Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Venom: Ostatni taniec już na VOD

Kleks i wynalazek Filipa Golarza - recenzja filmu! Stęp ku dobroci

Autor: Łukasz Kołakowski
28 grudnia 2024
Kleks i wynalazek Filipa Golarza - recenzja filmu! Stęp ku dobroci

W swoich kinowych osądach rzadko zdarza mi się pomylić tak bardzo, jak niewiele ponad rok temu. Miał wtedy miejsce pokaz prasowy Akademii Pana Kleksa. Wychodząc z niego, biorąc pod uwagę jakość finalnego produktu wróżyłem mu niezbyt świetlaną przyszłość. Miesiąc w kinach, jakoś szybko na Netflixie i klapa frekwencyjna. Tak jak wspomniałem jednak, albo nie znam się na polskiej widowni albo na mocy Ambrożego i tym, jak mocne uczucie nostalgii wywołuje powołany do życia przez Brzechwę szalony profesor. Nie zmienia to jednak w żadnym stopniu faktu, że pierwsza Akademia to kiepski film. Fatalnie zmontowany, mający problemy ze zbudowaniem własnej marki i tożsamości. Druga część jednak poprawia kilka jego błędów. 

Na początku idzie troszeczkę na łatwiznę. Aby dać widzowi nieco wskazówek, pomagających w zrozumieniu historii, Kleks i wynalazek Filipa Golarza zaczyna się od przedstawienia pięciu zasad, jakie rządzą światem kleksowej magii. Nie działa w ujemnych temperaturach, dorośli przenoszą się do realnego świata na 24 godziny i tego typu ograniczenia. Gdy dodamy do tego Adę i Alberta, których poprzednio fabularne gałęzie połączyły najmocniej, szybko mamy mniej więcej rozeznanie, na czym będziemy zawieszać oczy w tym przypadku. Gdy dzieciaki wracają do Akademii na myśl przychodzi Harry Potter (ten motyw symbolu i czterech posiadających go osób), a przez podróż i początkowe odkrycie Ambrożego - Ostatni Jedi. Po szybkim określeniu dwóch osi tej historii wokół dwójki głównych bohaterów ruszamy do jej opowiadania. 

fot. Anna Wloch

Tylko tyle i już Ada i Kleks mają do działania więcej niż poprzednio. Wszystko co robią w dość naturalny sposób fabuła zawiązuje z tytułowym Golarzem Filipem i Albertem. Ada ma młodszego, Ambroży starszego i to wokół nich toczy się wszystko. Mamy więc zarówno postacie, za którymi możemy podążać, jak i fabularne silniki, które napędzają całą intrygę. Nie jest ona zbyt skomplikowana, ale dobrze jest zobaczyć, że postacie mają swoje motywacje i dążenia, a we wszystkich fikuśnych i nieco bardziej zróżnicowanych miejscówkach znajdują się po coś. Stwierdzenie tych, wydawałoby się oczywistych rzeczy, po przypomnieniu sobie nieszczęsnego seansu sprzed roku wydaje się jak najbardziej zasadne. 

Wielka szkoda, że twórcy wciąż na żadnej płaszczyźnie nie potrafią zainteresować światem przedstawionym. Nasza akademia, na kartach powieści ograniczana wyłącznie dziecięcą wyobraźnią, w filmach Kawulskiego wciąż pozostaje przeraźliwie nudna. Taki Harry Potter, mimo iż nawet w połowie nie było to clou opowiadanej przez niego historii, sprzedawał Hogwart jako intrygujące miejsce, które każdy młodzian, nawet nie mając kontaktu ze śmiertelnymi rozgrywkami, chciałby odwiedzić. Sceny z lekcji zielarstwa, eliksirów czy obrony przed czarną magią były wartością dodaną. Tutaj za każdym razem, gdy schodzimy na boczny tor, przestaje się dziać cokolwiek ciekawego. Rola prowadzącego zajęcia pod nieobecność Kleksa przechodzi na Mateusza, jednak to zadanie go przerasta. Choć to akurat celowy wątek, stanowi celny metakomentarz do tego, co dzieje się w Akademii. Nawet nie do końca wiemy czego i dlaczego uczą się tam dzieci. A gdzie dopiero moment, w którym marzylibyśmy, żeby sami znaleźć się na ich miejscu.

fot. kadr z filmu/ Next Film

Jak na wielkie na rodzime warunki wydarzenie przystało Kawul zadbał, aby było tutaj dużo smaczków. Na drugim planie, czy nawet w epizodach pojawia się tu więc mnóstwo znanych postaci. Niektóre występy, jak ten Katarzyny Nosowskiej, są świetne, inne zupełnie niepotrzebne. Promowana nawet na plakacie robotyczna postać Moniki Brodki rodem z Ex Machiny Garlanda to jakieś totalne nieporozumienie. Jest uosobieniem nawet nie do końca wiemy czego, z jej ust nie pada zbyt wiele słów i kończy zapomniana bez choćby krzty zainteresowania widza. Jeśli chodzi natomiast o to, na co anglojęzyczni lubią mawiać cameos myślę, że najchętniej komentowany będzie TEN jeden występ. Nie chcąc wrzucać spoilerów dopowiem tylko iż mam nadzieję, że jego bohater wpadnie również na premierę filmu. Najlepiej w swoim charakterystycznym okryciu wierzchnim. A potem jeszcze w jakiś sposób przypisze sobie jego frekwencyjny sukces.

Dużo szumu jest też wokół muzyki, która już przy pierwszej części stanowiła ważny element zarówno kampanii promocyjnej jak i samego filmu. Nagrała sama Sanah, teraz to powtórzyła, pomiędzy sprzedawaniem jednego a drugiego koncertu na Stadionie Narodowym. Kawałki są zapamiętywalne, z jedną wyraźną gwiazdą wieczoru. Najbardziej w pamięć zapada interpretacja Lenia Brzechwy w wykonaniu Czesława Mozila. Naprawdę kapitalny to kawałek, trudno go wyrzucić z głowy nawet kilka dni po seansie. 

Filmy Kawulskiego są dość przewidywalne. Gość ma niesamowitą zajawkę, co widać od pierwszej produkcji, dalej nie znalazł jednak nikogo, kto go choć trochę przyhamuje i złoży z historii Pana Kleksa coś mniej chaotycznego, a bardziej stawiającego na spójne budowanie opowieści. Jeśli chce się stworzyć na rodzimym poletku coś w rodzaju kinowej sagi z prawdziwego zdarzenia, a później może i całego uniwersum, to stopowanie zapędów wydaje się wręcz esencjonalne. O ile jednak rok temu nie byłem nastawiony zbyt optymistycznie, teraz widać progres. Aby pochwalić Wynalazek Filipa Golarza co prawda trzeba użyć figury polskiej rozrywkowej kinematografii jako niewydarzonej i dopiero raczkującej w czymś, co inni zrobili już dawno, jednak mając cały czas świąteczny humor niniejszym właśnie to zrobię. Choć używając metafory chodu konia, ku wielkim rzeczom rozpoczął się tu dopiero stęp, sukces jedynki dawał twórcom pełne prawo spocząć na laurach. 

W okresie świąteczno-noworocznym możecie pójść do kina także na inne zrecenzowane przez nas filmy:

Flow - recenzja filmu. Go with the flow

Here. Poza czasem – recenzja filmu! Wieczny życia krąg

Mufasa: Król Lew - recenzja filmu! Elektroniczne lwy 2: Dzień sądu

zdjęcie główne tekstu: fot. Ola Grochowska

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

55/100
  • W końcu postacie mają tu jakieś motywacje i cele
  • Świetne są niektóre występy gościnne
  • Bardziej powściągliwy montażowo
  • Bardzo dobra ścieżka dźwiękowa z kapitalną wersją Lenia w wykonaniu Czesława Mozila
  • Ta Akademia dalej nie jest zbyt interesującym miejscem, nie ma mowy żeby marzyć odwiedzić jej progi
  • Chaotyczny
  • Niewykorzystani antagoniści

Movies Room poleca