Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kingdom Come: Deliverance II – recenzja gry. Średniowiecze nigdy nie było tak namacalne

Autor: Mateusz Chrzczonowski
3 lutego 2025
Kingdom Come: Deliverance II – recenzja gry. Średniowiecze nigdy nie było tak namacalne

Pierwsze Kingdom Come: Deliverance miało swoją premierę w 2018 roku, więc właśnie mija siedem lat od tego czasu. Mimo to wielu graczy nadal bardzo ciepło wspomina tę produkcję, która wymagała od nas niemało wysiłku, ale dawała jeszcze więcej satysfakcji, wynagradzając starania na każdym kroku oraz dostarczając niepowtarzalne doświadczenie. Dzięki Kingdom Come: Deliverance otrzymaliśmy chyba najlepsze średniowieczne doznanie, jakie było nam dane poznać kiedykolwiek na gamingowym poletku, i trudno do dziś szukać tu godnej konkurencji. Dużo też wskazuje na to, że marka może konkurować tylko z samą sobą, bo kontynuacja wprowadza ówczesne doświadczenie na zupełnie inny poziom. 

Kingdom Come: Deliverance II to gra niemal kompletna, z masą zawartości, o której można rozpływać się długimi, długimi godzinami. Ja jednak postaram się przytoczyć choć te najważniejsze elementy, przez które gra szczerze mnie zachwyciła, abyście uwierzyli, że mamy do czynienia z produkcją doprawdy przełomową. W sumie aż trochę ciężko mi uwierzyć, że właśnie zapisałem takie słowa, kiedy jeszcze miesiąc temu nie miałem żadnych oczekiwań co do tej gry. W pierwszą odsłonę tytułu od czeskiego Warhorse Studios nigdy nie grałem. Dlaczego? Słyszałem oczywiście to i owo o produkcji, ale przede wszystkim zapisały mi się w pamięci słowa: „wymagający survival” oraz „okropnie toporna”. Mocno zakrzywia to pewnie obraz jedynki, która zbierała też masę pochwał i ciepłych słów, co przełożyło się na świetną sprzedaż gry, ale mnie konkretnie nigdy nie udało się zachęcić, aby po tytuł sięgnąć – mimo że tak pokochałem podobny, sielski klimat Wiedźmina. 

Henryk, syn kowala znowu w akcji

Nadarzyła się jednak okazja, by sprawdzić dwójkę, no i tym razem powiedziałem „czemu nie”, a chwilę później zaczynałem już swoją przygodę z Henrykiem u boku. Tak więc moja recenzja będzie z perspektywy świeżaka, a jakieś porównania wysunąć mogę jedynie na podstawie obserwacji i opowieści bardziej doświadczonych w czeskich podbojach znajomych. Od razu warto zaznaczyć, że podczas przechodzenia gry nie czułem, że tracę jakoś dużo, nie mając całego backgroundu z poprzedniej odsłony. Na początku gry, podczas jednej pogawędki z naszymi kompanami, dostajemy bardzo zgrabne podsumowanie wydarzeń, które miały miejsce w niedalekiej przeszłości. Dość łatwo udało mi się więc ogarnąć, dlaczego jesteśmy gdzie jesteśmy i co takiego przytrafiło się Henrykowi na początku jego wyboistego szlaku. Oczywiście dalej w grze nasze ścieżki przecinają się ze starymi znajomymi, ale tu ponownie wspominają oni o naszej relacji, dzięki czemu możemy pobieżnie dowiedzieć się, jaka łączy nas przeszłość. 

Screen z gry Kingdom Come: Deliverance II

Zobacz również: Indiana Jones i Wielki Krąg — recenzja gry. Wielki sukces czy wielka porażka?

Mimo wszystko, kto zna Kingdom Come: Deliverance jak własną kieszeń, na pewno znajdzie tu o wiele więcej smaczków, których ja nie mogłem zauważyć. Zwłaszcza, że sequel to bezpośrednia kontynuacja, a śledzona przez nas historia Henryka rozpoczyna się w dość krótkim odstępnie czasowym od zakończenia głównego wątku fabularnego jedynki. Tym razem dostajemy ważne zlecenie dostarczenia listu razem z rycerzem Janem Ptaszkiem – którego jesteśmy giermkiem. Korespondencję mamy dostarczyć nie byle gdzie, bo do zamku Trosky, gdzie urzęduje hrabia przychylny królowi Zygmuntowi. Jak nie trudno się domyśleć, nie wszystko może iść zgodnie z planem, gdy wpadamy w sam środek wojny. Nie wdając się w szczegóły – mocno obrywamy i dlatego powoli musimy odbudowywać swoją pozycję oraz umiejętności. Ponownie przyjdzie nam przejść mozolną ścieżkę od zera do budzącego postrach i uznanie rycerza. 

Życie w średniowieczu to nie przelewki

Kto przechodził pierwszą odsłonę gry spod skrzydeł Warhorse Studios, ten pewnie doskonale wie, że początek gry to brutalne zderzenie z rzeczywistością. Nie inaczej jest i tutaj. Z tą różnicą, że twórcy chyba za punkt honoru wzięli sobie wyeliminowanie wszelkich potencjalnych luk, przez które gracze mogliby ułatwić sobie rozgrywkę. Teraz zarabianie pieniędzy oraz zaspokajanie innych potrzeb wymaga dużego nakładu wysiłku. W pierwszych godzinach zabawy nie stać nas nawet na jedzenie, chodzimy dosłownie w samych gaciach, musimy bić się na gołe pięści, a ludzie mają nas za najgorszy plebs oraz życzą nam zgnicia gdzieś w rowie. Jest trudno i o wszystko trzeba walczyć naprawdę ciężko. Dzięki temu doceniamy moment, gdy po długich godzinach zaczynamy zdobywać lepszy sprzęt, możemy w końcu pojeździć na koniu, walka z wilkami już nie jest tak zabójcza, a inne aktywności przychodzą nam z o wiele większą zgrabnością. Pamiętajcie więc, aby nie zrażać się na początku – będzie tylko lepiej, musicie jedynie zdobyć doświadczenie. 

Screen z gry Kingdom Come: Deliverance II

Do wszystkiego dojdziesz ciężką pracą

Wszystko jest tu zasługą systemu rozwoju postaci, jaką zafundowali nam twórcy. W Kingdom Come: Deliverance II każda aktywność jest wynagradzana. Na przykład gdy dużo biegamy – otrzymujemy punkty do wytrzymałości, gdy zbieramy zioła – punkty do przetrwania, za otwieranie zamku – punkty do złodziejstwa. Tak samo za kolejne starcia z przeciwnikami dostajemy punkty za walkę, a za jadę na koniu – punkty do jeździectwa. W rezultacie, gdy częściej wykonujemy jakąś czynność – wraz ze wzrostem poziomu w danej dziedzinie zwyczajnie łatwiej będzie nam ją wykonywać. Czyli jak w życiu, gdy na przykład sto razy strzelimy z łuku, kolejne strzały będą nam już wychodzić lepiej. To jest tak proste, a jednocześnie tak genialne. Poza praktyką, nasze statystyki możemy podnosić też poprzez czytanie książek lub skorzystanie z usług nauczycieli fachu – ponownie rozwiązanie bardzo namacalne.

Screen z gry Kingdom Come: Deliverance II

Zobacz również: Mario & Luigi: Brothership – recenzja gry. Bracia z Karaibów

Nasz rozwój ma przełożenie na wiele aktywności w grze, a tych jest naprawdę dużo, przez co rozwinięcie mistrzowskiego poziomu w każdej w nich może trochę potrwać. Wbrew pozorom w Kingdom Come: Deliverance II walka nie stanowi głównego trzonu rozrywki. Potyczki w pierwsze połowie gry (pierwsza mapa) są mocno opcjonalne – używamy siły głównie, gdy tego chcemy albo gdy czasami ktoś nas zaatakuje. Większe starcia są zarezerwowane przede wszystkim dla wątku fabularnego. Sam system walki został delikatnie uproszczony względem jedynki, ale mimo to nadal posiada sporo możliwości i wymagana wprawy (warto trochę podszkolić się u trenerów). Bezpośrednie starcia to jednak nie wszystko, bo twórcy dostarczyli nam również fenomenalny system skradankowy, od którego mogliby się uczyć deweloperzy zajmujący się stricte takim gameplayem. Skradanie jest naprawdę trudne, bo oprócz cichego przemieszczania, trzeba zadbać na przykład też o odpowiednie ubranie – ciche i mało rzucające się w oczy. Do tego przeciwnicy świetnie reagują na każdy hałas, szybko zwołując całą świtę, gdy już nas zauważą. 

Zostać kowalem czy alchemikiem?

Z nowości w sequelu Kingdom Come warto wspomnieć o kowalstwie. Dość szybko w grze możemy rozpocząć karierę kowala i wyrabiać jakieś proste przybory metalurgiczne – typu kowadła, siekiery. Dzięki temu, gdy spędzimy więcej czasu w kuźni, da się zarobić trochę groszy na sprzedaży tych rzeczy. Z czasem, po wbiciu wyższego poziomu kowalstwa oraz zdobyciu odpowiednich „przepisów”, można upichcić broń, jakiej nie kupimy nigdzie indziej. Duże znaczenie w grze ma teraz też alchemia. Na mapie gry cały czas możemy zbierać zioła, które potem wykorzystujemy do ważenia wywarów, dających szereg efektów. Sama proces przygotowania wymaga od nas sporo wysiłku – trzeba mieć przepis, a potem wykonać wszystkie kroki zgodnie z nim, włącznie z czasem gotowania poszczególnych składników. Im dokładnie wykonamy polecenia, tym lepszy wywar otrzymamy. Podobnie skomplikowany jest na przykład system kradzieży – do celu trzeba się po cichu zbliżyć, a w odpowiednio krótkim czasie przeszukać zawartość mieszka oraz zdążyć wyciągnąć zawartość. 

Screen z gry Kingdom Come: Deliverance II

Zobacz również: Dragon Age: Straż Zasłony – recenzja gry. Dać BioWare kolejną szansę?

Aktywności w grze ogrom, bo możemy też uczyć się na przykład skuteczniejszego zaklinania psów, łucznictwa, gry w kości czy walki na pięści. Na mnie największe wrażenie zrobiły jednak misje poboczne, a dokładnie pomysłowość scenarzystów. Główny wątek sam w sobie jest już świetnie napisany, ale stanowi on tylko mały ułamek całej zawartości gry – misje poboczne uzupełniają całą resztę i zdecydowanie nie są to zapychacze typu przynieś, podaj, pozamiataj. Sidequesty skupiają się na problemach miejscowej ludności – mieszkańcy proszą nas o różne rzeczy, misje potrafią być naprawdę rozbudowane, a różnorodność zadań nie zna granic. Główne skrzypce gra tu również humor – oj, można się uśmiechnąć. Przy zgłębianiu misji pobocznych da się spędzić długie godziny, nawet nie ruszając głównego wątku fabularnego (tak było u mnie). Ja ani przez chwilę nie miałem poczucia, że robię nudne, powtarzalne aktywności. We znaki może dać się tylko szybka podroż, która za dużo nam nie ułatwia – lepiej już przemierzać mapę konno czy pieszo, bo przy szybkiej podróży co chwile ktoś nas atakuje. 

Jest pięknie? Jest pięknie! Nie ma błędów? Jest pięknie!

Na koniec może jeszcze dwa słowa o stanie technicznym Kingdom Come: Deliverance II, bo problemy techniczne i toporność jedynki była jednym z powodów, dlaczego nie miałem chęci sprawdzić tej gry. W tym aspekcie dwójka odrobiła pracę domową na szóstkę z małym minusem. Pierwsza mapa w grze przysparzała mi bardzo mało problemów – przede wszystkim było to jakieś małe błędy w skryptach misji, przez które musiałem wczytać wcześniejszy zapis, by pchnąć wątek dalej. Gorzej jest w drugiej połowie gry, gdzie widać, że kolejna mapa została o wiele mniej dopieszczona pod względem technicznym. Tam już glicze pojawiają się w dość sporej ilości. Nadal jednak gra się bardzo płynnie. Mimo wszystko ja grałem w wersję wydaną miesiąc przed premierą, więc pewnie wiele zostanie poprawione. Już teraz jednak widać, że włożono masę pracy, by grało się nam lepiej. No i graficznie – gra prezentuje się zjawiskowo. Widoczki, otoczenie, masa szczegółów (też dźwiękowych) robi piorunujące wrażenie. Tylko te animacje i wygląd twarzy postaci nadal pozostawiają trochę do życzenia. 

Screen z gry Kingdom Come: Deliverance II

Kompletne średniowieczne doznanie?

Cóż tu więcej dodać – przecież powiedzieć, że Czesi dowieźli, to jak nic nie powiedzieć. Gra jest większa od swojej poprzedniczki, bardziej dopracowana, zachwyca fabularnie, misje poboczne są fenomenalne, a masa aktywności pobocznych przyprawia o zawrót głowy. Małe mankamenty techniczne nie wiele zmieniają – to gra wręcz perfekcyjna! Czesi stworzyli swojego Wiedźmina i już nie mogę doczekać się, dokąd zaprowadzą ich ambicje przy tworzeniu trzeciej odsłony. Kibicuje ludziom z Warhorse Studios jak mało komu, bo pokazują, że nadal można robić gry lepiej i nie jesteśmy skazani na odgrzewane kotlety.

Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]

Więcej informacji o
Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

95/100

Genialny główny wątek fabularny

Misje poboczne, które zachwycają różnorodnością

Świetny system rozwoju postaci

Satysfakcjonujący system walki oraz genialny skradania

Skomplikowaność mechanik jest oszałamiająca

Masa rozbudowanych aktywności pobocznych

Świat gry żyje pełną piersią 

Technicznie i graficznie to dwa duże susy względem jedynki…

…ale nadal pojawiają się błędy skryptów i glicze graficzne

Szybką podróż jednak bym zmienił

Movies Room poleca