Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Sexify - recenzja serialu Netflix. Sekso polo

Autor: Łukasz Kołakowski
1 maja 2021

W najbliższym czasie spłyną recenzje trzeciego polskiego serialu Netflixa i będą mieć one pewnie jeden punkt wspólny. Opiniowanie tego, jak wypada Sexify będzie się wiązało z deklinowaniem na wszystkie możliwe sposoby przez dziennikarzy tytułu Sex education. W tym tekście natomiast wypisuje się z tego już w tym momencie i tytułu tego wspominać już nie mam zamiaru. Wszystko przez to, że zwyczajnie cały czas leży na mojej półce do nadrobienia. Do samego Sexify doprowadziły mnie inne czynniki. Gorące nazwiska twórców, tematyka, ale przede wszystkim to, że polskie seriale Netflixa to wciąż białe kruki. Jeśli dodać do tego przymiotnik dobre, kruk jest już tylko jeden. Właśnie teraz go omówimy.

Nie potrafimy w Polsce rozmawiać o seksie. To nie brak wiary w rodaków, nie piszę tego z przekąsem bądź pretensją. Stwierdzam po prostu fakt. Seks jest u nas albo dziwnym tabu, albo tematem nieśmiesznych żartów, albo czystą reprodukcją, którą to jeszcze popiera się z mównic rządowych. Do tego dochodzi, oprócz czystej konwersacji, edukacja seksualna, która jako jeden z większych problemów przestarzałego systemu oświaty, praktycznie nie istnieje. Stąd też, wychodząc naprzeciw zasłonie milczenia, która wisi nad tą częścią relacji międzyludzkich, nauczanie seksu i zgłębianie jego tajemnic twórcy w serialu powierzają dziewicy. Typowej miłej i ładnej dziewczynie, która nie umie w innych ludzi, dlatego też nie miała jeszcze okazji nie tylko przeżyć swojego pierwszego razu, ale również żadnej głębszej relacji. Jest za to biegła w stukaniu kodu.
fot. Netflix
Natalia, bo tak nasza główna bohaterka ma na imię, chce wystartować w ministerialnym konkursie na najlepszą aplikację. Wymyśliła sobie taką, jak przystało na szarą myszkę, która tylko śpi i koduje, optymalizującą ludzki sen, pewnie nieco ważniejszą dla ludzkiego funkcjonowania czynność. Jej wykładowca stwierdza jednak, że jest to mało sexy (akurat) i poleca wymyślić coś innego. Mały rebus, zamieniamy n na ks, albo jak kto woli, x.

Zobacz również: Wywiad z Agatą Gerc i Janem Kwiecińskim – producentami serialu Sexify

Od razu widzimy, że nie będzie to serial prowadzony subtelnie. Współscenarzystą jest tutaj bowiem Piotr Domalewski, a jego filmy, czyli Cicha noc i Jak najdalej stąd były pisane dość grubą kreską. Ich atuty leżały gdzie indziej, w ludziach, a nie w samej historii. To oni, troszeczkę podświadomie i przede wszystkim, niecelowo, błyszczeli wyrzucając na wierzch niedoskonałości podejmowanych problemów. W filmach Domalewskiego była to emigracja, tu wspomniane seksualne nieuświadomienie. Na drugim biegunie jest druga twórczyni Sexify, której debiutanckie Nic nie ginie jest filmem z nieco innego układu, który niełatwo zgrać ze wspomnianymi wcześniej manifestami trudów emigracji. Na szczęście jednak się udało.
fot. Netflix
Wszystko w dużej mierze dzięki ekipie trzech młodych aktorek które, choć tworzą dość sztampowe postacie, radzą sobie z nimi znakomicie i świetnie się uzupełniają. Wspomnianej wcześniej Natalii pomagają Monika i Paulina, jedna po nieudanym związku, druga w jego trakcie, jedna nieco bardziej rozwiązła, druga wierna wybrankowi i bogobojna, ale nie mająca seksualnego know how. Każda z nich ma swoje cele i motywacje, a także dużo do zaoferowania pozostałym. Głównie na nich, na ich dążeniach do seksualnej świadomości skupia się ten serial. Przy okazji przybiera formę bezpruderyjnej kumpelskiej komedii romantycznej. I odnajduje się w tym bardzo dobrze.

Zobacz również: Tato nie rób mi obciachu! – recenzja serialu. Ach, te powroty do korzeni!

Gorzej jednak będzie, jeśli zajrzymy głębiej w sedno samego Sexify. Trudno bowiem powiedzieć, żeby proces powstawania tytułowej apki, który jest szkieletem tej fabuły, był odpowiednio interesujący i zgrywał się z resztą treści. Natalia czasem zakłada na głowę jakiś dziwny okablowany hełm, innym razem robi ze swojego pokoju w akademiku kopulatorium, w którym inni mogą testować swoje seksualne doznania.  W żadnym momencie nie jesteśmy jednak w stanie stwierdzić jak to Sexify działa, jak dziewczyny je zrobiły, jak ma nam pomóc. To troszkę psuje odbiór całości.
fot. Netflix
Na wyższym poziomie stoi natomiast realizacja. Serial jest dobrze nakręcony, ma intrygującą ścieżkę dźwiękową i nie jest wolny od trafionych w punkt scenariuszowych mrugnięć okiem, dobrze osadzających go w młodzieżowej Polsce. Bohaterki zaczynając swoją pracę rzucają słynne Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, a Domalewski kolejny to już raz nie zapomina o swojej rodzinnej Łomży. Miasto które w Jak najdalej stąd charakteryzował jako te, które ma maka po lewo na trasie na Mazury (a kto tamtędy do krainy wielkich jezior jechał, na pewno się uśmiechnął) teraz upamiętnia odpowiednimi browarem na stole. Swojskie to, miłe, a nie wpływa na uniwersalność opowieści. Choć więc nie do końca widzimy w jaki sposób pomogło, wiemy, że pomogło, że bohaterki tego serialu w swojej akademickiej drodze oswajają się z seksem, jako doznaniem ludzkim działającym na wielu płaszczyznach. Sexify jest więc produkcją, która najlepiej wypala na poziomie wyciągnięcia z seksu pierwiastka ludzkiego, co prawdopodobnie było jej głównym celem. To bardzo dobrze, choć możliwym jest, ze względu na wspomniane wcześniej elementarne braki w edukacji naszego społeczeństwa, że serial ten zostanie w ogólnym rozrachunku odrzucony. Widać to było po zapowiedziach, przyjętych dość chłodno, a zapoznanie się z jego treścią nie zmienia tych obaw. Mam jednak niewielką nadzieję, że tym razem się pomylę. Tak co do preferencji seksualnych, jak i odbioru popkultury.

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.