo tutaj przeciętności. Kapitan Marvel to jeden z najbardziej zbędnych filmów w historii Marvel Cinematic Universe. Nie jest produkcją z gruntu złą, posiada swój urok, który przynajmniej chwilami może się podobać, jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że całość to po prostu przydługa próba wyjaśnienia relacji Danvers z Furym, wyjawionej w jednej ze scen po napisach w Wojnie bez granic. Cała reszta, choć powinna mieć niebagatelny wpływ na uniwersum, jest na siłę doklejonym, mało interesującym konfliktem z nudną protagonistką. Miło przynajmniej, że świętej pamięci Stan Lee otrzymał specjalny trybut od Marvel Studios. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że bracia Russo lepiej wykorzystają talent Brie Larson w zbliżającym się już Końcu gry. Ilustracja wprowadzenia: Marvel Studios

Tomasz Rewers

Redaktor naczelny
Tomasz Rewers

Założyciel i właściciel Movies Room. Z wykształcenia prawnik i certyfikowany mediator sądowy. Kocha filmy, od niedawna również sam je tworzy. . Gustuje w kinie rozrywkowym jak i w filmach, po których psychikę trzeba zbierać z podłogi. Znawca uniwersum Marvela oraz największy fan Batmana. . Odpowiedzialny za koordynacje zespołu, public relations oraz marketing. . Kontakt: [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

55/100
  • Samuel L. Jackson jako Nick Fury
  • cały drugi plan daje radę
  • kilka ciekawych scen akcji
  • Goose
  • momentami humor
  • Brie Larson dobrą aktorką jest...
  • ...szkoda tylko, że jej postać napisano na kolanie
  • tak jak zresztą większość innych bohaterów
  • pretekstowa i nużąca fabuła
  • chaotyczne retrospekcje
  • biedna ekspozycja lat 90.
  • żenujące wytłumaczenie pewnych faktów z uniwersum

Movies Room poleca

Nadchodzące premiery