Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Między nami żywiołami - recenzja animacji Pixar! Wrota żywiołów

Autor: Łukasz Kołakowski
12 lipca 2023
Między nami żywiołami - recenzja animacji Pixar! Wrota żywiołów

Chyba nie da się na ekranie zaprezentować bardziej oczywistego kontrastu niż ogień i woda. Ona się pali, on ją musi ugasić. Choć metafora to czołobitna, można jej użyć w naprawdę mnóstwie kontekstów. Bo dwa najbardziej przeciwstawne żywioły mogą symbolizować różne społeczności, chłodne jak i cieplejsze relacje rodzinne, ale również właśnie związek, związek z innych światów. Peter Sohn, który w Pixarze do tej pory reżyserował wyłącznie przeciętnego Dobrego Dinozaura, w swoim drugim pełnometrażowym dziele bierze na tapet właśnie ten kontrast. Korzysta przy tym ze wszystkich podanych wcześniej tropów, a wszystko osadza w świecie, w którym przedstawiciele Ognia, Wody, Ziemi i Powietrza są jedynymi zamieszkałymi. To wszystko sprawia, że można tu znaleźć materiał na dobry film. Nie wszystko się jednak udaje.

Witajcie w Element City, w którym muszą żyć ze sobą przedstawiciele żywiołów. Jako żywo nie ma możliwości, aby wszystkich zebrać i zbratać ze sobą, stąd jest ono nieco podzielone. Centrum jak ognia boi się ognia, więc płonący muszą radzić sobie na przedmieściach. Tak poznajemy rodzinę Iskry, głównej bohaterki, która od lat, po ucieczce z macierzystego miasta osiedliła się, znalazła dom i zaczęła prowadzić interes. Od lat oczkiem w głowie ojca jest sklep, jego jedynym osiągnięciem oraz biznesem, który będzie mógł zapewnić sukcesję i przetrwanie. Dlatego też będzie chciał, żeby córka go przejęła, a na wstąpienie w dorosłość dostanie klucze i pełne prawo do przejęcia kierownicy. Dla Iskry jednak nie jest to do końca przyszłość, w jakiej się odnajdzie. Stwierdzić jest jej to jednak o tyle trudno, że sama jak do tej pory nie ma pojęcia, czego chce. Ten drugi to Wodek Potocki (brawo za to tłumaczenie, jest świetne i urocze). To mały, nieco pierdołowaty przedstawiciel rodziny wodnej. Dorabia w jakimś urzędzie, prowadzi kontrole, a gdy wraca do domu, spędza czas z mniej dysfunkcyjną, kochającą rodziną. Kąpana na gorącym ogniu (bo przecież nie w wodzie) ognista koleżanka od razu wpada mu w oko. Tak samo jak on, z tej drugiej, gorszej strony, całej rodzinie.

Zobacz również: Nostalgia – recenzja filmu. Obrazy z Neapolu

Wydźwięk antyrasistowski tego filmu jest wyraźny, istotny i pojawia się nader często. Wszystkie przedstawione społeczności są wyraźnie nieufne, w każdym przypadku jednak reżyser znajduje dla nich sporo serca. Uroczymi scenkami próbuje rozładować wewnętrzne napięcia, a aby podkręcić emocje, historię buduje również na wątku emigracji i zaczynaniu życia od nowa, od początku. Takie przesłanie jest bardzo potrzebne, a w tym przypadku również niezbyt natrętne, raczej świetnie wpasowujące się klimat dziecięcej produkcji. To naprawdę niezły film, który może uczyć życia w zróżnicowanym społeczeństwie. Może też wywołać emocje na poziomie romansu, który też poprowadzono całkiem sprawnie. Jasne, trudno o to, aby ta historia była odkrywcza, będzie od początku do końca budowana na tym, czego można się spodziewać od samego zobaczenia plakatu. Ja ogień, ty woda, jego rodzinka sympatyczna, jej ojciec mniej, więc nie będzie go akceptował. Pomaga jej prosta symbolika i bohaterowie, których od początku jesteśmy w stanie polubić i zrozumieć. Z narracyjnego punktu widzenia nawet bardziej, niż oni sami, w swojej rodzinnej bańce. Część opowiadająca o relacjach rodzinnych jest tu budowana bardzo podobnie do tego, co widzieliśmy nie tak dawno w To nie wypanda.

Zobacz również: Asteroid City – recenzja filmu Wesa Andersona! Co ja właśnie obejrzałem?

Gorzej jest już z całym Element City. Taki koncept wydaje się nie mieć żadnych ram, jednak wyobraźnia twórców jest nieco ograniczona. Przede wszystkim szkoda, że jest tu głównie woda i ogień, a pozostałe żywioły traktujemy nieco po macoszemu. Nie ma wśród ich przedstawicieli ani jednej wyrazistej postaci, natomiast w dalszych aktach filmu schodzą z piedestału praktycznie całkowicie. Na szczęście nie ma tu błędu Onward, które zupełnie nie dostosowywało świata przedstawionego do mieszkańców (ludzkie krzesła dla funkcjonariuszy o wyglądzie Centaurów). To trzeba zaliczyć mu na plus, bo wszystkie niedogodności, jakie napotykają bohaterowie, wynikają z koncepcji asymilacji ze światem, nie braku przemyśleń. Całość jednak, mając na uwadze możliwości, należy ocenić średnio. Okres wakacyjny jest w tym roku wyjątkowo ubogi, więc Między nami żywiołami będzie pozycją, która może być dla niego ważna. W animacji konkurencja nie wyrośnie zbyt duża, z premier wyrośnie tylko za chwilę Mavka i strażnicy lasu z Ukrainy. Dla takiego molocha jak Disney może to oznaczać zawładnięcie tą częścią rynku na polskim podwórku. To chyba dobrze, bo jest to film, który przekazuje wyłącznie dobre i potrzebne w dzisiejszych czasach wartości. Daleko mu jednak do największych osiągnięć studia Pixar.

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.