Judgment to spin-off popularnej serii Yakuza, która przez lata doczekała się wielu części i nadal posiada spore grono wiernych fanów. Mająca swoją przemierzę w 2019 roku pierwsza część przygód Yagamiego spotkała się z zaskakująco ciepły przejęciem, więc świetnie, że możemy zagrać w kontynuację. W tamtym okresie również zachwycałem się nową grą do studia Ryu Ga Gotoku, a z biegiem czasu tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że była to jedna lepszych historii, jaką poznałem w grach w ostatnich latach. Czy kontynuacja będzie również dobra?
Od czasu premiery pierwszego
Judgment w 2019 roku trochę się pozmieniało w serii
Yakuza. Rok temu dostaliśmy spore odświeżenie w formule, bo za sprawą
Yakuza: Like a Dragon rozstaliśmy się z osobą Kazumy Kiryu jako głównym bohaterem. W 2020 roku po raz pierwszy pokierowaliśmy Ichibanem Kasugą. Co więcej, akcja została przeniesiona do Jokohamy, a klasyczny zręcznościowy system walki, tak mocno związany z serią,
został zastąpiony przez turowy system żywcem wyjęty z RPG-ów. Ma to swoich fanów, jak i przeciwników, ale trzeba przyznać, że twórcy pomysł mieli całkiem oryginalny.
https://www.youtube.com/watch?v=Y8nWMBqT5_c
Miło jednak, że dzięki
Lost Judgment możemy wróci do starego, dobrego mordobicia z efektowymi kombinacjami i finisherami. Jeśli zaś chodzi o fabułę, to powracamy do spraw prowadzonych przez Takayuki Yagamiego. W poprzedniej odsłonie po dramatycznym finale, związanym ze sprawą kontrowersyjnego leku na Alzheimera oraz serią zabójstw w Kamurocho, Yagami odzyskał prawa do wykonywania zawodu jako prawnik. Mimo wszystko postanowił nadal prowadzić swoją agencję detektywistyczną. W kontynuacji zostaje wmieszany w kolejną grubą sprawę. Po wydarzeniach ze swojej przeszłości, które w końcu mógł zostawić za sobą, Yagami nadal ma silne poczucie sprawiedliwości. Gdy dowiaduje się o sprawie śmierci nauczyciela i pobudkach, którymi kierował się zabójca – jego syn popełnił w przeszłości samobójstwo, bo nikt nie potrafił mu pomóc z prześladowaniem – detektyw postanawia ruszyć do Jokohamy i przyjrzeć się sprawie.
Tak, podobnie jak w
Yakuza: Like a Dragon, tutaj również odwiedzimy Jokohamę. Ktoś powie, że to odcinanie kuponów, ale chyba każdy fan serii Yakuza przyzwyczaił się, że recykling lokacji jest tu bardzo częsty. Dla mnie na pewno na plus, że opuszczamy w Kamurocho, które było dość klaustrofobiczne i zwyczajnie znałem tam już każdy fragment tekstury. Jokohama jest nadal czymś świeższym. Wracając jednak do historii, ponownie można bić brawa. Fabuła jest tu chyba nawet poważniejsza i mroczniejsza niż w oryginale. Naprawdę te trochę ponad 20 godzin na sam główny wątek to świetnie spędzony czas. Brylują tu dobrze napisane postacie – te nowe, jaki i te już dobrze nam znane. Yagami nadal jest zadziorny, a nasz towarzysz Kaito śmieszkuje i nie stroni od bitki. Przed premierą
Lost Judgment obawiałem się, że historia niepowiązana bezpośrednio z głównym bohaterem nie będzie już tak angażująca. Na szczęście twórcy stanęli na wysokości zadania i dostarczyli fabułę niewiele odstającą od tej z jedynki.
Fot. Lost Judgment / Sega
Mimo dość mrocznego charakteru głównej historii, twórcy na szczęście nie zrezygnowali z absurdalnym aktywności pobocznych, które kochają chyba wszyscy fani
Yakuzy. Ponownie więc będziemy mogli pomóc Yagamiemu w wykonaniu niezwykle dziwnych i rozbrajających misji. Pójdziemy też do salonu gier, gdzie zagramy w masę minigier, a także udamy się do klubu i zatańczymy na parkiecie. Jak zwykle w grach od Ryu Ga Gotoku nie da się nudzić. Jeśli zaś chodzi o zmiany, to twórcy delikatnie zmodyfikowali formułę śledzenia osób, dodali opcję wspinania (w przygotowanych miejscach), a także dorzucili trochę nowych zabawek detektywistycznych.
A co tam w systemie walki? Tak jak wspominałem wcześniej, w
Lost Judgment zostajemy przy dobrze znanym stylu nawalanki z poprzednich odsłon
Yakuzy. Względem pierwszego
Judgment nie zmieniło się za dużo, ale to wcale nie jest wada. Walka w jedynce była bardzo przyjemna, efektowna, a starcia z bossami na wyższym poziomie trudności nie były też wcale takie łatwe. Tak samo jest kontynuacji. Twórcy postarali się jednak o małe urozmaicenie, gdyż oprócz stylu żurawia (szybki) oraz tygrysa (silny) do naszej dyspozycji zostaje oddany jeszcze styl węża. Umiejętności w stylu węża pozwalają na przykład na wytrącenie broni z rąk przeciwników. Oczywiście tygrysa i żurawia będziemy używać znaczenie częściej, bo nowy styl jest bardzie zadaniowy i nie zawsze sprawdza się tak dobrze. Klasycznie każdy ze styli możemy rozwijać, odblokowując kolejne skille w drzewku umiejętności.
Fot. Lost Judgment / Sega
To jeszcze kwestia grafiki.
Lost Judgment to gra ukazująca się również na nowe konsole (recenzja powstała po przetestowaniu gry na PS5), więc twórcy mogli pozwolić sobie na więcej – nie zapominając, że tytuł ukazuje się też na poprzednią generację. Warto tu również podkreślić, że tym razem nie dostaliśmy gry, która w Japonii ukazała się już jakiś czas temu, co zdarzało się wielokrotnie, na przykład z
Yakuza: Like a Dragon (10 miesięcy później) czy z pierwszym
Judgment (7 miesięcy później). Tym razem tytuł ukazuje się równolegle z premierą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Twórcy mieli więc trochę czasu na dopracowanie gry pod nowe sprzęty. Jak to wypada? Gra wygląda ładnie – kto lubił styl graficzny jedynki, ten tu również będzie kontent. Neony w ciasnych, ciemnych uliczkach to jest to. Nie liczcie jednak na jakiś gwałtowny skok jakościowy, bo widać, że mocno tu czerpano z poprzednich gier studia. Ogólnie jest ślicznie, ale na przykład tekstury nadal potrafią razić po oczach.
Lost Judgment to kolejna świetna gra od studia Ryu Ga Gotoku. Co więcej, myślę, że historia Yagamiego, prywatnego detektywa, może nawet celniej trafiać do zachodniego odbiorcy, gdyż fabuła zahacza o tematy bliższe większej grupie odbiorców, a do tego mocniej stawia na realizm i poważniejsze tony. Oczywiście nie zapomniano o opcjonalnych yakuzowych szaleństwach, z czego ja się ogromnie cieszę, ale jeśli komuś nie odpowiadają, można je zwyczajnie pominąć. Dwa lata temu
Judgment było moim wielkim odkryciem, dlatego niezwykle mnie cieszy równie wysoki poziom w kontynuacji. Życzę więc sobie, aby seria doliczyła się tylu części, co
Yakuza… No albo przynajmniej połowy z tego.
Ilustracja wprowadzenia: materiał prasowe