Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

Lekcja gry na pianinie - recenzja filmu. Duchy przeszłości i przyszłości

Autor: Adam Kudyba
26 listopada 2024
Lekcja gry na pianinie - recenzja filmu. Duchy przeszłości i przyszłości

Choć rodzinna koegzystencja w kinie nie jest czymś nowym, zwykle po nakręceniu filmu twórcy bądź aktorzy, których sprawa dotyczy, są rozliczani z tego czy "mają w genach" tę sztukę, czy skorzystali z przestrzeni do nepotyzmu i załatwienia sobie miejsca. Najprawdopodobniej takiej sytuacji nie uniknie też syn legendarnego i wciąż aktywnego aktorsko Denzela Washingtona - Malcolm, którego debiutancki film pełnometrażowy właśnie miał swoją streamingową premierę. Jak zaczynać przygodę z kinem, to zdecydowanie w takim stylu.

Boy Willie (John David Washington) wraca w swoje rodzinne strony. Choć domyślnie trudni się sprzedażą arbuzów wraz ze swoim kolegą Lymonem (Ray Fisher), myślami i planami sięga zdecydowanie wyżej. Ziemia, na której członkowie jego rodziny wykonywali niewolniczą pracę, jest możliwa do kupna. Młody i ambitny mężczyzna zgromadził już część pieniędzy na ten cel, zaś brakującą kwotę chcialby uzupełnić, sprzedając pianino. Łatwe oczywiście to nie będzie, bowiem jest ono w domu Bernice (Danielle Deadwyler), siostry Boya Williego, która zdecydowanie nie zamierza pozbyć się rodzinnej pamiątki, namacalnego dowodu ich dziedzictwa.

Lekcja gry na pianinie to kolejna już adaptacja sztuki teatralnej Augusta Wilsona. Można powiedzieć, że ten twórca z klanem Washingtonów był "związany" od jakiegoś czasu - osiem lat temu na ekrany kin trafiły powstałe na bazie jego sztuki Płoty, które przyniosły Oscara Violi Davis, a Denzelowi Washingtonowi największy dotychczas sukces w reżyserskim fachu. U schyłku 2024 roku lejce przejął syn aktora, Malcolm, a jakby tego było mało, to w jedną z głównych ról w niniejszym filmie wciela się znany brat Malcolma, John David Washington. 

Nie jest trudno potwierdzić teatralne naleciałości filmu, bowiem znaczna większość akcji rozgrywa się w domu bohaterów, nie licząc pojedynczych momentów oraz retrospekcji. To zdecydowanie nie jest wada - ograniczona liczba lokacji dobrze wpływa na "ciasny" klimat filmu i współgra z potęgowanym przez historię napięciem. Malcolm Washington co jakiś czas dodaje nowe konteksty do głównej historii, pozwalające jeszcze szerzej poznać bohaterów, ich podejście do kwestii rodzinnego dziedzictwa, czy szerzej - własnej tożsamości i tego, w jaki sposób ją przełożyć na życie. Zarówno Boy Willie jak i Bernice reprezentują punkty widzenia, które są jak najbardziej zrozumiałe i racjonalne. Ona chce uszanować ciężar historii rodziny, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że zatapia się w mrokach przeszłości, zamiast próbować ruszyć dalej i przepracować to, co się dawniej wydarzyło. On za to niewątpliwie jest prosto myślącym i brutalnie szczerym człowiekiem, który ma ambicje i determinację do stworzenia sobie lepszej przyszłości, jednak sposób w jaki koncentruje się na zysku stawia pytania o to, czy na pewno o to mu chodzi. Oprócz tego, że oboje są samymi w sobie silnymi jednostkami, to ze szczerą pasją i zainteresowaniem ogląda się momenty, w których się ze sobą ścierają. 

Dynamika pomiędzy postaciami Boya Williego i Bernice niewątpliwie nadaje historii tempa (ma też najciekawsze i najbardziej uderzające monologi), ale Washington nie poprzestaje tylko na tych bohaterach. Retrospekcje przeplata płynnie, poboczne postaci rysuje na tyle interesująco, że obecność żadnego nie przeszkadza. Metraż wynosi nieco ponad dwie godziny i reżyserowi przez większość czasu udaje się utrzymać widza w zainteresowaniu. Nawet (nazwijmy je tak dla porządku) wątki grozy nie wydają się tutaj wrzucone od przysłowiowej czapy i silnie rezonują z przewijającym się przez Lekcję gry na pianinie motywem duchów przeszłości upominających się o swoje. Choć bywa zabawnie, Washington przede wszystkim koncentruje się na złożonym obrazie popękanej rodziny, która ma w sobie dużo nieprzepracowanego bólu, ale także przyszłych wyzwań przed nią stojących. Tytułowe pianino jest dla bohaterów nie tylko dowodem na trwałość rodzinnych więzi, jest także swego rodzaju fizyczną formą klątwy, która ciążyła nad wieloma pokoleniami tej familii, przedmiotem “zawierającym” trudną spuściznę.

Nie miałem dobrego zdania o Johnie Davidzie Washingtonie jako aktorze. Tenet, Amsterdam, Twórca - zwłaszcza w tych filmach jawi mi się on jako jedno z najsłabszych ogniw obsady. Wygląda jednak na to, że musiał podjąć współpracę z bratem, by udało mu się uwolnić pokłady swojego talentu. Washington jest szczerze fantastyczny, elektryzujący, bezbłędnie wypadający zarówno w tej nieco komediowej odsłonie, ale nie gorzej wchodzi w rolę ambitnego, chcącego postawić na swoim mężczyzny, mającego w sobie powoli odkrywaną przez reżysera głębię. Przyćmiewa on Danielle Deadwyler, choć aktorka niewątpliwie wypada dobrze w roli umęczonej i broniącej pamięci o trudnej, rodzinnej przeszłości Bernice. 

Na drugim planie także można uświadczyć paru ciekawych kreacji. Malcolmowi Washingtonowi udało się okiełznać szarże Samuela L. Jacksona, nie zatracając przy tym jego świetnej energii i błyskotliwości - tutaj aktor ma dość ascetyczną jak na swoje emploi kreację jednego z wujów głównych bohaterów, nieformalnego seniora rodu. Ujmuje również Ray Fisher w roli Lymona, którego postać balansuje pomiędzy archetypem nierozgarniętego kolegi a wrażliwcem, który pragnie stabilizacji i życiowego szczęścia. Swoje pięć minut na ekranie ma również przyzwoicie wypadający Corey Hawkins jako zabiegający o miłość Bernice pastor Avery. Choć film koncentruje się na dwójce głównych bohaterów, daje naprawdę nieźle wybrzmieć pozostałym. Jedną z lepszych scen zresztą jest wspólny śpiew piosenki Berta, Berta. Ten moment nadaje całości coś szczególnie prawdziwego, choć nie do końca zdolnego do opisania.

Lekcja gry na pianinie ma swoją reprezentację w branżowych przewidywaniach co do najważniejszych nagród, w tym Oscarów. Nie spodziewam się jednak, że film Malcolma Washingtona zostanie nimi obsypany, bo w tym roku konkurencja jest na bardzo wysokim poziomie. Jest to jednak film wartościowy, ciekawy, świetnie zagrany i mądrze poruszający konkretne tematy bez łopatologii. Po prostu dobre kino, które wie o czym mówi i wie, jak mądrze to opowiedzieć. 

Inne recenzje filmowe na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

80/100
  • Teatralność w formie i treści to zaleta, nie wada
  • John David Washington po raz pierwszy od dawna z rewelacyjną rolą
  • Obsada drugoplanowa daje radę, a scenariusz daje jej się rozwinąć
  • Wątki nadnaturalne czy retrospekcje nie przeszkadzają
  • Ciekawie opowiedziana historia 
  • Niektórym może się nieco dłużyć

Movies Room poleca