Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

Halo - oceniamy pierwszy odcinek serialu!

Autor: Mikołaj Lipkowski
25 marca 2022
Halo - oceniamy pierwszy odcinek serialu!

Seria Halo to wielka gamingowa franczyza od Microsoftu, która od ponad 20 lat rozpala do czerwoności pady milionów graczy na całym świecie. Aż dziw bierze, że dopiero teraz zdecydowano się sypnąć pieniędzmi i przenieść przygody Master Chiefa na mały ekran – okej, były już próby, ale nie na tę skalę. Oczywiście science-fiction nie należy do najłatwiejszych gatunków do adaptacji, bo mimo wszystko trzeba oprzeć się na tonie kosztowanych efektów specjalnych czy też efektów praktycznych. Ale w końcu sprawy w swoje ręce wziął Paramount i właśnie otrzymaliśmy pierwszy odcinek serialowego Halo.

Nie będę się rozwodził nad tym, że Paramount+ nie jest obecnie dostępne w Polsce i raczej szybko nie będzie. Niestety tak samo jak jeszcze do lata tego roku musimy kombinować z Disney+, tak przeszedł czas na kombinowanie z produkcjami Paramountu – no cóż. Wielka szkoda, że nie można obejrzeć Halo jak człowiek, czyli włączają jednym przyciskiem telewizor, bo serial ten mógłby przypaść do gustu widzom z Polski bardziej niż docelowym odbiorcom z USA. A wszystko dlatego, że w Kraju nad Wisłą seria, pierwotnie powołana do życia przez studio Bungie, nie cieszyła się i nie cieszy się nadal wielką popularnością. Dzięki temu znacznie mniej byłoby narzekań typu: Ale jak to ściągnął hełm?! Przecież tak się nie godzi! No właśnie – serial spod ręki Stevena Kane’a oraz Kyle’a Killena nie sili się na dogodzenie starym wyjadaczom serii, a stara się spojrzeć na Halo od inne strony. I chwała im za to.

Zobacz również: “Obudź mnie, kiedy będę potrzebny” – historia serii Halo

Halo tv 2022
Fot. Halo sezon 1. / Paramount
O pierwszym odcinku Halo można na pewno powiedzieć jedno – nie cacka się w długie wprowadzenia i zaczyna z grubej rury. Ekspozycji nie doświadczymy tu prawie wcale – co w pierwszym minutach może trochę przytłaczać. Na szczęście w dalszej części dowiadujemy się nieco więcej, a przynajmniej tyle, abyśmy wiedzieli kto jest kim. Wstęp to krótka wymiana zdań tubylców na kamienistej planecie Madrigal. To wtedy możemy usłyszeć, że Spartanie to nieśmiertelne demony, które mogą równać się z ponad setką marines. Z redaktorskiego przymusu wspomnę jeszcze, że akcja została umiejscowiona w XXVI wieku, a Master Chief jest jednym ze Spartan, czyli elitarnym superżołnierzem ziemskich sił. Jest więc futurystycznie, a Master Chief (inaczej John-117) ma być przede wszystkim narzędziem do wykonywania nie zawsze etycznych rozkazów UNSC (militarno, eksploracyjno naukowej agencji Zjednoczonego Rządu Ziemskiego). Wracając jednak do początku – to wtedy jesteśmy świadkami najazdu tajemniczych kosmitów na ludzką kolonie na Madrigal. Chwilę potem z odsieczą przybywa oddział Spartan z Master Chiefem na czele. Dochodzi do prawdziwej jatki, bo nim udaje się rozprawić z najeźdźcami, trup ścieli ziemię gęsto. Scena naprawdę widowiskowa i już tu było widać fundusze włożone w serial. Kosmici wyglądali naprawdę przyzwoicie, a uczucie sztuczności doskwierało mi tylko w momencie skoków i innych szybszych ruchów. Tak samo było z ludzkimi oddziałem specjalny. Tu jednak od pierwszego ujęcia błyszczały dopracowane od perfekcji kombinezony – Master Chief, jesteś piękny. Całościowo warstwa wizualna Halo wypada nadspodziewanie dobrze. W dalszej części odcinka można podziwiać dodatkowo ładnie zaprojektowane lokacje oraz ponowne kombinezony, na przykład armii ziemskich marines. Oczywiście nie obyło się bez typowych serialowych bubli, ale zdecydowanie jest dobrze.

Zobacz również: Bridgertonowie – recenzja 2 sezonu serialu Netflixa!

Halo tv 2022
Fot. Halo sezon 1. / Paramount
Najbardziej w kontekście pierwszego odcinka zaskakuje kierunek, jaki objęli scenarzyści. To właśnie tutaj zaczynają się zgrzyty z tym, do czego przyzwyczaili się gracze. W licznych odsłonach Halo Master Chief był zimnym żołnierzem, który wykonywał zlecenia bez mrugnięcia okiem, a swoje ludzkie uczucia przejawiał tylko przy sztucznej inteligencji Cortanie (ta jeszcze się nie pojawiła, ale to kwestia czasu). Tu jednak, po kontakcie z tajemniczym artefaktem Przymierza znalezionym na Madrigal, zaczyna mieć wątpliwości co do słuszności niektórych rozkazów i działań jego przełożonych. Doprowadza to do zaskakującego obrotu spraw z końcówki odcinka, co mi się niezmiernie spodobało. I tak – wtedy zdjął też hełm i można było w końcu zobaczyć twarz legendarnego Spartiaty. Straszne! W całą historię została wmieszana także Kwana Ha, która podróżuje z Master Chiefem od Madrigal. Postać jeszcze nie do końca zdefiniowana, ale grająca ją Yerin Ha robi jak na razie dobre wrażenie. https://www.youtube.com/watch?v=b4doITNi2RE

Zobacz również: Halo Infinite – recenzja gry. Potrzebuję broni

Pierwszy odcinek Halo to pozytywne zaskoczenie, bo mimo wielu głośnych zapowiedzi o najdroższym serialu od czasu Gry o Tron, nadal nie byłem przekonany, że to się uda. A tu wyszło całkiem zgrabnie, efekty specjalne dały radę, a historia zaskoczyła ciekawym kierunkiem. Co więcej, Master Chief zaczyna malować się na postać podobną do Mando z The Mandalorian – jeśli to był wzór do naśladowania przez twórców, to już nie mogę doczekać się kolejnych odcinków. Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.