Czas nieubłaganie mija i dużo rzeczy się zmienia. Kinematografia się zmienia, to co kiedyś uznawaliśmy za ekscytujące, teraz może trącić kiczem. Jednak we wszystkich tych zmianach, niektóre rzeczy są niezmienne. Jedną z nich jest poziom trzymany przez serial Big Mouth. Jest to trochę ironiczne, gdyż kinematografia jest naprawdę stara, a pierwszy sezon omawianej produkcji zadebiutował dosyć niedawno, bo w 2017 roku. Faktem natomiast jest to, że od czasu premiery dużo rzeczy się w nim pozmieniało.
Ten serial odkryłem kompletnie przypadkowo. Poleciłem znajomemu
BoJacka Horsemana, on źle zapamiętał nazwę i obejrzał pierwsze odcinki
Big Mouth. Gdy spotkaliśmy się kolejny raz, usłyszałem "no stary, nie pamiętam nazwy tego serialu na B, co mi poleciłeś, ale jest świetny". Po krótkiej chwili dotarło do mnie, że być może do mojej filmowej kolejki zawitał świeży serial. Wspólnie obejrzeliśmy pierwszy odcinek i zakochałem się w tej produkcji. Wstęp z pierwszego odcinka znam na pamięć. Każdy nowy
sezon staram się obejrzeć możliwie jak najszybciej i cierpliwie wyczekuję kolejnych przygód Nicka i jego przyjaciół.
Zacznę najpierw od minusów, gdyż jest ich mniej. Jedyne, co mi przeszkadzało w tym sezonie, to to że prawie każda postać miała mało ciekawy wątek poboczny. Na prowadzenie wysunął się tutaj Andrew i jego tyłek. Odniosłem wrażenie, że w niektórych momentach twórcom zabrakło pomysłów, w jaki sposób mogliby zapełnić czas ekranowy i pobawić się postaciami. Czasami jednak było to zabawne, tym bardziej w formie running joke'u. Brakowało mi również w tej odsłonie scen, które są bardzo mocno przesadzone i ociekają humorem, z czego znane jest
Big Mouth. Ze wszystkich starszych odcinków prawdopodobnie moją ulubioną sceną jest ta, w której Jessie po raz pierwszy używała tamponów. Tutaj niestety nie mam takiego ulubieńca. No może z wyjątkiem jednego sporego plot twistu. Ale nie mam zamiaru zdradzać kiedy nastąpił ani tym bardziej co to było.
W każdej nowej odsłonie
Big Mouth dostajemy kolejne postacie, które towarzyszą w dorastaniu naszym bohaterom. Tutaj dostaliśmy Bakcyle miłości i Robale nienawiści, które są napędem dla całego sezonu. Dzięki nim niektórzy bohaterowie odkrywają prawdziwą miłość lub czystą nienawiść. Powracają również towarzysze z poprzednich lat w mniejszych lub większych rolach. Za to Potwory Hormony kolejny raz dominują w myślach ekipy.
Każdy z bohaterów coraz bardziej się rozwija. Moim zdaniem największą zmianę zaczął przechodzić Jay, który z początku będąc zabawnym dodatkiem, stał się bohaterem z krwi i kości. Jego wątek stał się o wiele poważniejszy i coraz bardziej można mu kibicować. Z kolei Nick, który nadal jest protagonistą historii, odkrył okres buntu. Nie jest to aż tak ciekawe jak przygody Jaya, ale daje radę. Tak samo Missi przechodzi okres buntu, jednakże moim zdaniem jej wątek jest ciekawiej ograny niż Nicka. Andrew to dalej Andrew. Nadal jest niesamowicie zboczony, a Maury miesza mu w głowie. Historia Jessie jest moim zdaniem najbliższa rzeczywistości. Najbardziej zagubiona z bohaterów, odkrywa coraz więcej prawdy o sobie.
5. sezon świetnie łamie czwartą ścianę. Jest tu wiele bezpośrednich zwrotów do widza, które potrafią rozbawić do łez. Szczególnie końcówka jest pod tym względem wybitna. Muszę pochwalić również polski dubbing, gdyż Robert Jarociński jako Maury to istne złoto. Słucha się tego wszystkiego tak samo dobrze jak oryginału, a czasami nawet i lepiej. Przełamując po raz n-ty czwartą ścianę, twórcy zażartowali sobie również z podkładanych głosów. Jest to wisienka na torcie całego podejścia twórców do
Big Mouth, a w polskiej wersji językowej jest ona jeszcze zabawniejsza.
Na osobny akapit zasługują również odwołania do aktualnych wydarzeń. Ponieważ 5. sezon miał premierę w listopadzie, już w pierwszym odcinku dostajemy z liścia i mamy odwołania do No Nut November. Swoją drogą przezabawnie zostało to przedstawione. Dodatkowo dostajemy też odcinek świąteczny, w którym przedstawione są mniej lub bardziej powiązane ze sobą historie. Niektóre z nich to istny czad. W tym odcinku dostajemy również żywe Potwory Hormony, a raczej ich kukiełki przypominające Muppety.
Podsumowując, bieżący sezon
Big Mouth nadal trzyma formę. Dostaliśmy nowe pokręcone przygody i ogromną dawkę humoru. Bohaterowie coraz bardziej dojrzewają i odkrywają siebie. Koncept potworków zamieszkujących myśli bohaterów dalej dostarcza multum rozrywki i jest świetnym polem do popisu dla twórców, praktycznie nieograniczone możliwości. Problem może stanowić to, że bohaterowie stają się coraz starsi. Ponieważ serial jest o dorastaniu, nie będą mogli być wiecznie młodzi tak jak
Simpsonowie. Jednakże i na to znajdzie się jakieś ciekawe rozwiązanie.
Ilustracja wprowadzenia: plakat z serialu Big Mouth