Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

next

Rebel Ridge – recenzja filmu Netflixa. Brud, smród i korupcja

Autor: Adam Kudyba
12 września 2024
Rebel Ridge – recenzja filmu Netflixa. Brud, smród i korupcja

Światowe kino widziało już wielu mścicieli. Zdarza się, że i w produkcjach platform streamingowych znajdą się perły o bezwzględnych postaciach, które wskutek różnych zdarzeń wypowiadają wojnę jednostce lub grupie osób za nie odpowiedzialnych. Protagonista Rebel Ridge brawurowo dołącza do współczesnego kanonu takich figur. Sam film jest takim kinem akcji, jakiego nam trzeba.

Już pierwsze minuty wrzucają widza w bieg wydarzeń. Terry Richmond (Aaron Pierre) jedzie na rowerze, słucha metalowej muzyki do momentu, w którym nie potrąca go radiowóz. Choć nie ma takiej potrzeby, ciekawscy (i biali) policjanci zadają mu dużo pytań. W trakcie wątpliwego prawnie przeszukania znajdują w jego plecaku sporo gotówki – 36 tysięcy dolarów. Mimo tłumaczeń mężczyzny, że musi wpłacić te pieniądze na kaucję kuzyna, który, gdyby Terry’emu się nie udało, zostanie przetransportowany do więzienia, w którym są zagrażający mu ludzie. Od tego momentu zaczyna się quasi-śledztwo, w ramach którego motywowany kwestiami osobistymi bohater łączy siły z aspirującą prawniczką Summer (AnnaSophia Robb), by dokopać się do sprawiedliwości.

Szanuję decyzję o prędkim wprowadzeniu w fabułę z czysto pragmatycznego punktu widzenia – to od razu wciąga i kieruje uwagę w stronę ekranowych wydarzeń. Tych jest sporo, a Jeremy Saulnier od pierwszych minut zaprasza nas do małej, amerykańskiej miejscowości, której problemy i brud nie są nawet zbyt głęboko skrywane. Zaczyna się od nadużycia władzy ze strony patrolujących policjantów, na których czele stoi skorumpowany, acz względnie szanowany komendant. Układy i układziki służb z instytucjami prawa są czymś normalnym, oczywistym, z czym mało kto ma chęci, a tym bardziej odwagę walczyć. Sam bohater nie jest typem ludowego obrońcy ciemiężonych, nie ma żadnych ambicji śledczych – dla niego tzw. Społeczno-polityczne okoliczności są tak naprawdę (dobrze zbudowanym) tłem dla osobistej vendetty, której celem nie jest skopanie jak najwięcej tyłków dla zabawy, ale najzwyczajniejsza w świecie sprawiedliwość.

Saulnier bardzo zręcznie prezentuje to, co dzieje się wokół protagonisty. Oprócz obrazu rozrostu sądowniczej i policyjnej patologii, będącej kroplą w morzu dowodów na trawiące Amerykę zło, reżyser przykłada też uwagę do tego, co widzimy. Miejscowość, w której dzieje się akcja, bardziej sugerowałaby westernowe kierunki – domy z podwórzami, unoszący się piaskowy pył, podstarzały, wąsaty i biały stróż prawa z gnatem u boku, młodzi ludzie bez większych perspektyw mieszają się z gdzieniegdzie widocznymi redneckami. Gdy uzupełnić to o fakt, że główny protagonista jest czarnoskóry, niełatwo się domyślić, że ten kocioł będzie bardzo mocno bulgotać (choć sama tematyka rasistowska nie wychodzi tu na pierwszy plan, jak może sugerować początek filmu). Reżyser jednak pozytywnie zaskakuje budowaniem konkretnych postaci na drugim planie i ich, często niejednoznacznych, postaw. Nie stroni też od ironicznego humoru, który czasami rozładowuje atmosferę.

Choć pod koniec Rebel Ridge już troszeczkę się dłuży, okazuje się trzymającym w napięciu thrillerem, w którym akcja jest napędzana przez świetnie budowane napięcie i chłodny klimat zagrożenia. Ciąg przyczynowo-skutkowy zachodzi, historia jest gęsta, a stawka odczuwalna od pierwszych do ostatnich minut. Nie będzie jednak tajemnicą, że ten tytuł może trafić też w gusta ludzi, którzy wielbią kino kopane. Ten element Rebel Ridge nie jest nadmiernie efektowny, ale to zaliczam zdecydowanie na plus. Choć w ustach bohaterów przewija się słowo „deeskalacja”, każdy ogladający podskórnie poczuje, że tak to się nie skończy. Przemoc w filmie stanowi raczej zło konieczne i przy okazji świetnie, bez nadmiernego efekciarstwa zaaranżowane choreograficznie. Jest prosto, brutalnie i z zaangażowaniem.

To samo można powiedzieć o aktorstwie. Co ważne i cenne, wcielający się w główną rolę Aaron Pierre nie próbuje robić z siebie kopii różnych ikon kina akcji. Ci bardziej zorientowani łatwo dostrzegą w nim jakąś wersję Rambo, ale Terry to człowiek pełen niuansów. Reprezentuje ten typ postaci, która często milczy, jest powściągliwa w słowach i emocjach. Równocześnie postać Pierre’a to precyzyjny w walce i charyzmatyczny twardziel, pewny swojej wiedzy, siły i intuicji. Nie znamy jego pełnego origin story, ale bez problemu za nim podążamy, zwłaszcza, że nie jest zbudowany na nieśmiertelną skałę – ma swoje wątpliwości, widać po nim często tłumione emocje i momenty fizycznego bólu.

Świetnie wypada także Don Johnson w roli komendanta – kolejnej świetnie zagranej i niejednoznacznej postaci. To zgorzkniały stary glina, który ma sporo za uszami, do czego jednak w pewnym stopniu przyczynił się kompletny brak instytucjonalnego wsparcia i desperackie poszukiwania środków. Saulnier nie usprawiedliwia ani jego, ani pozostałych policjantów, jednak głównym oskarżonym jest (ten słynny) system, który pozwolił na patologie i nadużycia. Postać Summer, nieźle zagrana przez AnnaSophię Robb jest przyzwoicie zarysowana, ma też subtelną (i na szczęście daleką od miłosnej) chemię z Terrym.

Rebel Ridge to na pewno jeden z najlepszych filmów, jakie w tym roku pojawiły się na Netfliksie. To kino, które jest podobnie jak bohaterowie – pełne dwuznaczności. Ma to, czego się pragnie w produkcjach tego typu – gęstą i wciągającą akcję, interesujące postacie, a także świetnie zarysowane problemy, z którymi się mierzą.

Inne filmowe recenzje na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.