Czarne lustro to jeden z seriali-fenomenów. Przede wszystkim dlatego, że pod fasadą science fiction twórcy hurtowo przemycają celne uwagi na temat naszego społeczeństwa, sprawiając, że co niektóre epizody opisują wręcz to, co w mniejszym lub większym stopniu nas otacza. Naczelny serial moralnego niepokoju dobija już do piątej odsłony. W międzyczasie znacząco zmienił się klimat i powiększył budżet sezonów, bo z początku brytyjski projekt został przejęty przez Amerykanów. Niestety, choć pieniędzy ewidentnie nie brakuje, to już z pomysłami coraz gorzej.
Pod względem liczby odcinków serial wraca do korzeni. I... chyba tylko w tym aspekcie. Przede wszystkim na pierwszy rzut oka można dostrzec, że produkcja zaczyna zjadać własny ogon. Traktujące o wirtualnej rzeczywistości
Striking Vipers to dość bliski krewniak m.in.
Wersji próbnej z 3. sezonu;
Smithereenowie stanowią kombinację kilku odcinków związanych chociażby z problemami typu jednostka-zbiorowość;
Rachel, Jack i Ashley Too zdaje się mieć najwięcej własnych pomysłów, jednak na upartego można go porównywać z
Waldo. W całym sezonie brakuje nieco własnej myśli przewodniej, inspiracji nowymi problemami z życia wziętymi.
kadr z serialu Czarne lustro
Ale akurat powyższa kwestia bynajmniej nie jest największym problemem
Czarnego lustra. W swojej najlepszej formie serial ten potrafił w niesamowicie sugestywny - a przy tym bardzo często brutalny - sposób przedstawić problemy społeczeństwa, które tylko pozornie należą do przyszłości, bo przynajmniej w sporej części mają miejsce już teraz. Takiej inteligentnej narracji w 5. sezonie jest jak na lekarstwo. Charlie Brooker i Annabel Jones nie chcą bądź nie potrafią pokazać w najnowszej części tego swoistego pazura, który sprawiał, że widz czuł się nieswojo.
kadr z serialu Czarne lustro
Przykładowo,
Striking Vipers może i są w stanie sprowokować do jakiejś polemiki dotyczącej naszej tożsamości czy człowieczeństwa, ale w ostatecznym rozrachunku idzie na łatwiznę, nie mierząc się w pełni z problemem.
Smithereenowie z kolei trzymają w napięciu dzięki bardzo dynamicznej akcji, świetnej grze Andrew Scotta i klimatowi rasowego thrillera. Przyparty do muru fałszywy taksówkarz, który z wiadomych tylko jemu powodów bierze na zakładnika stażystę pewnej firmy i żąda rozmowy z jej założycielem, intryguje i sprawia, że chcemy oglądać dalej. Schody zaczynają się na finiszu, gdy odpowiedzi okazują się trywialne, społeczna satyra miałka, a pewne treści zostały chyba podyktowane przez Marka Zuckenberga.
kadr z serialu Czarne lustro
O dziwo, największy potencjał zdradza ostatni epizod z Miley Cyrus, grającą po części samą siebie. Historia celebrytki, która została więźniem własnej kariery muzycznej i połączenie tego z tematyką sztucznej inteligencji to naprawdę bardzo ciekawy koncept - powiedziałbym, że o niebo ciekawszy od tych w poprzednich odcinkach. W jakimś stopniu, podążając jeszcze za wątkiem niespełnionej fanki gwiazdy pop, wyczuwamy momentami namiastkę wcześniejszych sezonów. Natomiast to, co się dzieje dalej, może nie jest samo w sobie słabe, a i zawiera kilka niezłych komediowych, chwilami popadających w pastisz motywów, jednak... to już nie jest
Czarne lustro. Fabularne absurdy, które pozwalają głównym bohaterom robić pewne rzeczy bez konsekwencji, sprawiają, że finał mógłby równie dobrze mieć miejsce w jakimś wesołym młodzieżowym filmie.
Nowa seria na pewno nie jest produkcją słabą. Jej poziom realizacyjny, z reżyserią, muzyką i aktorstwem na czele, to pierwsza liga telewizji, większość motywów też utrzymuje co najmniej poprawny poziom. Problem polega na tym, że brakuje mu już tych przebłysków geniuszu, dzięki którym serial wybijał się pod względem pewnych czynników ponad jakąkolwiek produkcję, nie patrząc już nawet na podział na kino i telewizję. Teraz niestety zaczyna zwyczajnieć. Przypuszczam, że znalazłoby się niejedno dziełko z Hollywood, które w ostatnich latach wprowadziło więcej "czarnolustrzanej" atmosfery od 5. sezonu
Czarnego lustra. Może już pora pomyśleć nad jakimś zamknięciem antologii, nim dalej będzie się rozmieniać na drobne?
Ilustracja wprowadzenia: Netflix
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.