Pod koniec The Batman Riddler, genialnie zagrany przez Paula Dano, praktycznie zniszczył i tak będące na krawędzi przepaści przez rosnącą przestępczość Gotham. Okazja czyni złodzieja, zatem naturalnymi stają się podchody gangów i ambitnych jednostek do rozwijania nowych siatek wpływów, poszerzania kontroli nad ledwo podnoszącym się po tamtych wydarzeniach miastem. Do takiej grupy zalicza się tytułowy bohater, który (na całe szczęście) po sukcesie filmu dostał swój własny serial. Bogu dzięki, bowiem Pingwin to jedna z najlepszych odcinkowych produkcji, jakie kiedykolwiek miałem okazję obejrzeć.
Oswalda "Oza" Cobba (Colin Farrell) poznaliśmy już jako przebiegłego cwaniaka, który rządził klubem Iceberg - centrum lokalnej rozpusty, w którym chętnie pojawiały się skorumpowane elity Gotham. Po śmierci Carmine'a Falcone tron przestępczego półświatka jest pusty. Pingwin długo przygotowywał się, aby przystąpić do walki o zajęcie należnego mu miejsca, zrealizowanie kiełkujących ambicji, czyni więc kroki, żeby wspiąć się po drabinie na sam szczyt. Co oczywiste, nie on jeden - w gronie pretendentów jest włoska rodzina na czele z Salvatore Maronim (Clancy Brown). Najgroźniejszy przeciwnik jednak dopiero przed Oswaldem, bowiem z zakładu Arkham wychodzi Sofia Falcone (Cristin Milioti), córka niedawno zmarłego bossa.
Produkcji filmowych czy serialowych, eksplorujących przestępczy świat, ukazujący postacie go tworzące, a także zachodzące w nim procesy, zależności i układy, widzieliśmy już sporo. The Batman zrobił perfekcyjną fabularną podkładkę do tego, żeby po zapoznaniu się z perspektywą Człowieka-Nietoperza zejść na ziemię i zorientować się w nowej rzeczywistości, w której kryminalne licho nie śpi. Parafrazując znane powiedzonko, do tego zadania zmontowano ekipę totalnych fachowców - reżyserujący wspomniany film Matt Reeves został producentem wykonawczym (wraz z Farrellem), showrunnerką ogłoszono Lauren LeFranc, jednym z reżyserów zaś został Craig Zobel.
Nazwiska, jak wiadomo, same nie grają. Mają jednak na czym, bowiem Pingwin to wzorcowy przykład, jeśli chodzi o budowanie wątków zarówno głównych, jak i pobocznych. Tych drugich trochę tu będzie - oprócz dominującego wątku Oswalda widz pozna chociażby origin story pomagającego mu Victora czy Sofii Falcone, a także trudną, de facto transakcyjną, ale w jakiś zepsuty sposób zbudowaną na miłości, relację z matką. Każdy z tych elementów jest historii jest skonstruowany iście mistrzowsko - każde bez wyjątku dostaje odpowiednią ilość ekranowego czasu, uwiarygadniającą jego zachowania. Wszystkie wątki są również nacechowane potężnym i szczerym ładunkiem emocjonalnym.
Poczynając od samego Oza, którego przebiegłość i zręczność stanowi śmiertelne zagrożenie dla każdego, kto mu wejdzie w drogę. Ciężko jednak widzieć w nim prostego bandytę. To ukształtowany taktyk, którego od początku napędzała miłość do matki - ta z kolei nakładała na niego ogromny ciężar oczekiwań, który jej syn konsekwentnie stara się realizować. To bezwzględny i niedoceniany cwaniak, który nie waha się zabić, czy bez piśnięcia słowem wyrolować kogoś, z kim się niedawno dogadał lub miał dobre relacje. To wreszcie postać wypełniona po brzegi wizją i ambicjami, która dorastała w rynsztoku, chce z niego uciec na dobre, okopać się na złotym szczycie i zbudować swoją legendę. Spotyka on jednak nie gorzej napisaną bohaterkę - Sofia Falcone, świadoma dziedzictwa swojego nazwiska, nie zapomniała dawnych krzywd. Perspektywa jej relacji z Oswaldem nieraz się zmieni (na szczęście w granicach logiki), a granica pomiędzy byciem sojusznikiem a śmiertelnym wrogiem będzie się przesuwać w elektryzujący sposób.
Pingwin doskonale przeplata dynamiczną i spektakularną akcję z subtelniejszymi momentami. Żaden odcinek nie nudzi nawet przez minutę, zwolnienie tempa nie równa się z rozwleczeniem historii. Nie brakuje tutaj świetnie zrealizowanych i "idealnie" brutalnych scen, uświadamiających bezwzględność ludzi walczących o pozycję w Gotham. Twórcy również dużo czasu na bardziej osobiste kwestie. Świetnie eksplorują np. wątek choroby matki Oza, która (najpewniej wskutek jakiejś formy demencji) płynnie przeskakuje pomiędzy świadomie apodyktycznym stosunkiem do syna a kompletną słabością ciała i psychiki. Bardzo dobrze pogłębiono wątek Victora - tego co i kogo stracił wskutek zamachu Riddlera na miasto, jak wpłynęło to na jego dalszą egzystencję i z jakimi wyzwaniami musi się mierzyć. Jego relacja z tytułowym bohaterem jest napisana wspaniale - chłopak początkowo jest bierną stroną tego duetu, ale stopniowo adaptuje się do brutalnego świata, w którym zaczyna żyć, nie tracąc przy tym funkcji "dobrego ducha". Finał jego wątku jest spodziewany i potężnie łapie za serce.
Napięcie z każdym odcinkiem rośnie, podobnie jak temperatura stosunków pomiędzy bohaterami - każde z nich to po prostu istotny element personalnej układanki ze strony twórców serialu. Najczerwieńszy z czerwonych dywanów należałoby rozłożyć przed Colinem Farrellem, który wykreował na ekranie jedną z najbardziej fascynujących postaci kina komiksowego w historii serialowych adaptacji. Doskonale chowa się za charakteryzacją, wykorzystuje 200% swojego aktorskiego talentu, dostarczając widzowi Pingwina jako człowieka budzącego strach, operującego przede wszystkim intelektem, znajomościami i kompletnym zanurzeniem w półświatku i rządzącymi nim prawami. Aktorowi w budowaniu postaci pomagają twórcy, którzy nie robią z niego zwykłego, godnego współczucia underdoga - to postać, która wzbudza obrzydzenie swoimi okrucieństwem, ale jego nieskończona charyzma podświadomie sugerowała, by choć minimalnie go rozumieć. Zbrodnią byłoby nieobsypanie Farella wszelkimi nagrodami za tę wybitną kreację.
Tytułowa postać grana przez Irlandczyka to jednak niejedyne aktorskie złoto, które można podziwiać na małym ekranie. Mowa rzecz jasna o Cristin Milioti, wcielającej się w Sofię Falcone. Jej doskonała gra oczami (i ogólnie twarzą) powinna być studiowana przez aspirujących aktorów. Choć jest wspaniale zbudowana jako czarna owca w rodzinie Falcone, nie brakuje jej inteligencji, sprytu, czy zabójczości - małymi, ale stanowczymi krokami buduje swoją potęgę. Czy bardziej w ramach zemsty za dawne krzywdy (czwarty odcinek fenomenalnie odkrywa jej przeszłość i pogłębia teraźniejszość), czy udowodnienia światu i sobie wielkiej wartości? Serial pozwala widzowi dokonać własnej interpretacji. Na drugim planie popisy dają fantastyczna Deirdre O'Connell grająca matkę Oza, Rhenzy Feliz jako Vic, czy świetny Clancy Brown w roli starszego już Sala Maroniego, nietrudno też dostrzec znanego przede wszystkim z House of Cards Michaela Kelly'ego. Zachwycający epizod notuje też Ryder Allen w roli młodego, ale już ambitnego, mającego silną relację z mamą i rosnącego na socjopatę Oza (wątek jego braci jest wręcz upiorny)
Trzeba też powiedzieć parę słów o stronie technicznej tego serialu, bowiem i tu mamy do czynienia z bardzo wysokim poziomem. Co ciekawe, muzykę do Pingwina stworzył syn kompozytora z The Batman - Mick Giacchino. Ciężko mówić tutaj jednak o bezczelnym nepotyzmie, bowiem ścieżka dźwiękowa stoi w każdym odcinku na wysokości zadania. Podobnie z tym, co widzi oko - a widzi fantastycznie zrealizowaną scenografię Gotham. Od pierwszego do ostatniego odcinka jesteśmy świadkami miasta, którego postępująca nędza i ekonomiczny regres są niezwykle namacalne. Zalana dzielnica Crown Point, podniszczone bloki, bezdomni i narkomani na ulicach, brak dostępu do elektryczności w kontrze do dostatku miejskich elit. Nic więc dziwnego, że nie dość, że przestępczość kwitnie, to ma do tego solidną "podkładkę" społeczną, precyzyjnie ujętą przez operatorski tercet Tiernan-Freeman-Franco.
Finał tej historii satysfakcjonuje niemal stuprocentowo - mrok tytułowej postaci i samego miasta ulega przypieczętowaniu, a twórcy rewelacyjnie domykają wątki konkretnych postaci (ten Sofii - mniam!). Miejska przestępczość zorganizowała się w taki sposób, że naprawdę ciekawi mnie, jak Reeves ogra temat obecności Batmana w Gotham - serial podrzuca nam konkretny i ekscytujący trop co do jednej z postaci. To sugeruje bardzo ciekawy rozwój akcji w przyszłym filmie. Platforma Max dowiozła w niemal każdym aspekcie, dostarczając nam najlepszy serial tego roku, i jedną z najlepszych produkcji w historii spośród tych bazujących na komiksowych podwalinach. Gdzie nietoperza nie ma, tam myszy harcują, mordują i walczą o wpływy. Nie mówiąc już o pingwinach.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.