Po dwudziestu latach otrzymaliśmy, w końcu kontynuacje Potworów i spółki, tym razem w formie serialu. Nie powiem, za dziecka lubiłem tę kreskówkę i zawsze jak leciała w telewizji oglądałem z twarzą wrytą w ekran. Lecz czy Pixar wraz z Disney+ dobrze zrobili, że zaprezentowali nam Monsters at Work? Na pierwszy rzut oka - tak.
Monsters at Work to produkcja, do której przyzwyczaił nas Pixar z Disneyem. Wszystko tam wygląda bardzo ładnie, mamy odniesienia do
Uniwersytetu Potworów, a także wcześniej wspomnianego
Potwory i spółka. Jak wiemy - potwory mają straszyć i to jest głównym zadaniem tytułowej spółki. Natomiast wszystko się zmienia, gdy za szefowskim biurkiem zasiada Wazowski, gdyż zamiast straszyć dzieci - rozwesela się je. Jest to może dziwne rozwiązanie i nie każdemu to się podoba, ale w jakimś stopniu to działa. Niestety nie każdy wie, że zmiany w takowej firmie zachodzą, a nowy członek załogi - Tylor Tuskmon jest jedną z tych osób.
Główny bohater kończy Uniwersytet Potworów (znany z prequela) z wyróżnieniem i zaciera swoje ręce do straszenia dzieciaczków, lecz po dołączeniu do firmy zastaje go wielkie rozczarowanie. Niestety wszystkie ideały jakich wyuczył się w szkole już nie obowiązują i musi przeszkolić się na rozweselanie dzieci. Tylor mimo swojego rozczarowania dołącza do zespołu MIFT, który jest odpowiedzialny za porządek i wszelkiego rodzaju naprawy w firmie (czyli po prostu jest jednym z woźnych) i tutaj możemy począć więź z bohaterem, bo idzie odczuć jego rozczarowanie.
Materiały prasowe, Disney
Serial czerpie inspiracje z poprzednich produkcji studia, podobnie jak
Luca, choć tutaj Myszka Miki nie wpycha nam tego wprost, lecz subtelniej. Mamy klasyczny schemat - główny bohater się pojawia, potem jest dobra zabawa, rozczarowanie i happy end. Zabrakło mi również jakiejkolwiek interakcji między ludźmi a potworami, jedyne co to napomknięcie, a także krótka wizyta w ludzkim świecie, a to było przecież elementem wiodącym marki. Niemniej dynamiczny rozwój historii potrafi odwrócić od tego uwagę.
Przeróżne żarty, dowcipy czy gagi potrafią wywołać uśmiech wśród wszelakiej grupy odbiorców, rzekłbym, że są wręcz absurdalne, co mnie mega cieszy. Wszak jest to komedia, więc jest to jej głównym zadaniem, co nie? Nie uzyskamy tutaj może zapijaczonych dowcipów rodem z
Ricka i Morty'ego, lecz nie odbiera to serialowi w żadnym stopniu.
Materiały prasowe, Disney
Napomknę też o dubbingu. Uwielbiam dubbing w produkcjach Pixara. Uważam też, że mają oni jednych z najlepszych dubbingowców ze wszystkich studiów. Jednak oryginalna obsada jest na tyle dobra, że niesamowicie słuchało mi się tego po angielsku. Poza znanymi nam już Billym Crystalem oraz Johnem Goodmanem, otrzymaliśmy Bena Feldmana (znanego z serialu
Mad Man czy rebootu
Piątku 13-tego), który radzi sobie świetnie.
Serial
Monsters at Work jest przyjemną przygodą, która rozbawi młodszych i starszych. Nie jest to może rewolucja Disneyowska, lecz na pewno przyzwoita produkcja, jakiej mogliśmy się spodziewać. Po długim czasie powracają nasi ulubieńcy, a także poznajemy nowe twarze. Liczę, że z odcinka na odcinek będzie coraz lepiej i w każdą środę będę bawił się conajmniej przyzwoicie z nowymi odcinkami.
Ilustracja wprowadzenia: Disney+
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.