Seriale dla nastolatków i młodych dorosłych masowo zalewają Netflixa. Kiedyś wśród hitów dumnie stało Riverdale, jednak dzisiaj faworyci prezentują się już nieco inaczej. Jeszcze nigdy…, To nie jest okay czy Sex Education mają odmienne podejście do opowiadania historii. Pokazują problemy młodych, blaski i cienie bycia nastolatkiem. Są przerysowane, zbyt dramatyczne, ale przemawiają do widzów. W tę samą stronę idzie również Szkoła złamanych serc, która od pierwszego sezonu zbiera liczne grono fanów.
Produkcja jest luźnym rebootem serialu z 1994 roku pod tym samym tytułem. Opowiada o grupie nastolatków, którzy uczą się w przedostatniej klasie liceum. Pewnego dnia władze szkoły odkrywają mapa rozrysowaną przez Amerie i Harper. Przedstawia wszystkie związki, seks i pocałunki uczniów: kto, z kim, gdzie i kiedy. Wybucha z tego gigantyczna afera, a cała szkoła zaczyna nienawidzić Amerie, jako że dziewczyna wzięła na siebie całą odpowiedzialność. Dyrektor liceum decyduje się na wprowadzenie specjalnych zajęć, które nauczą ,,dzieciaki” zdrowego podejścia do seksu i związków. SLT, zwane przez studentów sluts, zmieni w ich życiach więcej, niż mogą się spodziewać.
fot. materiały prasowe
Pod fasadą zwykłego serialu dla młodzieży kryje się coś znacznie istotniejszego. Problemy, które są w nim poruszane dotyczą każdego młodego człowieka. Czas liceum to okres przejściowy między byciem nastolatkiem a stawaniem się dorosłym. Etap poznawania siebie i poszukiwania swojej drogi. Bohaterowie Szkoły złamanych serc robią tylko to, a może, aż to. Każdy z nich zmaga się ze swoimi demonami. Sezon pierwszy wprowadzał nas w świat Hartley High i zaznajamiał z różnymi przeszkodami, które pojawiały się na drodze licealistów. Niektóre pozornie błahe, inne traumatyczne i niepokojące. Poza tym głównym wątkiem było zrozumienie rozpadu przyjaźni między naszą główną bohaterką, Amerie, a Harper. Sezon drugi wchodzi w mroczne zakamarki duszy postaci jeszcze głębiej. Wątek znajomości dziewczyn nie jest już głównym punktem zainteresowania, ale konsekwencje porwania Harper, które Miało miejsce w przeszłości. Musi podjąć decyzję, co robić dalej: rozpamiętywać to wydarzenie, czy starać się wrócić do normalności i przepracować swoją traumę.
Ciekawym wątkiem jest związek Casha i Darena, którzy próbują się odnaleźć w tej relacji. Pierwszy z nich to aseksualny chłopak, który unika bliskości. Seks nie jest dla niego ważny, a właściwie sama idea go odrzuca. Odkrywanie jego seksualności mogliśmy oglądać w pierwszym sezonie. Teraz, kiedy jego świadomość na temat swojej tożsamości wzrosła, jasno wyznacza granice i głośno mówi nie. Daren natomiast nie wyobraża sobie życia bez seksu, ale z drugiej strony nie chce stracić ukochanego. Aseksualni mężczyźni bardzo rzadko pojawiają się jako bohaterowie seriali, czy filmów, więc miło było zobaczyć taką reprezentację. Dynamika tego związku ich próby dopasowania się do drugiej osoby i dojścia do kompromisu naprawdę ciekawie wypadły. Chemia między aktorami Willem McDonaldem i Jamesem Majoosem tylko pomogła.
fot. materiały prasowe
Największym zaskoczeniem był dla mnie Spider. W tym sezonie poznajemy jego zupełnie inną twarz. Widzowie zapamiętali go jako zwykłego łobuza, który wyśmiewa innych, jest mizoginem i nie może zapanować nad własnymi emocjami. W drugim sezonie coś w jego rozumowaniu się zmienia. Staje się częścią grupy, która wywyższa mężczyzn i wspiera niezwykle toksyczne zachowania. W tym samym czasie wykształca uczucia do jednej ze swoich koleżanek. Zaczyna wtedy rozumieć, że tak chwalone przez nauczyciela mizoginistyczne idee wcale nie mają sensu. Spider jest gotów się zmienić dla ukochanej, ale też dla samego siebie. Mniej więcej w połowie sezonu poznajemy też mamę chłopaka i wtedy staje się jasne, skąd wyniósł swoje lęki i sposób myślenia. Jego przemiana to na pewno niespodzianka, ale bardzo pozytywna.
Najbardziej nieprawdopodobnym elementem tego serialu są kostiumy - ucieleśnienie marzeń każdego maksymalisty. Nie umiem wyobrazić sobie świata, w którym zwykli licealiści spędzają godziny każdego poranka, aby ułożyć włosy, wybrać najbardziej ekstrawaganckie ubrania i zrobić pasujący do nich, szalony makijaż. W tym serialu, jednak to się broni. Bohaterowie są tak barwni i głośni, że kostiumy jedynie wzmacniają ich wyrazistość. Odpowiada za nie Rita Carmody, która uwielbia uzewnętrzniać osobowości postaci dobrze dobranymi ubraniami. Do tego stara się wspierać australijskie marki i projektantów, aby więcej osób dotarło to tych niezwykłych artystów.
Zobacz także: Reniferek - recenzja serialu. W labiryncie strachu i wstydu Problem Trzech Ciał - recenzja serialu. Houston We Have a Problem Fallout - recenzja serialu. I dont want to set the world on fire…
fot. materiały prasowe
Czy serial jest przerysowany? Oczywiście, ale to chyba jego urok. Produkcje dla młodzieży i młodych dorosłych takie już bywają. Mimo tej kolorowej otoczki, porusza wiele problemów, z którymi widownia może się utożsamiać. W Internecie, szczególnie na TikToku, możemy znaleźć wiele filmików, które wychwalają ten serial. Nie da się ukryć, że Szkołę złamanych serc stworzono dla pokolenia Z, ale zrobiono to tak dobrze, że nie ma się wrażenia oglądania parodii. Twórczyni, Hannah Carroll Chapman, wykonała kawał dobrej roboty. Tak dobra reprezentacja młodego pokolenia zasługuje na docenienie.
Zakończenie pozostawia producentom otwartą furtkę, więc jest szansa, że dostaniemy trzeci sezon. Patrząc na poziom, który produkcja niezmiennie utrzymuje, poprzeczka zostaje wysoko postawiona. Obejrzenie tego serialu samemu, czy w towarzystwie znajomych to świetna rozrywka. Momentami popłaczemy się ze śmiechu, innym razem ze wzruszenia, ale na pewno się nie zawiedziemy. Stay deadly Hartley High!
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.