Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Święto Kina już w 28 i 29 września!

Dzieci Amelii - recenzja filmu! Nie ma jak u mamy

Autor: Adam Kudyba
4 czerwca 2024
Dzieci Amelii - recenzja filmu! Nie ma jak u mamy

Matczyna miłość powszechnie uznawana jest piękną, bezwarunkową, taką, w której dziecko, cokolwiek zrobi i kim będzie, pozostanie w oczach rodzicielki ideałem, w przypadku głównego bohatera: syneczkiem mamusi. Gabriel Abrantes zabiera jednak nas w dużo mroczniejsze rejony tego uczucia i trzeba mu przyznać - robi to naprawdę nieźle. 

Edward (Carloto Cotta) jest raczej niewyróżniającym się facetem, który usilnie próbuje odnaleźć swoją biologiczną rodzinę. Dzięki urodzinowemu prezentowi od ukochanej Riley (Brigette Lundy-Paine), urządzeniu pozwalającemu zrealizować ten cel dzięki wgraniu próbki DNA, Ed dowiaduje się, że jego miejscem urodzin jest odległa Portugalia, gdzie wraz z matką mieszka jego brat bliźniak. Podekscytowana para oczywiście przyjeżdża na miejsce. Choć Riley cieszy się szczęściem partnera, z każdym kolejnym zetknięciem z nową-starą rodziną partnera coraz bardziej orientuje się, że coś tu nie gra.

Reżyser dokonuje całkiem interesującego zabiegu fabularnego, przerzuca bowiem uwagę widza z głównego zainteresowanego na jego dziewczynę. To całkiem zmyślny, ale co najważniejsze - skuteczny ruch. Edward jest w tej układance zagubionym dzieciakiem, zaślepionym faktem spotkania dawno niewidzianej rodziny, nawet mimo sytuacji, które w oczywisty sposób powinny zapalić w jego głowie przynajmniej żółte światło. Riley doświadcza dziwnych zdarzeń - koszmarów, widzi i słyszy dziwne rzeczy (świetna scena z użyciem tłumacza na początku). To za nią widz podąża w rozwiązywaniu tej zagadki.

Zanim jednak dojdziemy do finałowego rozwiązania, Abrantes szykuje dla nas jeszcze parę niespodzianek. Nie ma tutaj liczby twistów jak u Finchera, ale oszczędny opis filmu zwodzi, sugerując kolejny nudny, generyczny horrorek mielący ten sam motyw po raz enty. Dzieci Amelii imponują przede wszystkim bardzo wprawiającym w dyskomfort wizualnym klimatem. Nie brakuje tu ujęć-perełek, które stylistycznie tworzą coś na kształt wariacji kubrickowskiego Lśnienia z X Ti Westa, pod kątem budowania napięcia najbliżej temu filmowi chyba do Wizyty Shyamalana. Fabularnie jest jednak stojącym na własnych nogach, solidnym, skutecznie przerażającym filmem, zdolnym do wywołania w widzu uczucia obrzydzenia. 

Główną winowajczynią tego stanu jest Anabela Moreira, wcielająca się w Amelię. Młoda aktorka ukryta pod twarzą staruszki wielokrotnie potraktowanej botoksem robi doskonałą robotę - za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, skutecznie przyprawia o ciary. Choć wygląda karykaturalnie, oprócz grozy bije z jej postaci także żałość, bolesne pragnienie stania się znów młodą (w czym, im bliżej finału, absolutnie jej nie kibicujemy) za straszliwą cenę. 

Jej równorzędną rywalką na filmowym ringu jest Brigette Lundy-Paine. Aktorka wcielająca się w Riley jest bardzo przekonująca - świetnie oddaje jej nieufność i niepokój, ale również silny charakter czy inteligencję. Carloto Cotta jest tylko połowicznie dobry - jako Ed wypada głupio i nijako nawet jak na prawidła gatunku, za to bryluje w roli ekscentrycznego Manuela, niebezpiecznie podobnego wyglądem i głosem do Matthew McConaugheya. 

Gdyby musieć określić film Gabriela Abrantesa jednym słowem, padłoby na creepy. Choć zagadka będąca centrum filmu ostatecznie nie należy do najtrudniejszych na świecie, cały proces jej rozwiązywania jest prowadzony ciekawie. Warto dać się ponieść tej wizji, która nie jest perfekcyjna, ale częściej niż poczucie żenady oferuje silny dyskomfort.

Więcej recenzji filmów na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.