Little Nightmares to już dobrze ugruntowana marka horrorowych platformówek, które zachwyciły graczy swoim niepodrabialnym stylem. Za dwie pierwsze odsłony serii odpowiadało małe, szwedzkie Tarsier Studios, wcześniej współpracujące między innymi przy dodatkach do LittleBigPlanet – więc na dobrym gameplayu ci twórcy znają się naprawdę dobrze. Niestety, po przejęciu studia przez Embracer Group, prawa do marki pozostały w rękach Bandai Namco. Dlatego za recenzowaną dziś trójkę odpowiadają już zupełnie inni ludzie – Namco bowiem powierzyło stworzenie sequela studiu Supermassive Games. Pytanie tylko: czy udało się utrzymać ducha tej wyjątkowej serii?
Supermassive Games możecie kojarzyć z innej horrorowej serii – The Dark Pictures Anthology czy The Quarry. To narracyjne przygodówki, które świetnie sprawdzały się w gronie znajomych. Cykl miał swoje wzloty i upadki, ale jedno było pewne – gameplayu w tych tytułach było tyle, co kot napłakał. Jak więc twórcy poradzili sobie z marką, w której trzeba trochę bardziej się napocić przy samej mechanice? Nie najgorzej, choć widać, że doświadczenia im zabrakło.
Na początek muszę trochę ponarzekać, bo największa wada Little Nightmares III uderza w nas zanim jeszcze grę zaczniemy. Supermassive Games zawsze ceniłem za możliwość wspólnej zabawy na jednej kanapie – każdy dostawał swoją postać, a później trzeba było walczyć o przetrwanie. Niestety, w nowych „koszmarkach” całkowicie zrezygnowano z lokalnego co-opa. Cała rozgrywka nastawiona jest na współpracę dwóch bohaterów, ale wspólnie zagrać można wyłącznie online. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Wprowadzenie trybu kanapowego mogłoby znacząco podnieść grywalność i regrywalność produkcji.
No cóż, przez to musiałem ogrywać tytuł w pojedynkę, licząc jedynie na wsparcie nieco ograniczonej SI.
W nowej odsłonie „małych koszmarków” twórcy postawili wszystko na współpracę. W drugiej części pojawiały się już tego zalążki, ale tutaj praktycznie każda zagadka opiera się na umiejętnościach dwóch postaci. W „trójce” Supermassive Games wprowadziło zupełnie nowych bohaterów – Low i Alone. Low potrafi strzelać z łuku, a Alone nosi ze sobą klucz, którym może rozwalać ściany lub przekręcać przedmioty ze śrubami. Co ciekawe, ich narzędzia można też wykorzystywać jako broń. Tak, w Little Nightmares III pojawia się walka – nie zastępuje ona jednak fundamentu rozgrywki, jakim wciąż pozostaje unikanie zagrożenia poprzez skradanie się lub ucieczkę.
Nie brakuje jednak sekwencji, w których Low poluje na wrogów z łuku, a Alone dobija ich ciężkim kluczem. I trzeba przyznać – sprawdza się to naprawdę dobrze, dodając rozgrywce trochę świeżości.
Pozostałe elementy gameplayu również oparto na współpracy. Aby przejść przez drzwi, potrzebna jest druga para rąk. Do wyższych miejsc dostaniemy się tylko z pomocą towarzysza, a zagadki środowiskowe wymagają odpowiedniego zsynchronizowania działań. Problem w tym, że te schematy dość szybko się powtarzają – nie znajdziemy tu tak złożonych łamigłówek jak w tegorocznym Split Fiction. Na szczęście pewne urozmaicenia, jak chociażby parasolki pozwalające unosić się na podmuchach wiatru, skutecznie przełamują rutynę. Szkoda tylko, że twórcy nie poszli o krok dalej – brakowało mi większej pomysłowości i odrobiny wyzwania.
Bezapelacyjnie najlepszym elementem nowej produkcji Supermassive Games jest klimat. W grze znajdziemy cztery rozdziały, których przejście zajmuje około 5–6 godzin – standardowy czas dla serii. Każdy z nich to mroczna, gęsta i niepokojąca podróż przez krajobrazy rodem z surrealistycznego horroru.
Świetnie wypadają też przeciwnicy – groteskowi, nieoczywiści i autentycznie przerażający. W pierwszym rozdziale ściga nas przerośnięty bobas, który próbuje zgnieść bohaterów swoją ogromną dłonią. W kolejnych etapach natrafiamy na człekokształtne świnie, które – mimo ludzkich cech – lądują na stołach innych potworów. Świetna robota pod względem designu, ale szkoda, że muzyka nie dorasta do reszty oprawy. Ścieżka dźwiękowa jest poprawna, lecz żadna melodia nie zapada w pamięć.
Cztery rozdziały Little Nightmares III osobno wypadają naprawdę dobrze, zwłaszcza pod względem pomysłów wizualnych, ale całościowo brakuje tu spójnego szkicu fabularnego. To raczej zestaw luźnych wizji, które nie łączą się w jedną historię. Nowi bohaterowie również nie wnoszą zbyt wiele emocji – zdecydowanie więcej działo się w poprzednich odsłonach. Przez to trudno o jakiekolwiek większe uniesienia czy momenty, które zostaną z nami na dłużej.
Supermassive Games odrobiło pracę domową i wyciągnęło z franczyzy to, co najważniejsze. Little Nightmares III wciąż bawi się konwencją dziecięcych koszmarów i zachwyca oniryczną atmosferą. Czego zabrakło? Przede wszystkim bardziej wyrazistej fabuły i ambitniejszych zagadek.
W efekcie dostajemy ładną, klimatyczną platformówkę, którą można przejść w pięć godzin – i tydzień później zapomnieć o niej niemal całkowicie. Nie znaczy to jednak, że czas z nią spędzony jest stracony. Klimat wciąga, kilka scen potrafi zachwycić, a estetyka nadal działa jak należy. Ale czy kupiłbym ją za pełną cenę? Raczej nie.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]