Netflix wzbogacił swoją bibliotekę o hiszpański film kryminalny pod tytułem Poniżej zera. Świeżo zatrudniony konwojent więzienny Martín (Javier Gutiérrez) wyrusza wraz ze starym bywalcem, policjantem o imieniu Montesinos (Isak Férriz) na pierwszy poważny przejazd z osadzonymi. Nietrudno się domyślić, że sprawy bardzo szybko się skomplikują. Teraz totalne zaskoczenie, wiem, że nikt się tego nie spodziewa. W trakcie przejazdu coś się wydarzy!
https://www.youtube.com/watch?v=UCLz92vUYJY&ab_channel=Netflix
Początek filmu i kilka następnych scen przyprawiały mnie o obawę, że tytuł jest jednocześnie oceną filmu dla widza. Ujęcia i opowiadana historia były kiczowate, odrobinę nudne, ale przede wszystkim nieprzemyślane. Nie mając pojęcia o pracy jako konwojent, sam powiedziałem pod nosem "przecież takie coś w życiu by nie przeszło" czy "to totalna bzdura". Potem jednak akcja się nieco rozkręciła i dostałem kilka bardzo pomysłowych zagrywek, które nie zawsze były oczywiste. Proponuję skupić się przy seansie na tych drobnych detalach, które tworzą symbole w filmie. Przykładem jest na przykład sarna, obserwator kilku zdarzeń. Wiem jak to brzmi, po prostu przy oglądaniu sprawa nieco się rozjaśni, chce po prostu podać jeden z nich bez "spojlerowania".
Fot. Kadr z filmu Poniżej Zera
Kino hiszpańskie od kilku ładnych lat znane jest z budowania świetnego klimatu. Nie chodzi tu raczej o język, bo mnie on osobiście nie przypada do gustu i często powoduje brak powagi w ważnych momentach seansu. Niemniej jednak kolejny raz produkcja z tego państwa pochłonęła mnie w całości. Wydaje mi się, że przypomina to podłapanie jakiejś melodii czy intrygujące zdjęcia lub obraz. Nie chcesz słuchać lub patrzeć, ale z jakiegoś powodu ciągnie Cię, aby rzucić okiem lub uchem raz jeszcze. Nie mogę i nie chcę odmawiać filmowi
Poniżej zera intrygi i klimatu, niestety ja osobiście bardzo szybko domyśliłem się jaki jest powód całej akcji. Oczywiście, nie byłem w tym skrajnie dokładny, ale mniej więcej w połowie filmu znałem motyw. Większość widzów będzie miała bardzo podobnie.
Fot. Materiały promocyjne
Film nie wyróżnia się bardzo znanymi aktorami czy wyszukanym tematem fabuły. Ja osobiście przy kilku postaciach powtarzałem z uporem maniaka, że gdzieś widziałem tę gębę. Koniec końców nie mam osobiście nic, nikomu do zarzucenia. Produkcja jest po prostu schematycznie stworzoną opowieścią, w starym, dość mocno oklepanym stylu. Kilka nowatorskich scen rzeczywiście próbuje dodać odrobinę świeżości. Niemniej jednak jest ich bardzo mało, a i w tych zdarzają się motywy, w których każdy widz zareaguje jak na "rozdzielmy się" w horrorach.
Poniżej zera to klimatyczny oraz trudny film, obrazujący jak bardzo mroczna i przerażająca może być ludzka natura. Najciekawsze i satysfakcjonujące jest zakończenie, które pokazuje coś, co najbardziej uwielbiam w kinie. Tworzy podsumowanie historii, stanowiące odzwierciedlenie jednego z nieskończonej ilości scenariuszy. Nikt z widzów nie zapuszcza tam swoich myśli, jednak w trakcie seansu kreujemy potencjalny finał. Tutaj mamy jednak szansę go doświadczyć, a przyjemność jaką niesie za sobą sprawiedliwość i pełne zadość uczynienie jest przerażająco dobra. Niestety wypełnienie zemsty to poczucie bardzo subiektywne. Podsumuję więc to linijką z jednego utworu, którego każdy bardzo dobrze zna, a jest mocno powiązany z jedną z postaci.
Will you do the fandango?
Ilustracja wprowadzenia: Materiały promocyjne