Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Tyler Rake: Ocalenie - recenzja filmu. Thor w Bangladeszu

Autor: Bartosz Kęprowski
24 kwietnia 2020
Tyler Rake: Ocalenie - recenzja filmu. Thor w Bangladeszu

Po wielkim finale trzeciej fazy uniwersum Marvela wiele gwiazd wcielających się w komiksowych herosów ma wreszcie więcej czasu, żeby spróbować swoich sił w innym repertuarze. Chris Hemsworth wystąpił w roli głównej w filmie Tyler Rake: Ocalenie, ale jeśli przyjrzymy się temu projektowi bliżej, to wcale nie jest to żadna szczególna odmiana w jego filmografii.

Tytułowy najemnik jest właściwie tą samą postacią, co Thor na początku Avengers: Wojny bez granic. Złamany przez traumatyczne wydarzenia, szukający ukojenia w przemocy i alkoholu. Uśmiechający się raczej tylko ironicznie, a będący maszyną do zabijania z nadludzką mocą. Tak, Tyler Rake to kolejna z komiksowych postaci odtwarzanych przez australijskiego aktora. W 2014 roku premierę miała powieść graficzna Ciudad stworzona przez braci Russo we współpracy z Ande Parksem, Fernando Leonem Gonzalezem oraz Erikiem Skillmanem. Opowiadała o najemniku zatrudnionym do uratowania córki gangstera z rąk porywaczy w Ciudad del Este w Paragwaju. Nie wszystko poszło zgodnie z planem i dwójka została uwięziona w mieście, mając przeciwko sobie nie tylko bandytów, ale również skorumpowaną policję. W filmowej wersji, produkowanej zresztą przez braci Russo, akcja została przeniesiona z Paragwaju do Bangladeszu, a zamiast córki oglądamy na ekranie syna gangstera. Widocznie twórcy chcieli uniknąć porównań z Leonem Zawodowcem. Świadomość powiązania filmu z powieścią graficzną wpływa niewątpliwie na jego odbiór, bo oglądamy przerysowaną rzeczywistość napędzaną kolejnymi wybuchami przemocy.
Tyler Rake
Fot.: Jasin Boland; NETFLIX
Złośliwi mogliby powiedzieć, że wszystko fajnie, tylko dziwnie się na to patrzy, nie trzymając pada w rękach. Akcja przechodzi bowiem do następnych lokacji według schematu znanego z gier komputerowych. Po scenach akcji następują zwykle checkpointy, czyli te kontemplacyjne momenty rozmów między bohaterami. Poznajemy dosyć szybko kilka najważniejszych postaci, a reszta to tylko statyści służący do tego, żeby otrzymać kulkę w łeb lub zginąć w nieco bardziej wymyślny sposób, na przykład z głową nabitą na widły. Nie wiem, czy ktoś już podjął się próby zliczenia, ile osób zabił Tyler Rake, ale można byłoby to chyba zakwalifikować jako ludobójstwo. I tu dochodzimy do sedna problemu - czy film Sama Hargrave'a nie jest przypadkiem zbyt poważny jak na wybraną formę? Może i jest, ale to nie znaczy, że trzeba go traktować ze śmiertelną powagą. Innymi słowy, połączenie przegiętej akcji z ponurymi wątkami dotyczącymi korupcji i wykorzystywania dzieci przez gangsterów wyróżnia ten film wśród podobnych produkcji. Rake to przecież kolejna wersja Johna Matrixa z Commando albo Johna Wicka, tylko że w przeciwieństwie do nich spuszcza łomot nawet dybającym na jego życie dzieciakom.

Zobacz również: Guns Akimbo - recenzja filmu! Bang, bang, you're dead

Chciałbym poświęcić chwilę samemu Rake'owi, ponieważ jest postacią mocno ambiwalentną. Biorąc pod uwagę eksterminację lokalnych policjantów bliżej mu do konkwistadora niż dzielnego najemnika działającego w słusznej sprawie. To zabójca, uzależniony od zabijania, co dobitnie pokazuje scena, w której mógłby się wycofać, ale woli wysyłać kolejne dusze do piekła (albo gdziekolwiek indziej). Ostatecznie żaden z niego bohater, a raczej następny biały najeźdźca jedynie pogarszający sytuację miejscowej społeczności. Scenariusz próbuje nawet zarysować Rake'a jako postać tragiczną pragnącą własnej śmierci, ale nie wychodzi to zbyt dobrze. Tym bardziej, że kluczowy wykorzystany w filmie cytat dotyczący jego autodestrukcyjnych ciągot to: Nie tonie się od wpadnięcia do rzeki, ale od pozostania w niej (tłumaczenie z Netflixa). Chłopak wypowiadający te słowa nie pamięta, skąd je wziął, ale ja myślę, że po prostu wstydził się powiedzieć Rake'owi, że rzuca cytatami z Paulo Coelho.
Tyler Rake
Fot.: Jasin Boland; NETFLIX
Obraz utrzymany jest w ciemnozłotej tonacji barwnej, odpowiadającej gorącej temperaturze, w której rozgrywają się wydarzenia. Film zostanie zapamiętany ze względu na kilkunastominutową sekwencję akcji stylizowaną na jedno ujęcie. Zawiera pościg autami, skakanie po budynkach, wymianę ognia i walkę wręcz. Wprawne oko zauważy cięcia, lecz i tak rozmach inscenizacyjny imponuje, a widz zostaje wciągnięty w sam środek wydarzeń. Dzięki dłuższym ujęciom i zaangażowaniu aktorów udało się zachować przejrzystość akcji. W niektórych produkcjach nastawionych na dynamiczny montaż i kamerę z ręki można pogubić się w tym, kto kogo bije i dlaczego. W filmie Hargrave'a za każdym razem wiemy, gdzie rozgrywa się akcja, a ruchy kamery w trakcie walk są bardziej przemyślane niż chaotyczne.

Zobacz również: The Eddy - zwiastun serialu Netflixa z Joanną Kulig

Hemsworth robi swoje - rozbija kolejnych przeciwników i chodzi smutny po ekranie. Bawi epizod Davida Harboura, który ma wejście na ekran niczym któryś z bohaterów kina akcji lat 80. To chyba nie spoiler, jeśli zdradzę, że potem będzie między innymi udawał po pijaku gołębia. Równie charyzmatyczny jak Hemsworth jest Randeep Hooda w roli bangladeskiego terminatora, nie przejmującego się ani złamanym nosem, ani byciem staranowanym przez ciężarówkę. Na drugim planie jest jeszcze Golshifteh Farahani, jedna z aktorek będących wartością dodaną nawet w przeciętnych produkcjach. Australijczyk, Amerykanin, Hindus, Iranka - wielbiciele międzynarodowych obsad będą zachwyceni.
Fot.: Jasin Boland; NETFLIX
Tyler Rake: Ocalenie to guilty pleasure, którego zupełnie się nie spodziewałem po produkcji sygnowanej logiem Netflixa. Film akcji z zaskakującymi momentami, wynikającymi nie tyle z samej fabuły, co raczej z choreografii scen akcji. Jeśli reżyserem jest gość, który wcześniej był koordynatorem kaskaderów, to pewne jest jedno. Sama historia może nie mieć najmniejszego sensu, lecz mordobicie przyniesie nam trochę rozrywki. Może nawet więcej, niż się spodziewaliśmy. Ilustracja wprowadzenia: Jasin Boland; NETFLIX
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

70/100
  • Charakterystyczne postaci, nawet jeśli nie mają wiele do roboty poza strzelaniem innym w głowę
  • Choreografia scen akcji - ten udawany mastershot robi wrażenie!
  • Przemyślane skakanie po lokacjach
  • Staromodnie jak w latach 80, ale bez asekuracyjnego humoru
  • Biorąc pod uwagę liczbę zabitych, niebezpiecznie blisko tutaj do zwyczajnego ludobójstwa lokalnej ludności
  • Ratowany chłopak pozbawiony charakteru nie ma w tej historii prawie nic do roboty
  • Przypomina grę komputerową z eksterminacją przeciwników i kontemplacyjnymi checkpointami

Movies Room poleca