King’s Bounty to seria, do której już chyba na stałe przylgnęła łatka „drugich Heroesów”, mimo że to ta franczyza powstała wcześniej. Trudno się temu dziwić, bo ukochane przez wszystkich Heroes of Might and Magic po znakomitej trójce miało swoje wzloty i upadki, a gracze czekali na godnego następcę. Czy King's Bounty II będzie taką grą? Niestety, mało na to wskazuje.
Na kontynuację serii
King's Bounty trzeba było trochę poczekać, bo od premiery
King's Bounty: Mroczna Siła minęło siedem lat, a od najcieplej przejętej przez graczy odsłony
King’s Bounty: Legenda już trzynaście. Nadal jednak wiele osób dobrze wspomina serię, więc kontynuacja była wyczekiwana, a już na pewno przez graczy zawiedzionych ostatnimi częściami Heroesów. Twórcy nie chcieli jednak opierać się tylko na sentymencie, dlatego też w celu ściągnięcia nowych odbiorców przemodelowali trochę rozgrywkę. Najważniejsze zmiany dotyczą eksploracji i poruszania poza walką – zrezygnowano z widoku z lotu ptaka i wprowadzono kamerę zza pleców, jak w rasowym, współczesnym erpegu. Zamysł ciekawy, bo dzięki temu gra zdaje się bardziej przystępna, niestety gorzej z wykonaniem, ale o tym za chwilę.
https://www.youtube.com/watch?v=w8tr_0tLvps
Zacznijmy od fabuły oraz bohatera. Historia jest tu mocno generyczna (co jednak nie zawsze musi oznaczać klapę – tu niestety oznacza). Podczas rozgrywki w
King's Bounty II przenosimy się do świata fantasy o nazwie Antara, który można zestawić w jednym szeregu z każdym innym światem z popularnych gier z gatunku cRPG. Są znane rasy, jak krasnoludy albo elfy, są istoty magiczne, jak smoki czy golemy, jest też magia, a także siły zła. Na rubieżach świata szerzy się zaraza, zło zbiera coraz większe żniwo, a my wcielamy się w wybrańca, który ma uratować tę krainę. Wiem, że mój opis nie zachęca, ale tak w skrócie wygląda tu fabuła. Co gorsze, mało pomniejszych wątków historii jest wstanie nas czymś zaskoczyć czy też zainteresować. Nie liczcie więc na jakąś ewolucję tego niezbyt interesującego konceptu na historię. Świat jest względnie otwarty (poruszać często możemy się tylko po przygotowanych ścieżkach), dlatego znajdziemy całkiem sporo misji pobocznych, ale tu również ze świecą szukać błysku – dialogi głównie przewijałem, a i tak zostawało mi jeszcze żmudne kluczenie od punktu do punktu.
Na początku przygody z grą do wyboru mamy trzech bohaterów: wojownika, maga i paladyna. Raczej nie trzeba tłumaczyć, czym różnią się ich umiejętności. Wspomnę tylko, że wybór wpływa na część misji oraz na to, jak możemy je wykonać. Na przykład mag będzie mógł rozwiązać część sporów finezyjnie, a wojownik raczek skupi się na czystej walce i pojedynkach w napotkanymi wrogami. Z czasem wspomniane wybory wpływają też na rozwój bohatera i jego umiejętności. Co więcej, jednostki również zostały podporządkowane kategoriom jak siła, finezja, anarchia czy porządek, a odpowiednie dopasowanie daje nam pewne bonusy. System ten akurat może się podobać.
Fot. King's Bounty II / materiały prasowe
Walka w
King's Bounty II jest najlepszym elementem w grze, co może ucieszyć fanów turowych starć. Ten fragment podczas rozgrywki jest naprawdę przyjemny. Jednostki w trybie walki prezentują się dobrze, świetnie wyglądają też ataki (zwłaszcza magiczne). Ważnym czynnikiem jest tu ukształtowanie terenu, na co trzeba brać poprawkę podczas planowania najbliższych ruchów. Przyczepiłbym się jednak do czytelności podczas niektórych starć – zwyczajnie nie zawsze wiadomo, którymi jednostkami akurat operujemy. Druga sprawa to limit oddziałów, które możemy wystawić do walki – można było pokusić się o większa liczbę. Tyle dobrze, że da się je gromadzić w rezerwach. No i plusik za to, że oddziały możemy uzupełniać za pieniądze, jeśli komuś zginęło się podczas walki i nie trzeba w takim przypadku lecieć ponownie do rekrutera.
Na koniec element, który najbardziej odepchnął mnie od gry, czyli nowa eksploracja z widokiem zza pleców bohatera. Tutaj nie zagrało tyle składowych, że aż trudno się zdecydować, od czego zacząć. Po pierwsze wszystko jest tak piekielnie drętwe, że człowiek wychodzi z siebie już po pół godziny gry. Bohater rusza się okropnie ślamazarnie, jazda konno przypomina bardziej jazdę na sankach, a prosty obrót awatarem sprawia, że gra zdaje się chodzić w 15 klatkach. Gdy to wszystko połączymy w faktem, że eksploracja to jakieś 2/3 gameplayu – jest źle. Rozmowy z enpecami również są bez polotu – bardzo statyczne, a voice acting typowy do bólu. No i jeszcze ta grafika jak sprzed dziesięciu lat nie polepsza sprawy. Technicznie gra zdaje się zwyczajnie mocno odbiegać od dzisiejszych standardów.
Fot. King's Bounty II / materiały prasowe
Z
King's Bounty II osobiście nie wiązałem wielkich nadziei, bo nigdy fanem serii nie byłem, dzięki czemu nie doświadczyłem aż tak dużego zawodu. Mogę jednak sobie wyobrazić, że sporo osób będzie zwyczajnie zła. Gra bowiem ma całkiem solidny trzon w formie turowej walki, ale kompletnie zawodzi na innych płaszczyznach – od generycznej do bólu fabuły, po skopaną eksplorację i przestarzałe technikalia. Twórcy chyba po prostu przekombinowali, chcąc dotrzeć do nowych odbiorców, i niepotrzebnie zmienili dobrze działającą formułę. Wyszedł z tego niestety okropny w smaku gulasz z zepsutymi składnikami, przez który nabawicie się tylko bólu brzucha. Jecie na własną odpowiedzialność.
Ilustracja prowadzenia: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]