Superman umiera. W wyniku jednej ze swoich heroicznych akcji przyjął zbyt dużą dawkę promieniowania słonecznego, które co prawda dodało mu sporo mocy, ale w dalszej perspektywie doprowadziło też do obumierania komórek. Zegar tyka i w ostatnich chwilach Superman staje przed zadaniami, które wymagają czegoś więcej niż czystej siły. Tymczasem Lex Luthor czeka w celi śmierci na wyrok i wszystko wskazuje, że maczał on palce w tragedii herosa…
Morrison nie byłby sobą, gdyby nie stworzył dzieła pod każdym względem oryginalnego, ale głęboko osadzonego w nostalgii do klasyki. All-Star Superman samym sposobem ukazania postaci odbiega od współczesnych dzieł. Weźmy choćby pstrokatą redakcję Daily Globe czy Lexa, na którego Morrison miał zupełnie inny pomysł. Luthor to nie typowy złowieszczy arcygeniusz i wizjoner, a egomaniak i narcyz ze sporym intelektem, przyhamowanym jednak podłym charakterem. Nie mogło też zabraknąć Lois Lane - kobiety, której Superman oddał serce, stanowiącej prawdziwe źródło jego mocy. Których zresztą na chwilę jej użyczył w trakcie swoich finalnych dni.
Ten, kto ze szkoły pamięta dwanaście prac Herkulesa wie, że mocarz musiał wytężyć nie tylko bicepsy. Nie inaczej jest z Supermanem, przy którym syn Zeusa to przysłowiowa dupa. Zadania są więc bardziej złożone i jak przystało na ideał herosa, mają charakter społeczny. Dla dobra ludzkości. I tak Kal-El musi mierzyć się ze skutkami działania czarnego kryptonitu, powstrzymać zagrożenie ze strony planety Bizzaro, ale też pomóc pewnej nastolatce stojącej dosłownie nad przepaścią i jako Clark Kent przeprowadzić wywiad z niczego niepodejrzewającym Luthorem. Wszystko opowiedziane zostało tak, by czytelnik nie czuł, że to kolejna betonowo sztampowa historia z Ostatnim Synem Kryptona.
Może i komiks opowiada o ostatnich chwilach wielkiego bohatera, ale nie oznacza to, że historia ma być grobowo dostojna. Funeralne klimaty mieliśmy już bowiem w Śmierci Supermana. Morrison skupia się na jego misji i ofierze. Na dziedzictwie, które ten chce pozostawić po sobie, choćby współpracując przy próbie sklonowania jego DNA. Jest w tym nuta kosmicznego mesjanizmu, ale gdy zaczyna robić się zbyt nadludzko, autor szybko ściąga nas na ziemię pokazując, że może Luthor ma rację w tym, że Clark mógłby zdominować świat, ale robi coś dokładnie odwrotnego. Oddaje swe życie za nasze grzechy.
Frank Quitely nie jest rysownikiem, który pierwszy przychodzi mi na myśl, gdy myślę o Supermanie. Wystarczy spojrzeć na jego interpretację X-Menów by zrozumieć, co dzieje się, gdy rysuje on klasycznych superbohaterów. Mimo silnej autorskiej kreski oddał jednak ducha Człowieka Jutra, nie popadając przy tym w gęstą jak melasa i ciężką jak ołów rutynę znaną z liniowych serii. Jest tu trochę retrofuturyzmu, nawiązań dla klasycznych epok komiksu, ale i nieco szaleństw, które nie przeszłyby w standardowych przygodach Supka. Do tego dochodzi Jamie Grant, nakładający paletę kolorów jakby wziętą z planety Krypton. Nie dotyczy to wyłącznie postaci, a całego otoczenia. To, jak barwy budują nastrój tej historii, zasługuje na szczegółowe omówienie.
Morrison to twórca wielu autorskich, bardzo szczególnych tytułów, ale gdy w jego ręce wpadnie ktoś tak stereotypowo superbohaterski jak Ostatni Syn Kryptona, potrafi zachować się jak należy. All-Star Superman to z jednej strony pozytywnie klasyczny komiks superbohaterski, a z drugiej dzieło człowieka, który dał światu New X-Men, Niewidzialnych czy Batman: Azyl Arkham. Ostatnie chwile Supermana nie mogły być z jego wykonaniu pożegnalną trasą koncertową, a tytaniczną pracą, często wykraczającą poza to, z czym zwykle miał on do czynienia. All-Star Superman to komiks-pomnik, choć pomnikowości tutaj akurat mało. Stanowi on żywy przykład na to, że najlepsze dzieła DC to autorskie tytuły, bazujące na motywach głównej linii fabularnej. Chwała Egmontowi, że rok 2025 jest rokiem Supermana.
Tytuł oryginalny: Absolute All-Star Superman
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quitely
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 328
Ocena: 95/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.