Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Better Man: Niesamowity Robbie Williams - recenzja filmu. Ballada o królu rozrywki

Autor: Adam Kudyba
2 stycznia 2025
Better Man: Niesamowity Robbie Williams - recenzja filmu. Ballada o królu rozrywki

Tytułowego artysty przedstawiać raczej nikomu nie trzeba. Robbie Williams, nazywany brytyjskim księciem popu, znany zarówno z hitów pokroju Let Me Entertain You, Angels, czy Rock DJ, otrzymał swój własny, (auto)biograficzny film. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zamiast twarzy aktora wcielającego się w jego rolę, widzowie zobaczą twarz małpy. Witamy w (nie)wesołym cyrku!

Oprócz tego, że Robert (Jonno Davies ciałem, Williams we własnej osobie - głosem) jest małpą, jest jednym z wielu angielskich chłopaków: nielubiany przez rówieśników, w domowym zaciszu śpiewający z babcią i pragnącym sławy ojcem Peterem (Steve Pemberton), mierzący wysoko swoimi marzeniami. Droga do ich spełnienia wkrótce zaczyna się realizować: Robbie staje się częścią boysbandu Take That, później rozpoczynając karierę solową. Jego życie wypełnia blichtr, sława i używki.

Czy mogę się nazywać fanem Robbiego Williamsa? Nieszczególnie - największe hity znam i lubię, pod kamieniem też nie żyję, choć fakty z jego życia scenicznego i nie tylko są mi znane, nie czułem się nigdy kimś, kto za Williamsem i jego twórczością pojechałby na koniec świata. Nie można mu jednak odmówić tego, jakim jest zwierzęciem scenicznym, porywającym tłumy, dającym mu rozrywkę w najkompletniejszym znaczeniu tego słowa. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy na stołku reżyserskim zasiadł Michael Gracey, który tę samą funkcję pełnił przy wspaniałym Królu rozrywki. Był też producentem Rocketmana, uważanego za jeden z najlepszych muzycznych biopiców ostatnich lat. Better Man robi wiele, żeby znaleźć się na tej złotej półce. Co ważniejsze, robi to naprawdę świetnie.

Główne pytanie zapewne brzmi: czy zamienienie twarzy aktora na wygenerowaną komputerowo małpę miało sens i się obroniło? Wydało mi się to dość dziwnym artystycznie wyborem, ale po seansie czuję, że nie przeszkadzało mi to ani przez chwilę i miało sens (zwłaszcza, że Robbie to jedyna małpia postać). Odpowiedź na pytanie o przyczynę takiego ruchu zapewnie zna tylko sam Williams, ale biorąc pod uwagę historię, którą film opowiada, da się dostrzec towarzyszące mu przez całą karierę i przezwyciężające wiele, skłonności do rozrywki. "Rozbaw ich" - niniejsze krótkie zdanie pozwala zrozumieć małpią postać głównego bohatera. Te słowa są dla niego życiowym mottem, niezapomnianą ojcowską radą, a także czymś na kształt szybko działającego remedium na paraliżujący stres. 

Szkielet fabuły zasadniczo jest dość prosty i typowy - widz obserwuje dzieciństwo Robbiego, początki jego kariery, wiele wzlotów i jeszcze więcej upadków, aż do rozliczającego się finału. Choć te ramy są dość sztywne, sposób w jaki Gracey (będący też współscenarzystą) opowiada tę historię jest zdecydowanie przeciwieństwem sztywności. Największą siłą Better Mana jest jego serce - to film szczery, kipiący autentyzmem, bezczelnym humorem, będący kompletną spowiedzią Williamsa przed całym światem i konfrontacją z trawiącymi go demonami. W przeciwieństwie do wielu biopiców, ten bardzo często i absolutnie bez wybielania dotyka mrocznej, autodestrukcyjnej, wypełnionej używkami strony artysty. Jak widać na ekranie, ta wiele razy z nim wygrywała, ale nigdy nie zabiła jego ambicji, wyjątkowości i pragnienia udowadniania (sobie, a zwłaszcza innym) swojej wielkości.

Choć w życiu bohatera wydarzyło się wiele złego, a zewnętrzne okoliczności mocno go ukształtowały, film nie idzie na łatwiznę w portretowaniu Robbiego jako człowieka zlepionego wyłącznie z traum, zranień i kompleksów, ale nie pomija ich wagi w jego życiu, zwłaszcza jego depresji. Gracey dużo czasu poświęca na sferę osobistą Williamsa - zwłaszcza więź z zawsze wspierającą go babcią Betty (świetna Alison Steadman) i skomplikowaną relację z ojcem, który w ramach pogoni za sławą, która nigdy nie nadeszła, opuścił rodzinę. Zwłaszcza ostatni wątek odgrywa tutaj istotną rolę, jest też naprawdę świetnie poprowadzony, a do tego zamknięty w cholernie wzruszającym, słodko-gorzkim finale, który z wielkim serduchem podsumowuje ojcowsko-synowską relację. 

Better Man łapie doskonały balans pomiędzy momentami dramatycznymi, pozbawionym cukierkowości obrazem bohatera, a tzw. funkcją rozrywkową. Widz zobaczy wiele efektownych inscenizacji i szalejących wraz z bohaterami ruchów kamery (scena śpiewania Rock DJ nakręcona mastershotem to złoto), będzie świadkiem bardzo dynamicznego i nieraz naprawdę świetnego montażu. Stylistyka obrazu żywcem przypomina tę z lat 90. i przełomu wieków - w kinie robi to naprawdę rewelacyjne wrażenie. W połączeniu z sensownie osadzonymi w historii utworami Williamsa (dzięki czemu możemy poznać ich genezę) i efektownymi choreografiami, całość potrafi ponieść i wywołać uczucie oglądania spektaklu. 

Przez dosłowne potraktowanie przez twórców metafory o czuciu się przez Williamsa jak małpa, nie widzimy jego twarzy. Słyszymy jego głos, widzimy zaś ciało Jonno Daviesa. Ciężko ocenić aktorstwo bohatera bez twarzy, ale nie można mu odmówić świetnej fizyczności i brawurowego odtwarzania ruchu scenicznego Robbiego. Rewelacyjną drugoplanową kreację stworzył Steve Pemberton, który wciela się w ojca głównego bohatera - obiekt fascynacji i późniejszych frustracji syna, człowieka, który, jak pada w filmie, "pokochał Robbiego, ale nie Roberta". 

Better Man: Niesamowity Robbie Williams zrobił kapitalną robotę. Przykuł uwagę "małpim konceptem", ale ostatecznie stał się dziełem spełnionym na znacznie większej liczbie frontów. Film Michaela Graceya to elektryzująca, wizualno-muzyczna uczta, emocjonująca historia o podążaniu własną drogą i wyniszczającej cenie sławy. Jednocześnie mamy do czynienia z pełnym szczerości, autorefleksyjnym kinem rozliczającym się z czarną stroną głównego bohatera, dającym też szansę światełko nadziei na odkupienie. Fantastyczne otwarcie 2025 roku.

Inne filmowe recenzje na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

90/100
  • Z filmu bije szczerość, autentyzm i autorefleksja
  • Absolutnie nie wybiela mroczniejszej strony Williamsa
  • Porywająca, emocjonalna historia
  • Świetnie osadzone piosenki
  • Steve Pemberton w roli ojca Robbiego
  • Widowiskowe wizualia
  • Może momentami przydługi

Movies Room poleca