W 2021 roku wciąż potrzebujemy serialu Sex Education. Gdy dostajemy filmy i seriale przedstawiające toksyczne, niebezpieczne relacje jako wzorcowe, gdy bardzo dobrze ma się patriarchalne myślenie i stereotypowe postrzeganie płci. Gdy kobiety mają rodzić dzieci za wszelką cenę, a mężczyznom nie wolno prosić o pomoc. Gdy przekaz płynący z ekranów nie pozwala ludziom być sobą. Potrzebujemy Sex Education w Polsce w 2021 roku, a to jest tylko recenzja trzeciego sezonu brytyjskiego serialu Netflixa.
Minęły dwa lata, odkąd pierwszy raz zobaczyliśmy na ekranie Asę Butterfielda w roli Otisa – chłopaka, który o seksie wiedział wszystko, tylko nie z doświadczenia – poznaliśmy jego najlepszego przyjaciela, geja Erica (Ncuti Gatwa) oraz dołączyliśmy do niezbyt legalnego przedsięwzięcia, jakim była poradnia seksuologiczna dla uczniów liceum w Moordale, wspólnie z buntowniczą Maeve (Emma Mackey). W tym czasie okazało się, że udzielając pełnych zrozumienia i wsparcia porad na temat seksu i związków, można nie tylko zarobić, lecz także realnie pomóc nastolatkom w przejściu przez burzę hormonów. Serial poruszał wiele wcale niełatwych tematów, między innymi nastoletniej ciąży, aborcji, chorób wenerycznych i molestowania, do wszystkiego podchodząc ze zrozumieniem, bez moralizatorstwa. Równocześnie był po prostu serialem o nastolatkach, z różnorodnymi postaciami i odpowiednio dramatyczną fabułą, od której nie sposób było się oderwać.
Końcówka drugiego sezonu zostawiła bohaterów w momentach przełomowych, a widzów w napięciu oczekujących, co będzie dalej. Otis i Maeve mogli wyznać sobie wielkie uczucie, ale na ich drodze pojawił się chłopak na wózku z niezbyt czystymi intencjami, w szkole wybuchł wielki skandal na tle seksualnym, co doprowadziło do zwolnienia dyrektora, Eric rozpoczął oficjalnie swój związek z Adamem (Connor Swindells), mimo ich wcześniejszej niejednoznacznej relacji, a matka Otisa, Jean (Gillian Anderson) w wieku 48 lat dowiedziała się, że jest w ciąży. Odpowiedzi na wszystkie niepewności przynosi trzeci sezon.
Najnowszy sezon
Sex Education podejmuje stare wątki, ale też wprowadza kilka nowych. Różni się też znacznie od poprzednich dwóch – relacja pomiędzy Otisem i Maeve, która wcześniej była główną historią, schodzi z pierwszego planu. Nie znika całkowicie, po prostu staje się jednym z wielu wątków. Twórcy spokojnie mogą sobie na to pozwolić, bo wprowadzone wcześniej do serialu postaci są na tyle oryginalne, że pójście za którąkolwiek z nich prowadzi do ciekawej opowieści. Wątek Otisa i Maeve nie jest też aż tak dramatyczny, żeby pociągnąć cały sezon – i to jest ok. Każde z nich ma zresztą inne związki i problemy, które serial eksploruje. Wielowątkowość sprawia trochę jednak, że historia wydaje się mniej spójna - szczególnie to widać wśród uczniów, którzy choć nadal chodzą do jednej szkoły i jednej klasy, wydają się być kompletnie ze sobą niezwiązani. Do tego stopnia niezwiązani, że nikt nie zwraca uwagi na brak dwóch osób w autokarze podczas szkolnej wycieczki.
W trzecim sezonie pojawiają się dwie zupełnie nowe postaci, a każda z nich ma swój rozbudowany wątek. Pierwsza – osoba niebinarna o imieniu Cal (Dua Saleh). Wprowadza do serialu temat postrzegania tożsamości przez pryzmat płci, porusza różne problemy z tym związane, od braku bezpiecznego miejsca do przebierania się do roli w związku. Cały wątek, jak i sama postać są po prostu fantastyczne. Druga nowość – dyrektorka liceum w Moordale, Hope Haddon (Jemima Kirke), która obejmuje posadę na początku roku szkolnego i wprowadza ogromne zmiany w szkole. Ten wątek jest zdecydowanie mniej fantastyczny, nie tylko dlatego, że Hope to faszystka najwyższej próby. Przede wszystkim w takim miejscu jak Moordale w takiej konwencji serialu, którą znaliśmy do tej pory, nowa dyrektorka wydaje się koszmarnie przerysowana i nieprzystająca do zastanej rzeczywistości. Nie wierzę, że ktoś tam zrobiłby ją dyrektorką, a nawet jeśli, to nie wierzę, że uczniowie i rodzice nie wynieśliby jej stamtąd po pierwszym miesiącu urzędowania. Trzeba jednak przyznać, że potrafiła wzbudzić duże emocje.
Miasteczko Moordale to bańka, od pierwszego sezonu jest jasne, że nie jest prawdziwe. To miejsce, w którym nawet nastolatkowie potrafią rozmawiać ze sobą jak dorośli po latach terapii, w którym niemalże wszyscy komunikują swoje potrzeby, w którym każdy udziela fantastycznie brzmiących i przydatnych rad, w którym ludzie wiedzą, że szczera rozmowa potrafi rozwiązać wiele problemów. A przede wszystkim to miejsce, w którym ludzie podchodzą do siebie ze zrozumieniem i wsparciem. Mam wrażenie, że to wszystko najbardziej widać właśnie w trzecim sezonie. Czy jest to kompletnie nierealistyczne i przerysowane? Oczywiście, że tak. Ale jest na tyle (właśnie!) szczerze, bez nadęcia i po prostu miłe, że serial się świetnie ogląda. W końcu po latach oglądania na ekranie chronicznego braku komunikacji większe stężenie zdrowych relacji w jednym serialu nikomu nie zaszkodzi.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix, Sex Education
Wykształciła się, żeby pisać o filmach, więc to robi. Gdyby mogła, nie wychodziłaby z sali kinowej. Ogląda filmy we wszystkich gatunkach, ale najbardziej lubi czarne komedie, animacje i rzeczy tak absurdalne, że nie wiadomo, czym są.