Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

The Dead Don't Hurt - recenzja filmu! Nie każdy western jest taki sam

Autor: Mikołaj Lipkowski
18 października 2024
The Dead Don't Hurt - recenzja filmu! Nie każdy western jest taki sam

Viggo Mortensen to człowiek, który już nic nie musi. Niejednokrotnie udowodnił swój kunszt aktorski w wielu filmach. Wszyscy kojarzymy go głównie z roli Aaragorna w serii Władca Pierścieni, niemniej nie każdy wie, że tworzy on również filmy. Pisze scenariusze i je reżyseruje. Przykładem tego jest między innymi The Dead Don't Hurt, który jest westernem, ale nie takim typowym i daje powiew świeżości w ten, wydawałoby się, martwy gatunek.

The Dead Don't Hurt opowiada historię Holgera Olsena. Duńczyka, który zamieszkuje tereny Dzikiego Zachodu. Los splata go z Vivienne Le Coudy - niezależną kobietą. Niestety Wojna Secesyjna rozdziela parę, ponieważ Olsen postanawia pójść w kamasze. Niestety w miejscu, gdzie owa para mieszka władzę sprawuje skorumpowany burmistrz Rudolph Schiller wraz ze swoim wspólnikiem Alfredem Jeffriesem. 

Czymże jest klasyczny western? Opowieścią o kowbojach, silnych mężczyznach, uwypuklający jedynie stereotypy. Oczywiście westerny mają dobre filmy - spójrzmy na trylogię dolarową. Niemniej większość tych filmów jest krzywdząca dla mniejszości czy uwłaczająca kobietom. Viggo Mortensen postanowił wyjść naprzeciw tej idei i stworzyć film dziejący się na dzikim zachodzie, lecz przedstawiający silne kobiety. Niektórzy powiedzą, że jest to coś co już było. Oczywiście, w ostatnich latach zrobił to między innymi Martin Scorsese ze swoim Czasem krwawego księżyca, lecz tutaj nie skupialiśmy się stricte na silnej kobicie, a była ona jedynie dodatkiem. W opowieści The Dead Don't Hurt jest inaczej. Właśnie historia Vivienne jest najważniejsza i to ona gra pierwsze skrzypce w narracji.

Film przyciąga wspalniałą grą aktorską. Zarówno Viggo Mortensen (będący zarazem reżyserem), jak i Vicky Krieps świetnie odnajdują się w swych rolach, a chemia między nimi jest urocza. Chce się to oglądać, co daje nam piękną całość. Ich relacja jest ciepła, kochana oraz przyjemna dla oka. Działa na widza, tworząc obraz związku idealnego. Jednak czy tak jest? Otóż nie, bo nic nie jest idealne. Widać między nimi zgrzyty, kłótnie czy przekomarzania. Warto zwrócić uwagę na scenę, w której to Vivienne chce pójść do pracy. Bez spoilerowania powiem, że dała ona naprawdę piękny przekaz i pokazała jak kobiety wówczas chciały być niezależne od mężczyzn.

Niemniej ignorantem bym był, gdybym nie zwrócił uwagi na drugi plan. Rudolph Schiller grany przez Danny'ego Hustona to postać zła do szpiku kości. Nie lubimy jej, widzimy jak manipuluje faktami i wykorzystuje to, że po prostu ma pieniądze. To piękny przekaz tego, co dziś dzieje się w świecie kapitalistycznym. Idee, które miały ludzi zachęcać do pracy, powodują ludzie wypalenie i wyniszczenie. To, co miała być pięknym tworzeniem genialnych wartości gospodarczych oraz rozwojem, zmieniło się w chciwość i przekupstwo. Niby akcja dzieje się na Dzikim Zachodzie, a jakże jest aktualna - czyż nie? Ten film pokazuje, że człowiek od zawsze był chciwy, a pieniądze (niestety) rządzą światem. Schiller jest bezdusznym człowiek, chcącym jedynie poszerzyć zawartość swojego portfela i widzimy to już na początku filmu. 

Dobrze, po tych miłych plusach, warto przedstawić też minusy. Przede wszystkim pierwsza część filmu się dłuży. Przez pierwszą połowę dzieje się wszystko strasznie ślamazarnie, przez co widz może poczuć znużenie i żałować, że na ten film się wybrał. Jednak to właśnie druga połowa daje nam to słodkie nadzienie. Po drugie… nie jest to film dla każdego. Prosty widz nie zrozumie o co chodzi w tej produkcji. Nie dostrzeże wartości, które przekazuje, a i nie zwróci uwagi na fantastyczne kreacje aktorskie. Dlaczego? Bo mało się dzieje. Zdecydowanie nie jest to film dla ludzi, którzy za chleb powszedni uważają blockbusterowe twory Hollywoodu, a dla tych, co oczekują od kina czegoś więcej.

Reasumując Viggo Mortensen odwalił kawał dobrej roboty tworząc The Dead Don't Hurt. Wspaniały, feministyczny przekaz krytykujący nepotyzm, korupcję czy mizoginię. Widza karmi się wspaniałą kreacją Vicky Krieps, która zagrała jedną ze swoich lepszych ról. Nie bójcie się tego, że film Was od razu nie wciągnie. Macie się nim delektować, a nie zjadać w całości. 

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.