Wilson Fisk zakasuje rękawy i bierze się za egzekwowanie prawa, które oczywiście wcześniej sam ustanowił. A mówi ono, że każdy zamaskowany heros jest elementem wywrotowym i niepożądanym w Wielkim Jabłku. No chyba, że nosi odznakę Thunderbolts - zmilitaryzowanych oddziałów na smyczy Fiska, wśród których służą łotry pokroju Rhino. Do tego dochodzi Purple Man, który tym razem trafił na dosłownie większego od siebie gracza, stając się biernym elementem wizji burmistrza. Nie zapominajmy też o Elektrze i rodzących się planach politycznych Luke'a Cage'a.
Diabelski rządy mają silny posmak Wojny domowej. Historia Millara była jednak bratobójczą wojną, w której było więcej widowiska niż głębszej treści. Zdarsky co prawda nie unika super-mordobicia, ale kładzie równie silny nacisk na osobiste wątki. Matt i Elektra otrzymują potrzebny dla rozwinięcia ich historii czas. Cieszy mnie też mądre rozmieszczenie w tym pozostałych herosów ulicy. I to bez ucinania pozostałych składowych historii, którą tym razem niemal w pełni prowadzi Kingpin.
Wilson Fisk nie jest typowym komiksowym złolem. Żaden z niego Szalony Tytan czy inny Pożeracz Światów. To były gangster, który teraz realizuje się jako polityk. Daleko mu jednak do cwaniaka, którego celem jest nachapać się i zabetonować na intratnej posadce. Kingpin ma wizję, a istotnym jej elementem jest pozbycie się raz na zawsze Śmiałka i jego trykociarskiej kompanii. Czyni to z pełną mocą władzy, jaka dana mu była w wolnych wyborach. Bez skrupułów i wyrzutów sumienia, całkowicie świadom podłości, jakie czyni.
W Diabelskich rządach pojawiają się wątki międzywymiarowe, ale podobnie jak trykociarskie bitewki, to jedynie kolorowa choreografia dla poważniejszych kwestii. Niemniej walka Daredevilki z Kravenem czy tradycyjne niemal już starcie Matta z Kingpinem są ukazane tak, by przy jednoczesnej epickości niosły pewną treść i rozwój historii. Nawet największa bitwa herosów z siłami Kingpina to coś więcej niż ustawka w środku NY z pelerynami w tle.
Niniejszy komiks jest więc mariażem osobistych dramatów z pełnoskalowym widowiskiem. Marco Checchetto, będący przez większość czasu na stanowisku rysownika, już wielokrotnie pokazał na co go stać. Tutaj jednak miał o wiele cięższe zadanie, bo obok wieloosobowych bitewek dostaliśmy momenty pełne dramaturgii, jak choćby nagły powrót wymazanej pamięci Fiska. Warto tu wymienić jeszcze Rafaela de Latorre, który spiął komiks w epilogu, zostawiając furtkę na kolejne emocjonujące wydarzenia w życiu Daredevilów.
Diabelskie rządy to finał, którego się obawiałem. Najbardziej tego, że wszystko będzie czarno- białe i powróci nudny status quo. Tymczasem motywy Fiska nie są rojeniami szaleńca. Postać miała już swoje niezłe momenty w historii, ale tu najlepiej widać, jakim jest człowiekiem. Także Daredevil i Daredevilówna są innymi osobami niż wcześniej, a światkowi herosów czkawką odbiła się wojenka Starka i Rogersa sprzed lat. Fani eventów będą zadowoleni, tak samo jak miłośnicy bardziej złożonych opowieści ze Śmiałkiem. Jeden z najciekawszych crossoverów ostatnich lat.
Tytuł oryginalny: Devil's Reign, Daredevil: Woman without Fear #1-3
Scenariusz: Chip Zdarsky
Rysunki: Marco Checchetto, Rafael de Latorre
Tłumaczenie: Dariusz Stańczyk
Wydawca: Egmont 2025
Liczba stron: 264
Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.