Wszystko zaczyna się w Halloween. Nieznany morderca zabija siostrzeńca wpływowego bossa mafijnego - Carmine'a „Rzymianina” Falcone'a. I od tej pory nie można spać spokojnie. Każde kolejne święto ubogacone jest zgonem kolejnego prominentnego członka kryminalnego półświatka. Morderca nazwany przez prasę Holidayem uderza nagle i zawsze w ten sam sposób, nie pozostawiając oczywiście po sobie śladów. Batman, Jim Gordon i prokurator Harvey Dent są wciąż o krok za nim. Lub za nią. Nad Gotham unosi się duch zupełnie nowej epoki, w której mafijne układy muszą ustąpić groteskowemu szaleństwu.
Batman: Długie Halloween ma miejsce u progu kariery Mrocznego Rycerza. Gotham wciąż jest rodzinnie mafijne, a pokazujący się od czasu do czasu barwni szaleńcy są ewenementami. To dobra epoka. Batman częściej działa głową, a rzadziej gadżetami, nikt nie próbuje po raz kolejny zburzyć Gotham, a Joker i spółka są nad wyraz rozsądni jak na swój stan psychiczny. Loeb ma czas i miejsce na opowieść. A jest to opowieść kryminalna z głębokim wątkiem psychologicznym. Batman i Catwoman. Falcone i Maroni. Gordon i Dent. Każdy ma tu swoje pole, a jego rozwój przypomina dojrzewanie, a nie gwałtowną mutację.
Nie zapominajmy o dodatku, fabularnie związanym bardziej nie z Długim Halloween, ale z sequelem zapowiedzianym dopiero przez wydawcę - Mrocznym zwycięstwem. Batman: Długie Halloween. Wydanie specjalne to świeża jeszcze pozycja, gdzie dostajemy swoiste dokończenie wątków z Calendar Manem i małżeństwem Dentów. I gdyby było to dzieło mniej zdolnych twórców, zapewne byłoby tylko przyjemnym bonusem. W przypadku Loeba i Sale'a to dzieło równe głównej historii. Zaostrzające na dodatek apetyt na kontynuację.
Nie jestem fanatycznym miłośnikiem kina gangsterskiego o włoskiej mafii, ale odrobiłem lekcje z dzieł Coppoli i Scorsese. W Długim Halloween era mafii może i przemija, ale z przytupem, bowiem Loeb i Sale co rusz nawiązują do klasyków w piękny, malowniczy sposób. I nie zdradzę ani jednego z tych momentów, bo wypada zobaczyć to samemu. Może to historia o Batmanie, ale spora część sceny należy do Rzymianina, Maroniego i ich ferajny. I przez chwilę pomyślałem nawet, że byli oni znacznie ciekawsi niż eksploatowani dziś do granic absurdu przeciwnicy Batmana.
Lecz nie myślcie, że nie jestem fanem Jokera i spółki z Arkham. To, jak porozstawiani są tutaj ci szaleńcy, to mistrzostwo. Bywa, że ich pojawienie się to typowy superbohaterski standard, jak w przypadku Stracha Na Wróble. Ale częściej mamy dość nieoczywiste wystąpienia. Poison Ivy udowadnia, że jest prawdziwą femme fatale, a zapomniany nieco Solomon Grundy przywodzi na myśl wizerunek odrzuconego przez społeczeństwo dobrego potwora. Ale pamiętajmy o najważniejszym arcyłotrze. Nie będzie spoilerem, jeśli napiszę, że to tu rodzi się Two-Face. I to na jakiś czas przed tym, jak twarz Denta zostaje oszpecona.
Batman: Długie Halloween to flagowy komiks Tima Sale'a. Autor doskonale czuł się w klimacie czarnego kryminału z dodatkiem superbohaterów i tu rozwinął nietoperze skrzydła. Jest klimat noir w jego esencjonalnym, czarnym i gorzkim jak włoska kawa wydaniu. Jest element komiksowy w postaci Batmana i arkhamskich wariatów, ale nie koliduje on z kryminalną częścią historii. Pojawia się też sporo detali, które czyniły z niezapomnianego Tima Sale'a mistrza w swej sztuce. Niebywale rozwiewająca się peleryna Gacka. Gęba Jokera. Niemożliwe architektonicznie Gotham. No i cienie. Dużo cieni, wśród których nawet główny bohater zdaje się momentami niknąć. Sale jest tu doskonały zarówno w całostronicowych, statycznych planszach, jak i scenach dynamicznych w rodzaju morderstw Holidaya. Mamy też okazję zobaczyć ewolucję kreski artysty i choć nie jest ona skrajna, to w historii z Calendar Manem Batman wygląda jakby inaczej. Choć nadal godnie.
Ciężko pisać o klasykach, arcydziełach, nie popadając przy tym w pustosłowie i truizmy. Zwłaszcza jeśli dane dzieło budzi nostalgię. Dobrze stało się, że Batman: Długie Halloween został wydany ponownie i to w słusznym formacie i z uzupełniającą go historią. Dzieło to jest kanoniczne na wielu płaszczyznach - zarówno dla postaci Mrocznego Rycerza, dla świata DC, jak i komiksu jako medium. Loeb i Sale stworzyli kryminał doskonały, wpasowujący się przy tym w realia Gotham, gdzie życie grozi śmiercią mocniej niż gdziekolwiek, a bezpieczny nie może czuć się nawet potężny boss mafii. To kamień milowy w biografii Batmana. Czekam na Batman: Mroczne zwycięstwo, po cichutku licząc, że Egmont da nam też Catwoman: Rzymskie wakacje.
Tytuł oryginalny: The Long Haloween #1-13, Absolute Batman: The Long Halloween,
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2024
Liczba stron: 468
Ocena: 95/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.