W poniedziałek 28 grudnia 2020 roku serwis Netflix dodał polską premierę. Czarna komedia Wszyscy moi przyjaciele nie żyją przepełniona jest pozbawionymi kontroli sytuacjami, które najczęściej kończą się tragicznie dla jej uczestników. Obserwujemy końcoworoczną imprezę, w której pojawia się w zasadzie wszystko, co może widzowi przyjść do głowy. Alkohol, narkotyki, psychodeliczna muzyka, światła, lasery, broń, seks i krew. Dużo krwi. Polecam wyłączyć szufladkowanie i próbę podejścia do tej produkcji jak do zwykłego filmu. Wystarczy nie zapinać pasów i po prostu odpuścić. Wtedy seans może okazać się czymś ciekawym.
Reżyserem oraz scenarzystą filmu jest debiutant Jan Belcl. Wśród wyróżniających się postaci znajdziemy Julię Wieniawę (
Kobiety Mafii,
W lesie dziś nie zaśnie nikt), która wciela się w
Anastazję, młodą, wyzwoloną nastolatkę, która wszelkie obserwowane zderzenia determinuje decyzjami kosmosu i zodiakami. Obok niej Mateusz Więcławek (
Zieja,
Kler,
Cicha Noc) grający
Filipa. Chłopak po traumatycznych przeżyciach próbuje radzić sobie z codziennym życiem. Wśród młodzieży odnajdziemy również
Jordana (Adam Turczyk),
Pawła (Nikodem Rozbicki) czy
dostawcę pizzy z problemami, który chciał tylko zapłaty (Adam Bobik). Ciekawym zjawiskiem jest to, że poza osobami na imprezie, które pełnią funkcję statystów, cała reszta nazwanych z imienia czy pseudonimu, pełni w pewnym sensie funkcję głównego bohatera. Minimalnie bardziej wyłaniają się przed szereg osoby, o których wcześniej już wspomniałem. Niemniej jednak brak wyraźnych protagonistów. Myślę, że był to celowy zabieg.
https://www.youtube.com/watch?v=xgrZm8x_D1c&ab_channel=NetflixPolska
Zanim przejdę do sedna, krótki i rozjaśniający wstępniak. Netflix klasycznie zastosował wszystkie swoje sztuczki związane z wiodącymi tematami debaty publicznej. Jednym z bohaterów jest tutaj Jezus Chrystus. Nie mniej jednak ten film przypieczętował z mojej perspektywy jedną, bardzo ważną rzecz. Nie należy traktować w zasadzie niczego co tworzy amerykański gigant w poważny sposób. Jasną sprawą jest fakt, iż mamy tutaj do czynienia z komedią, nie mniej jednak wyśmiewają one często konkretne sfery naszego życia. Propozycja ode mnie - należy o tym wszystkim zapomnieć. Piękne zdjęcia, pozbawiony jakiejkolwiek kontroli czarny humor, który kocham to tematy, którym należy tutaj poświęcić uwagę. Poza tym nieskończona fala absurdu. Platforma streamingowa zna się na nim jak mało kto. Można powiedzieć, że nie mają sobie równych.
Teraz przejdę do opisu. Nie należy oglądać go z nadzieją na przenośnie czy ukryte znaczenie. Ten film to po prostu czarna, skrajnie skrzywiona komedia, która nie zatrzymuje się i nie zagryza języka w żadnym miejscu. Moim zdaniem na samym starcie trzeba po prostu zapomnieć o kategoryzowaniu i przygotować się na brak jakiekolwiek kontroli. Wszystko będzie totalnym absurdem. Jednakże, może tak ma właśnie być. Mimo wszystko, nieważne jak nadzwyczajne, nadal w odpowiednim zbiegu okoliczności możliwe. Doceniam tutaj więc ścieżkę oraz rozmach historii. W wielu miejscach wybuchłem śmiechem, w innych zasłaniałem twarz przez przedawkowanie zażenowania.
Fot. Kadr z filmu Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
Przypadło mi również do gustu kilka zgrabnie i przemyślanie wykorzystanych nawiązań do klasyków z gatunku horroru, thrillera czy komedii. Nie dało się odczuć, że wrzucono je tylko po to, aby były. W kulturalny sposób wślizgiwały się w aktualną scenę i dawały "kumatym", których pozdrawiam, sporą satysfakcję. Kolejną sprawą jest muzyka, parę kawałków wpasowano tak dobrze, że ktoś nie znający rockowych legend takich jak
Mötley Crüe mógłby pomyśleć, że sporo budżetu poszło właśnie na stworzenie soundtracka. Jednak tutaj mogłoby dojść do sporego dysonansu, ponieważ prowadzenie kamery i ujęcia są na wysokim poziomie. W takim razie, jaki geniusz rozplanował tę kasę?
Fot. Kadr z filmu Wszyscy moi przyjaciele nie żyją
Wszyscy moi przyjaciele nie żyją to przede wszystkim rozrywka. Jedni powiedzą, że to gniot, głupota i seria kiczowatego absurdu. Ja proponuję przemyśleć sprawę, odpuścić i nie trzymać kurczowo poręczy. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to jeden z lepszych filmów w swojej kategorii, ale najpierw każdy widz musi pogodzić się faktem istnienia czarnego humoru, który powoli staje się tematem tabu. Gdyby ten film był amerykański to nie byłoby żadnych wątpliwości. Cytując klasyka,
zmień mój umysł albo
Kickstart my heart!
Ilustracja wprowadzenia: Materiały promocyjne
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.
Kontakt pod [email protected]