Uwielbiam antologie. Dają mi wolność wyboru dowolnego odcinka i poznawania historii na moich zasadach. Jeśli przemówi do mnie siódmy, to od niego zacznę seans. To jeden z powodów, dla którego uwielbiam Czarne lustro czy Miłość, śmierć i roboty. American Horror Stories dają mi tę opcję, za co jestem bardzo wdzięczna.
Premiera serialu przypada na 2021 rok. To właśnie wtedy fani American Horror Story dostali nowy spin-off, który tym razem nie skupił się na jednej niepokojącej historii, a wielu, wielu więcej. Na ekranach dało się zobaczyć twarze znane z pierworodnego dziecka Ryana Murphiego, ale z czasem do obsady dołączały nowe osoby. Z jednej strony produkcja stała się dodatkowym pożywieniem dla fanów AHS, z drugiej zaś – szansą dla laików na zapoznanie się z niepokojącym światem mrocznych wizji. Sama natknęłam się na ten serial przez przypadek. Coś ciągnęło mnie do oryginalnej produkcji, ale dwanaście sezonów i liczne spin-off nieco mnie przeraziły. Szukając tytułu inicjacyjnego znalazłam American Horror Stories i obejrzałam całość w przeciągu kilku dni. Dalej nie wiem, czy było warto.
W drugiej części trzeciego sezonu dostajemy pięć odcinków: Za kulisami, Klon, X, Skrzat i To coś pod łóżkiem. Jak wcześniej wspomniałam, każdy z nich prezentuje zupełnie inną historię. Pierwszy pojawił się tytuł Za kulisami i, analizując to wydanie produkcji, wypadł najsłabiej. Opowiada o mężczyźnie, którego syn zaginął kilka lat temu. Ojciec nie poddaje się i wytrwale walczy o odnalezienie chłopca. Pewnego dnia, zupełnym przypadkiem, trafia do dziwacznego miejsca. Nie pamięta jak się tam znalazł, nie umie się uwolnić. Wszystko, co tam znajduje, wywołuje w nim trudny do wyjaśnienia niepokój. Gdy wraca w końcu do domu, próbuje umysłem ogarnąć, co właśnie się wydarzyło. Z biegiem czasu zaczyna balansować na granicy swojego i nowego, intrygującego świata. Autorzy scenariusza wzięli się za dosyć popularny dzisiaj temat - backroomsy, czyli przykład przestrzeni liminalnych. Jak tłumaczy Backrooms Wiki, są to: zwykle przedstawiane jako niemożliwie duża, pozawymiarowa przestrzeń pustych pomieszczeń, do której można się dostać, opuszczając rzeczywistość.. Popularność zdobyły w 2019 roku, kiedy na 4chanie zaprezentowano komputerowo wygenerowaną sieć pomieszczeń. Od tego czasu użytkownicy mediów społecznościowych nie przestali na jej temat rozmawiać.
fot. kadr z serialu American Horror Stories
Mając taką bazę, do tego liczne gry wideo, zdjęcia, artykuły, autorzy scenariusza pokazali backroomsy tak powierzchownie, że zupełnie zmarnowali cały potencjał tej niepokojącej strefy. Błagam, A24 zdecydowało się nawet na produkcje filmu o przestrzeniach liminalnych. American Horror Stories przedstawia je jako właściwie nie wiadomo co. Niby pojawia się jakiś specjalista od backroomsów, sam główny bohater tam nawet trafia. Koniec końców scenarzyści idą w stronę absurdalnego pomysłu, który dla fanów tej tematyki jest po prostu głupi. Sama należę do tego grona. Zaczynając seans czułam ekscytacje, a skończyłam z niesmakiem. Takie marnotrawstwo…
Reszta odcinków utrzymuje się na podobnym poziomie, może poza X, który naprawdę intryguje. Opowiada o pielęgniarce pracującej jak co dzień na oddziale ratunkowym. Pewnego dnia na jej drodze pojawia się dziwna pacjentka. Pokryta jest krwią i brudem, usta ułożone ma w niemym krzyku. Szybko okazuje się, że stanowi zagrożenie dla personelu szpitala. Gdy policja zjawia się w szpitalu, kobieta znika. Pielęgniarka nie może przestać o niej myśleć. Zaczyna swoje własne śledztwo, a jego efekty mrożą krew w żyłach. Cały odcinek bardzo przypomina swoim klimatem pierwsze sezony American Horror Story. Utrzymany w kolorach czerni i bieli, niepokoi, straszy i wciąga w świat nieetycznych praktyk lekarskich.
Patrząc na poprzednie sezony, ten wypada podobnie jak jego poprzednicy, czyli średnio. Część odcinków przypadła mi do gustu, część zupełnie do mnie nie przemówiła. Jakość serialu konsekwentnie się poprawia, ale nie na tyle, żeby dorównać chociażby wspomnianemu już wcześniej Czarnemu Lustru czy nawet American Horror Story, którego jest spin-offem. Jeśli pojawi się kolejny sezon, obejrzę z ciekawości, ale nie wiem, czy przetrwam przez wszystkie odcinki. Straszyć widza trzeba umieć, jeśli ten zasypia przed ekranem, to coś poszło nie tak. W moim przypadku, seans American Horror Stories był walką z ciągle opadającymi powiekami. Nie tego się spodziewałam po Ryanie Murphim.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.